Świst stali nad urwiskiem niemal zagłuszał towarzyszący mu szum fal. Ciepłe promienie słońca muskały twarze walczących, uwydatniając rumieńce zmęczenia na ich policzkach. Taksowali się wzrokiem. Obserwowali, które zaatakuje pierwsze. Miecze co rusz zderzały się ze sobą, bez chwili wytchnienia. Na całe szczęście tego nie potrzebowały. Nie można było jednak tego powiedzieć o ich właścicielach. Choć obojgu spływał po twarzy pot, w dużej mierze spowodowany wysoką temperaturą, było widać jak na dłoni, któremu z nich zmęczenie doskwiera mocniej. Kobieta, zdradzona ciężkim dyszeniem oraz poluźnianiem chwytu na rękojeści, w ostatniej chwili zablokowała cios przeciwnika, zatrzymując ostrze milimetry od swojej twarzy.
– Skup się – warknął przez zęby rywal, napierając na nią z całej siły.
– Jestem skupiona, Zephyrze.
Cóż, nie było to prawdą. Choć z jej inicjatywy w tak wyjątkowy dzień prawdopodobnie jako jedyni w królestwie oddali się treningowi, myślami była zupełnie w innym miejscu. Zephyr to czuł. W końcu został przyznany Aurorze odgórnie przez doradców jako preceptor miecza, więc znał mechanikę swojej uczennicy na wylot.
– Księżniczce nie przystoi kłamać – rzucił. Aurora cofnęła się o krok. Zephyr był szybki, momentami zbyt szybki. Ostatkami sił zablokowała jego cios. – Masz dość, Viendelle?
Na twarzy mężczyzny pojawił się ten zawadiacki uśmieszek, którym zawsze doprowadzał ją do szewskiej pasji. Wściekła Aurora zatrzepotała skrzydłami, powodując niewielki, acz intensywny rozbłysk. Choć Zeph doskonal znał jej sztuczki, stracił na moment czujność. Oślepiony nie zauważył, że dziewczyna ruszyła w jego stronę, celując mieczem w sam środek jego piersi.
Zeph w ostatniej chwili złapał ostrze dłonią ukrytą w skórzanej rękawicy. Nadal oszołomiony, otworzył usta, by zrugać swoją podopieczną. Wtedy jednak obok nich ktoś się pojawił.
– Koniec zabawy, dzieci. Nie wierzę, że zachciało wam się trenować w dzień przesilenia letniego. Zeph, szukają cię do pomocy przy tak wielu sprawach, że przestałam liczyć, a Cornelius chyba zaraz oszaleje, jak nie zobaczy zaraz swojej księżniczki gotowej na uroczystość.
Dostojna postać wylądowała z gracją na miękkiej trawie. Jej stopy były bose, a burza rudych włosów falowała wraz z wiatrem nadciągającym znad morza. Z założonymi rękami zerkała surowo raz na następczynię tronu, raz na jej nauczyciela.
– Lyro, czy ktoś ci już dzisiaj mówił, jak cudnie wyglądasz? Twoje piegi są jakby wyrazistsze niż zwykle...
– Siedź cicho, Zeph, albo zaraz zostaniesz zepchnięty z tego urwiska – warknęła i pogroziła mu palcem. – Auroro, radzę ci się sprężać, jeśli chcesz zdążyć się wyszykować.
Viendelle westchnęła.
– Przecież jeszcze nigdy nie spóźniłam się na żadną ceremonię – zaczęła, chowając miecz do pochwy przytwierdzonej do pasa. – Jak bardzo jest wściekły? – zapytała Lyrę, na co ta wzruszyła ramionami, po czym skrzyżowała ręce na piersi.
– Nie wiem. Leć i sama się przekonaj. Prócz niego przed twoją komnatą od rana czeka sztab przelęknionych służek. Tym też wypadałoby się zająć, księżniczko – odparła sarkastycznie.
Lyra Seldryn jako jedna z niewielu mogła w tak bezpardonowy sposób zwracać się do głowy królewskiego rodu. Uprawniał ją do tego oczywiście status przyjaciółki; w podobnym położeniu był zresztą Zephyr, choć ten pełnił też funkcję jej Mistrza Miecza, w związku z czym na większą otwartość w rozmowie mógł sobie pozwolić jedynie podczas prywatnych lekcji. Tylko przy tej dwójce Aurora mogła czuć się swobodnie, wiedząc, że nikt jej nie skarci za niestosowne zachowanie albo nieodpowiednie słownictwo. Choć uczyła się etykiety od dziecka i miała ją w małym palcu, często czuła się swoją pozycją przytłoczona.
CZYTASZ
✧ Serce Vilvena ✧ JUŻ W KSIĘGARNIACH !
FantasyPierwszy tom magicznej sagi o wróżkach, jakiej jeszcze nie było! Minęły lata, odkąd zaginął najważniejszy artefakt Atrilii - Serce Vilvena. Bez niego kraina wróżek choruje - magia znika, a wraz z nią umiera też cała przyroda. Podczas Święta Przesile...