Rozdział VII

13 3 0
                                    

Do Kinborough — stolicy Mercji — Amis i Rene wjechali tuż przed zachodem słońca. O tej porze ulice miasta były już prawie puste, a nieliczni ci, którzy jeszcze nie zdążyli wrócić na noc do domów, spoglądali ukradkowo z lekkim przestrachem na mijającego ich na wysokim koniu jeźdźca w czerni. Rene zastanawiał się, czy Amis jest świadom tego, że wzbudza w mieszkańcach strach, ale były rycerz, ze wzrokiem skierowanym przed siebie, zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na przechodniów.

Brukowana główna ulica, podobnie jak w Camelocie, była na tyle szeroka, że spokojnie mogliby się wyminąć z jadącym z na przeciwka wozem. Z dwóch stron okalały ją pasaże niskich domów, za którymi znajdowały się wyższe o piętro domostwa, a za nimi z kolei jeszcze wyższe budynki, co tworzyło ciekawą kaskadę. Przemierzali właśnie przez niewielki placyk, od którego wiodła ulica w stronę zamkowego dziedzińca. Minęli ją jednak i zatrzymali się przed jednym z dwupiętrowych budynków. Rene powiódł wzrokiem w ślad za spojrzeniem Amisa, który przyglądał się drewnianemu szyldowi. Zwisająca krzywo na jednym sznurze tabliczka ledwo trzymała się metalowego pręta wychodzącego ze ściany. Dopiero po chwili Rene rozszyfrował widniejący na niej napis.

— „Piekielny kocioł” — przeczytał bardzo powoli, bo wytarte litery były słabo widoczne z odległości, w której stali. Skrzywił się z niechęcią i zerknął na swojego towarzysza. — To jakiś żart?

Na twarzy Amisa pojawił się uśmieszek.

— Większość tawern nosi dziwne nazwy. Ta jeszcze nie jest najgorsza — stwierdził i dodał: — Zjemy coś i zapytamy, czy są wolne pokoje. Włóczenie się w nocy po mieście raczej nie jest mile widziane.

Amis wyjaśnił Renemu, że przy karczmach zwykle znajdują się stajnie, w których goście podróżujący konno mogą pozostawić na czas ich pobytu swoje wierzchowce. Ruszyli więc na tyły budynku, gdzie takowe pomieszczenie zostało do tego celu zagospodarowane. Tam uprzejmie powitał ich stajenny i wskazał miejsce, gdzie mogą przywiązać Dragana i Freyę. Oczywiście należało mu zapłacić parę drobnych za opiekę nad końmi, więc Amis wygrzebał z sakiewki kilka pensów, które wręczył zadowolonemu stajennemu. Kiedy konie były już zabezpieczone, mogli spokojnie udać się na wieczorny posiłek.

Od samego progu tawerny w ich nozdrza uderzył zaduch i mieszanka różnych, niezbyt dla Renego przyjemnych, zapachów. Amis, zaciągnąwszy się tym jakże ciężkim powietrzem, stwierdził natomiast, że będzie czekać ich smaczna strawa. Poddając pod wątpliwość sprawne funkcjonowanie zmysłu węchu swojego przyjaciela, Rene podążył za Amisem do jednego z wolnych stolików znajdujących się przy ścianie.

W karczmie panował niemały ruch. Większość gości popijała trunki alkoholowe z miedzianych kufli, a co po niektórzy zajadali się zupą o nieciekawym kolorze. Zewsząd było słychać brzęk łyżek i głuchy dźwięk energicznie stawianych na blat szklanic. Amis w tym czasie rozwalił się na krześle i co jakiś czas obrzucał spojrzeniem kontuar po przeciwnej stronie sali, za którym krzątała się przysadzista kobieta. Rene natomiast nerwowo obserwował gości, wciąż mając w pamięci ostatnią wizytę w tawernie, ale oni jednak nie zwracali na dwóch podróżnych uwagi, zbyt zamroczeni wypitym alkoholem i pochłonięci rozmową ze swoimi kompanami.

Nie minęła minuta, kiedy owa kobieta pojawiła się przy stoliku Amisa i Renego, jednak droga, jaką musiała pokonać, aby do niego dotrzeć była dość skomplikowana — kręty labirynt utworzony z porozstawianych po całej sali krzeseł i stolików. Zadanie wydawało się tym bardziej trudne, gdyż rozmiary kelnerki zdecydowanie uniemożliwiały jej zwinne poruszanie się.

— Co będzie? — spytała ponuro i obrzuciła ich takim spojrzeniem, że Renemu aż odechciało się jeść.

Amis zmusił się do uprzejmego uśmiechu.

Kroniki Legendarnego Królestwa. Tajemna TwierdzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz