Chłopak obracał żyletkę w palcach, dokładnie się jej przyglądając. Cienki kawałem metalu odbijający światło księżyca całkowicie pochłonął jego uwagę. Chwycił pewniej żyletkę przysuwając ją do ręki, zamknął oczy i przeciągnął ostrzem po skórze. Uwielbiał to w jaki sposób uczucie nacinania skóry i łączące się z tym ciepło rozchodzące po ręce odcinało go od wszystkiego wokół, można powiedzieć że to go pasjonowało. Mimo wszystko tak jak każdy miał hamulce, Theo bał się rozciąć skórę głębiej. Maksimum chłopaka to mniej więcej milimetr. Zastanawiał się jakie by to było uczucie gdyby zrobił głębsze rany, jednak jest to granica której nie sposób przekroczyć. Spojrzał na swoje przedramię które było w całości pokryte czerwonymi kreskami, ciągle dostarczając kolejnych. Jedyne czego pragnął to pozbycie się natrętnych myśli i wspomnień. Pomagała mu w tym żyletka i papierosy. Starał się to ukrywać co dotychczas mu wychodziło doskonale, przynajmniej tak mu się wydawało.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi, w panice zsunął rękaw bluzy a żyletkę wrzucił do kieszeni. Usłyszał otwieranie drzwi w których stanął jego ojciec, odwrócił się w jego stronę przełykając ślinę.
- Podejdź tu synu - powiedział surowym tonem ojciec. Chłopak podszedł powoli do ojca celowo nie utrzymując kontaktu wzrokowego - Spójrz na mnie - Theo niepewnie podniósł na niego wzrok. W oczach ojca zobaczył złość i rozczarowanie, a tej mieszanki nienawidził całym sobą. Widział że ojciec przygląda się jego oczom doskonale znając powód - Brałeś - chłopak już wiedział jak skończy się ta rozmowa.
- Nic nie brałem - odpowiedział dalej utrzymując kontakt wzrokowy - jestem czysty, to że Tara brała nie znaczy że też to robię - po tych słowach odrzuciło jego głowę na bok, a polik zaczął niemiłosiernie piec.
- Nie wypominaj jej błędów gówniarzu, o zmarłych się mówi dobrze albo wcale. A moje podejrzenia mają poparcie po tym w jakim stanie wróciłeś ostatnio do domu - Powiedział mężczyzna znacznie podnosząc głos. Theo słuchał tego w tej samej pozycji w jakiej został po uderzeniu.
- Tyle że ja wróciłem lekko napity a nie naćpany do tego stopnia, że nie kontaktowałem - wiedział, że powiedzenie tego na głos było jego zgubą ale wiedział również że i tak rozmowa skończyła by się tak jak zaraz się skończy więc wolał przyśpieszyć ten proces. - Więc nie rób ze mnie narkomana. - poczuł uderzenie pod żebrami przez co osunął się na kolana. Po chwili chłopak leżał na podłodze przyjmując ciosy, będąc świadomym swej bezsilności. Jedyne co mu pozostało to przeczekanie do końca.
***
Theo obudziło uderzenie czegoś o ziemię. Tym czymś był on, a przyczyną upadku był przyjaciel stojący w jego pokoju.
-Czy jest kurwa jakiś powód czemu mnie śmieciu zrzuciłeś z łóżka?- syknął do chłopaka stojącego nad nim ewidentnie dumnym ze swojego czynu.-Kto cię w ogóle wpuścił?
Kiedy poszkodowany podnosił się do siadu, wyższy chłopak usiadł przy biurku szatyna i zaczął przeglądać niektóre zeszyty-Zaraz są lekcje, a ciebie już wystarczająco długo nie było. Z tego co widzę nawet notatek nie nadrobiłeś. A wpuściła mnie twoja mama.
-Kurwa Brett, trzy dni mnie nie było. A notatki uzupełnię potem.
-Reaken nie wkurwiaj mnie i rusz tą tłustą dupę do szkoły- powiedział rzucając ubrania Theo w jego twarz. Chłopak jedynie chwycił rzeczy i poszedł się ogarnąć do łazienki.
Szatyn zdjął bluzę od piżamy i spojrzał w lustro. Patrzył na każdą ranę, każdą bliznę, każdy pieprzyk, każdy nowy siniak, na dosłownie każdy centymetr swojego ciała patrzył z obrzydzeniem. Obrócił się tak by zobaczyć swoje plecy by sprawdzić czy ma jakieś siniaki, kiedy tak skanował swoje plecy natknął się na bliznę o której zapomniał. Patrzył na nią i przez dłuższą chwilę nie mógł sobie przypomnieć skąd ona jest. Po chwili uświadomił sobie że to kolejna blizna którą dostał od ojca. Usłyszał z dołu zapewnienie Bretta zdzierającego gardło, że jak sie nie pośpieszy będzie szedł pieszo.
***
Po upływie piętnastu minut oboje siedzieli w samochodzie otuleni ciszą która dla wyższego była dość niepokojąca. Jechali tak przez dwadzieścia minut, a gdy za rogiem można było zauważyć budynek szkoły brunet zahamował - Co ci jest?- spojrzał na chłopaka obok- Nie ma cię w szkole przez powód, którego nawet nie raczyłeś mi powiedzieć. Kurwa nawet na wiadomości nie odpisujesz, a teraz nawet nie raczysz ze mną porozmawiać.
-Powiem ci po szkole okej? Idźmy już bo się spóźnimy. - Kiedy miał już otworzyć drzwi brunet je zablokował - Kurwa Talbot zaraz się serio spóźnimy otwórz te drzwi.
-Nie otworze do puki nie powiesz co się stało. Theo ja widzę po tobie, że coś się stało, jesteś strasznie cichy.- Szatyn spojrzał na swoje dłonie i westchnął naciągając rękawy bluzy.
-Nic wielkiego, po prostu ojciec przyjechał i mieliśmy małą sprzeczkę jak mama była w pracy.
-Ja pierdole, a dlaczego nie odpisywałeś?
-Brett przestań drążyć okej?
-Czyli cię pobił. A twoja matka wie?- Spojrzał na przyjaciela z widoczną troską w oczach, czego starszy nienawidził, bo nie uważał tego za nic wielkiego, tym bardziej że jego zdaniem nie było zbyt dużo skutków ubocznych. Bo w końcu siniaki go bolały około trzy dni, a potem się o nie nie martwił bo nie były w widocznych miejscach. Jedynie wymiotował często po tym jak dostał w brzuch, a rodzicielce powiedział że się czymś zatruł. -Theo, czy twoja mama wie?
-Wypuść mnie Talbot.- powiedział na wpół błagalnym tonem, uporczywie patrząc się w swoje dłonie. Młodszy jedynie westchnął ze zrezygnowaniem i odblokował drzwi.
CZYTASZ
Before Death
RandomTheo to zniszczony przez rzeczywistość nastolatek, któremu zdaje się że nic nie jest w stanie pomóc. Natomiast Liam to nadpobudliwy nastolatek z problemami z agresją, który ciągle wplątuje się w jakieś kłopoty co może być uciążliwe przy zmianie szko...