Zostały minuty do rozpoczęcia turnieju.
Na trybunach widocznych z pola namiotowego zebrali się już nieliczni widzowie. Wydelegowani przez Odenrika strażnicy sprowadzili konie wojowników biorących udział w wydarzeniu. Melée — bo takie miano nosił rodzaj tego turnieju — to zmagania, w których wszyscy uczestnicy dosiadali wierzchowców. Podzieleni na dwie grupy, nacierali na siebie z bronią, a jej wybór był całkowicie dowolny. Nie dziwił więc fakt, że oprócz mieczy, które były podstawową bronią rycerzy, w rękach wojowników widziano także topory, korbacze czy młoty.
Amis i Rene stali pod swoim namiotem rozglądając się dokoła. Panował niemały zamęt, gdyż pomiędzy namiotami było dość ciasno, a każdy z wojowników miał już u swego boku wierzchowca. Ci bardziej nerwowi i agresywni często krzyczeli i obrażali innych wojowników za to, że przypadkowo na nich wpadli lub potknęli się o czyjąś stopę. Nie trudno było zgadnąć, że jednym z nich był Angus, który zdaniem Amisa wręcz uwielbiał wszczynać awantury. Rosły wojownik wymachiwał gwałtownie toporem, kiedy jeden z rycerzy Kentu przeszedł zbyt blisko niego. Angus najwidoczniej uznał to za przekroczenie granicy przestrzeni osobistej, mówiąc, że tamten mógł spłoszyć jego konia. Kiedy skończył wydzierać się na Kentyjczyka łypnął w stronę, gdzie akurat stali Rene z Amisem. Dwójka przyjaciół pochwyciła groźne spojrzenie wojownika. Od ostatniego spotkania z nim Amis mógł przypuszczać, że rosły wojownik wcale nie przez przypadek wygada się, kim tak naprawdę jest, jednak Angus nadal nie poczynił żadnych kroków w tym kierunku. To ta niepewność najbardziej niepokoiła byłego rycerza. Angus mógł być nieprzewidywalny, a trzymanie pełnego obaw Amisa na skraju niepewności najwyraźniej dawało mu satysfakcję, bo uśmiechał się tylko szyderczo w jego stronę. Pozostawał jeszcze Ravelin, który za to wiedział znacznie więcej niż Angus. A z pewnością domyślał się więcej niż on, chociaż nie do końca było wiadomo, co jeszcze temu brodatemu wojownikowi chodziło po łepetynie. Ale jedno Amis wiedział na pewno, że nie może teraz zaprzątać sobie nimi głowy.
Nagle rozległ się melodyjny dźwięk trąbki, sygnalizujący, iż wszyscy zawodnicy mają wejść na arenę.
Amis dosiadł konia. Spojrzał na Renego bez słowa. Młody druid wiedział, jak ogromna ciąży na nim presja.
— Powodzenia — powiedział Rene, nie wpadając na lepszy pomysł, jak mógłby wesprzeć przyjaciela.
Były rycerz nie odpowiedział. Był zbyt pochłonięty własnymi myślami. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak, w końcu dwie wrogie mu osoby znały jego tożsamość i mogły go w każdej chwili zdradzić. Musnął Dragana kolanem i ruszył w stronę areny, dołączając do reszty wojowników.
Arena była ogromna, idealna do zmagań konno. Po jednej stronie okalały ją wysokie, sześciopiętrowe trybuny, gdzie nielicznie siedzieli mieszkańcy miasta. Na samym środku, w loży królewskiej zasiadał Odenric oraz król Artur. Otoczeni byli strażnikami, a obok nich zasiadali najbliżsi władcy żołnierze Dierneburga, którzy nie brali udziału w zmaganiach, w tym i Ravelin, któremu również najwyraźniej nie było po drodze, aby walczyć. Podczas takiego wydarzenia rycerze królestwa organizującego turniej mają w obowiązku wziąć w nim udział. Wycofanie się bądź rezygnacja były zachowaniem niehonorowym i nie cieszyły się dobrą sławą i popularnością wśród rycerzy oraz wśród mieszkańców. Dierneburg jednak rządził się własnymi prawami.
W melée zwyczaj był taki, że to goście stawali przeciw gospodarzom. Tak i było tym razem, ale do żołnierzy Dierneburga dołączyli również rycerze Kentu, toteż gospodarze mieli znaczną przewagę liczebną. Wjechali na środek areny wolnym kłusem zataczając koła, podczas gdy druga grupa, przeciwko której mieli walczyć, czekała na swoją kolej, aby się zaprezentować.
Rycerze Kentu i Dierneburga ustawili się w równym rzędzie, jeden obok drugiego. Ich konie poruszały nerwowo głowami i niecierpliwie przebierały kopytami, paląc się do wyścigu. One już dobrze wiedziały, co zaraz się wydarzy. Wtedy na arenę wypadła reszta wojowników, w tym Amis i rycerze Camelotu. Grupa ta chaotycznie rozproszyła się po całym placu, niektórzy wymachiwali mieczami, toporami czy inną bronią, którą akurat mieli w posiadaniu, chcąc pokazać swoim wrogom, jacy są silni. Jednak na nikim nie robiło to wrażenia. Widzowie siedzieli raczej cicho, bojąc się w obecności króla w jakikolwiek sposób okazać emocje. Odenric spoglądał tylko na całe wydarzenie bystrym wzrokiem, co jakiś czas zerkając na Artura i czekając na moment, w którym w końcu zabierze głos.

CZYTASZ
Kroniki Legendarnego Królestwa. Tajemna Twierdza
FantasyOpowieść osadzona w legendarnym świecie króla Artura, w której śledzimy losy szesnastoletniego Renego Reilly. Rene Reilly to chłopak o niecodziennych zainteresowaniach, który wiedzie dość proste życie zwykłego nastolatka. Wszystko zmienia się, kiedy...