Rozdział 1

79 7 0
                                    

Promienie słoneczne zalewały stolicę Polski. Były święta 2005 roku, ulice pokryte śniegiem, bałwany stojące na chodnikach, rodzice z dziećmi zmierzające zapewne do sklepów na zakupy. Tłok jak w piekle. I pomyśleć tylko, że za plus minus miesiąc, będzie tu pusto, cicho, tylko z postaciami podążającymi do nikąd.. Ale jednak zacznę od samego początku...

Dni mijały szybko, zwłaszcza po moim przyjeździe do Polski z Afganistanu. Pewnie się domyślacie kim jestem z zawodu, i wiecie co? Zajebiście to lubie, uwielbiam adrenalinę płynącą przez moje żyły, gdy trzymam taliba na muszce, to coś wspaniałego jak dla mnie, ale dla innych pewnie przerażające. No cóż, dużo osób w tym momencie nazwie mnie mordercą- skurwielem, nie zabijałem, ja likwidowałem. Byłem w Jednostce Wojskowej , szkoliłem się na snajpera, byłem na większej ilości szkoleń niż mam lat, haha. A szkolenia są cholernie trudne powiem wam, pierwsze szkolenie polegało na likwidowaniu z zimną krwią, przeciwnik to nie mój brat... Dostałem szczeniaczka, śliczny był i słodki (tak wiem, mam słabość do zwierząt) nazwałem go Hał Hał, dość proste imię, hah. Opiekowałem się nim, dawałem mu jeść, myłem go, wychodziłem na spacery, przez jakieś 6 miesięcy, a później, gdy wezwano mnie na strzelnicę wraz z pieskiem, celem nie była tarcza, celem był Hał Hał. W tamtej chwili, gdybym zobaczył siebie, śmiałbym się przez tydzień, taki byłem blady, masakra. Ale musiałem to zrobić... i zrobiłem. Po tym przypadku stałem się odporny na prawie wszystkie uczucia. Ale wracając. Wróciłem 30 listopada, w 10 rocznicę mojego ślubu z Paulą, i odrazu zaczęła się praca... Do tego miałem na głowie jeszcze moją żonę, była w zaawansowanej ciąży. Ale jakoś dawałem radę, zawsze sobie radziłem to i teraz poradzę.

- Kochanie! Wstawaj śniadanie - krzyknęła z partera Paulina.

- Już schodzę.. - odpowiedziałem przecierając oczy. Znowu cholerny poranek, ta monotoniia mnie zabijała, wiecie? Codziennie to samo, kurwa! Wstaje, idę do pracy, wracam, coś obejrzę, albo siądę do komputera, położę się, poczytam książkę, bzyknę się z żoną i pójdę spać... i od nowa. Podrapałem się po łysej głowie, wstałem z rozbebłanego łoża, i stojąc koło okna, opierałem się o zimny parapet, patrząc na blask słońca, zatłoczone ulice, śmiejące się dzieci, a że było boże narodzenie, więc ruch na ulicy był olbrzymi. Zapaliłem papierosa, malboro, moje ulubione. Założyłem kapcie, i krokiem pijaka ruszyłem do łazienki. Załatwiłem moje potrzeby, wyszorowałem paszczoszczęczki i przemyłem twarz. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem kolesia szerokiego w barach jak dwie szafy, koło 40, broda w stylu Chucka Norrisa, z licznymi bliznami, lecz jedną wyrużniającą się. Przebiegała ona od czoła, poprzez oko, policzek, aż do kącika ust. Każda blizna - jedno wspomnienie, ile człowiek przeszedł w Iraku, Afganistanie, Libii... ehh. Zszedłem na dół. Przywitałem się z moim skarbem i usiadłem przy stole. Paulina to moja żona od 16 lat, kochana, śliczna, słodka, mądra, wierna, poznałem ją w bibliotece, jest rok młodsza odemnie. Takiej kobiety zawsze chciałem, witającą mnie w mojej starej bluzie.. Ciepła kawa, jajecznica, i moja miłość po drugiej stronie stołu, idealnie prawda? Kto by pomyślał, że za miesiąc to będzie już historia? Sięgnąłem po gazetę, nie wyborczą, bo tam dowiedziałbym się tyle co od mojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Tak, Paulina wtedy była w zaawansowanej ciąży, miałem mieć synka, imię zapewne będzie Przemek. Ale do rzeczy.. Znowu artykuły o atakach dżihadu na Rosyjskie miasta, kurwa po kiego oni dążą do laboratoriów?! Ogarnąłem się, ucałowałem Paulinkę, ubrałem się ciepło bo oczywiście moja kochana żona, nie chciała widzieć mnie bez szaliczka i czapeczki, Boże jak ja ją kocham. Teraz dorabiałem sobie u kumpla Łukasza w zakładzie samochodowym. Niezła robota, miesięcznie 2 500 zł, starczało na wszystko, plus zarobek z armii. Ale wróćmy do mojego wyjścia.. Zjechałem windą na dół, po drodze witając moją sąsiadkę Alicję, wraz z jej mężem doktorem Arturem. Alicja to blondynka, dziewczyna koło 26 lat, śliczna, zgrabna, wykształcona, jakieś 160 wzrostu, a doktorek, to 30 letni facet, raczej typ człowieka bez konfliktowego, schludny, wyedukowany, ale taki facet z niego jak z koziej dupy trąba, mówie wam, boi się muchy. Wyszedłem z domu, i poczułem chłód grudniowego poranka, przed blokiem stało paru żulów, i to z samego rana. Jednego z nich znam, Stefan, biedny chłopina, stracił żonę w wypadku, i to w sumie dobrze, nie będzie widziała tego co się zdarzy. Zawsze coś mu kasy dawałem musi coś jeść. Często kupuje same znicze na grób swojej żony, przez to odejmuje sobie od buzi. Bardzo ją pewnie kochał... Wsiadłem do mojego czarnego BMW E36, wymarzony samochód, odpicowany, skóra, głośniki i inne bajery. Włączyłem radio.. "..Ataki dzihadystów, na bazy rabolatoryjne w południowej Rosji nasilają się... - pieprzone muzułmany.. - .. Edyta Górniak urodziła dziś o północy... " wyłączyłem ten szajs, nic ciekawego, może później powiedzą coś o tych atakach... kurwa, że mnie tam nie ma.. ale na co komu 40 letni weteran.. Skupiłem się na prowadzeniu, nie chcę spowodować wypadku, już za dużo zabiłem ludzi, za dużo krwii przelałem... Minąłem sklep z zabawkami, i po drugiej stronie ulicy w głębi, ujrzałem granatowy szyld zakładu "Śruba", wjechałem na parking obok, i wysiadłem z mojej limuzyny. Stanąłem przed wielkim garażem, i zobaczyłem Łukasza.

- Czołem Łukasz! Co? Już sniadanie?- spytałem z uśmiechem podając dłoń Łukaszowi, w drugiej łapie trzymał nadgryzioną kanapkę.

-A no widzisz, haha, Anka mi rano nie dała zjeść, jeśli wiesz o co chodzi, hehe.
Łukasz to dobrze zbudowany skurczybyk, ma okalającą twarz brodę, długie włosy splecione w kucyka, szeroki w barach. Tyle chłopina ze mną przeszedł, że mogę mówić o nim jak o bracie.

-Co dzisiaj mamy? Jakieś fajne autka?- zapytałem przebierając się w strój roboczy. - Niee, praktycznie lajt, jakiegoś citroena mamy, sprawdzić akumulatory, a tak to nic - odpowiedział łysy, bo tak na niego mówiliśmy z racji iż miał długie włosy. Zabraliśmy się do roboty, zajęło to nam jakieś, hmm.. 2 godziny, akumulator do wymiany i pare innych rzeczy, o 15 facet był po samochód. Łysy siadł na podrapanym fotelu pod ścianą, i sięgnął po zimne piwo, i mi je rzucił. - Dzięki.. Łysy, co sądzisz o tych islamistach atakujących te pieprzone laboratoria? - zapytałem. - Wiesz, stary, to całe gówno, te laboratoria, to jedno wielkie bagno.. nie wiem o co chodzi dżihadystą, ale mam nadzieje, że Putin obroni południe kraju, inaczej z tego może wywiązać się większe gówno, nie sądzisz? Chuj wie, co ruski, tam trzymają. A wiadomo, o tych wsztstkich ich broniach biologicznych... dobra, nie gadajmy o tym. - powiedział Łukasz zakładając nogę na nogę i popijając łyk wojaka. - OK. Jak tam żona, dzieci? - zapytałem łysego - Ania, w pracy, przepisuje papiery, nienawidze takiej roboty stary, tylko piszesz i piszesz te piaperki, a dzieci w szkole. I tak rozmawialiśmy do 18, czekając na możliwych klientów. Pare minut po 18, zamknęliśmy zakład. Podszedłem do auta. - Podwieźć cię? - zapytałem. - Jeśli to nie problem .. - odparł. - Coś Ty, wsiadaj - Zapakował się na miejsce obok mnie, odpaliłem silnik i włączłyłem radio. - .. muzułańscy bojówkarze, niszczą kolejne Rosyjskie miasta, są coraz bliżej laboratoriów... Dżihadysci sieją zniszczenie w południowej Rosji .. Wladimir Putin, wysyła wojsko na południe ... Kolejne miasta padają pod naporem bojówkarzy ... 35 tys. osób zabitych ... ciała leżą na ulicach ... - Co tam sie kurwa wyrabia ... - powiedział Łysy patrząc w okno - Tam giną kobiety i dzieci, a Putin dopiero teraz chce wysyłać wojsko.. - Dojechaliśmy do domu Łukasza, przybiłem z nim piątke, zobaczyłem kątem oka jak otwiera drzwi i odjechałem. W drodze powrotnej wpadłem jeszcze do sklepu po pare rzeczy do domu. O 19 już witałem Paulinkę. Poczytałem książkę i położyłem się spać.

Dni mijały bardzo szybko. Minęła Wigilia, Boże Narodzenie wraz z nowymi informacjami z Rosji. Dżihad dotarł do laboratoriów na Krymie. A więc osiągneli swój cel... Ale o co im chodziło? Dowiedziałem się wczoraj... Ich chora muzułmańska religia, lub raczej ideologia dąży do opanowania świata, chcą zacząć od Rosji, a w laboratiorach trzymają różnej maści gatunki. No cóż, zobaczymy jak to się wszystko potoczy, mam nadzieje, że te pojeby nie dotrą do Polski...

Ostatni ZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz