Rozdział 29

10.4K 1.1K 437
                                    

czasem nasza zgoda nie jest uwarunkowana chęcią, a zmianami w głowie, których sami nie rozumiemy.

błądzimy. i czasem pojawia się osoba, która usilnie próbuję zatrzymać nas w tej ciemności. wykorzystuje naszą słabość, nasze cierpienie. nie pozwala wrócić nam na właściwe tory. przetrzymuje nas jak niewolników. i wtedy, zwłaszcza wtedy, bardzo ciężko jest nam powrócić na naszą drogę.

bądźmy ostrożni.

***

— A może ustaniemy choć na chwilę i zastanowimy się co tak naprawdę chcemy zrobić? — Ray zapytał próbując dogonić przyjaciół.

Wiedział, że musi być tym odpowiedzialnym. Nawet, jeśli jego myśli krążyły dookoła biednego dziecka, które zostało skrzywdzone. Pomyślał o River, która mogła znaleźć się na miejscu Sally. Nie potrafił wyrzucić ze swojej głowy wszystkich tych strasznych obrazów.

— A może pójdziemy na żywioł? — Isaak spojrzał na niego, a w jego oczach pojawiły się te ognie, które były zbyt znajomym widokiem, by móc zignorować ich znaczenie.

— Nie — odparł. — Proszę, zatrzymajmy się choć na chwile i pomyślmy.

— Nie ma o czym tu myśleć — Logan wyglądał na zdeterminowanego. Ray spodziewał się takiej reakcji z jego strony. Nie bez powodu został stróżem prawa. Naprawdę wierzył w to, że będzie w stanie pomóc skrzywdzonym osobom. Miał syndrom bohatera, który często przesłaniał mu cały widok. — Załatwimy gnoja.

— Pojedziecie pod jego dom i co dalej? Wyciągniecie go na zewnątrz i zakatujecie?

— W sumie to tak — Isaak pokiwał głową. — Ja chciałem podpalić mu dom, ale twój plan też jest dobry.

— Isaak — tym razem głos Raya nie był ani trochę stanowczy. Przypominał płaczliwe proszenie dziecka. Wiedział, że nie wygra z trójką przyjaciół. Każdy z nich miał jasny cel. Vincent nie wyglądał na przekonanego, ale z chęcią do nich dołączył. Prawdopodobnie teraz w jego głosie przeprowadzona została analiza wszystkich faktów. Chciał mieć pewność w tym, że żaden z ich czwórki nie zostanie ukarany. Na pewno miał już w głowie kilkadziesiąt argumentów, dowodów i wyjaśnień. Już nie był tym dzieciakiem, który nie potrafił obronić Isaaka przed odsiadką w poprawczaku. — Nie rób tego.

— Nie zabronisz mi.

— Już byłeś karany — odparł. — Jeśli teraz ktoś nas złapie, to będziesz miał najsurowszą karę. Pójdziesz siedzieć Isaak. Każdy z nas pójdzie.

— To nie idź, jeśli tak bardzo boisz się kary— wzruszył ramionami.

— Wiesz, że nie o to chodzi!

Klatka piersiowa Raya unosiła się w zawrotnym tempie. Czuł, jak krew przyśpiesza, a oddech staje się ciężki.

Wpatrywał się w Isaaka i widział, jak ten łagodnieje. Ostatnie tygodnie nie były łatwe dla ich przyjaźni. Ale teraz powinni odstawić na bok wszystkie nieprozumienia i działać razem. Ray starał się oddychać spokojnie, ale nie było to łatwe zadanie. Nie, jeśli wiedział co niedługo się wydarzy. Oczywiście, że bał się karty. Ale bardziej przejmował się Isaakiem. Ich trójka nigdy nie była karana, a na dodatek dwójka z nich była szanowanymi stróżami prawa. Isaak był karany i to on oberwałby najbardziej. Ray nie był gotowy, żeby widzieć go za kratkami. Nie był gotowy na rozłąkę z nim.

— Nie musisz jechać, Ray — Vincent powiedział spokojnie. — Przypilnuje ich.

— Pojadę — odparł i wsiadł do samochodu.

Czterech Ojców River Conway | TOM I & II ✓ [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz