I don't wanna die alone

78 5 0
                                    

Jak długo znajdowałam się w tej pętli? Nie wiem. Czas był tu kwestią względną. Po raz kolejny szłam w stronę domku letniskowego na wzgórzu. Według kalendarza, przyjechałam tu z rodziną 3 dni temu, ale w praktyce byłam tu od prawie półtora tygodnia. Czyli od siedmiu dni zmagałam się z tą cholerną śmiercią.

Droga do domku letniskowego prowadziła przez las. Szłam równym, przyspieszonym krokiem. Słońce przebijało się przez korony drzew. Ptaki śpiewały i gwizdały jakąś zbyt optymistyczną piosenkę. Moją głowę zaprzątały myśli- "Czy tym razem się uda?"

Jakieś zwierzę przebiegło mi pod nogami prawie mnie przewracając. Skręciłam w lewo. Pokonałam most rozciągnięty nad taflą jeziora, które w świetle słońca mieniło się w odcieniach krwawej czerwieni. "Już blisko." Znów wkroczyłam w las.

Nie wiem, kiedy mój szybki marsz został zastąpiony przez bieg.

Spojrzałam na zegarek. Była 4 rano. Wszyscy jeszcze spali. Powinnam wejść do swojego łóżka i udawać, że śpię. Za równo 15 minut powinien obudzić się Lui i zacząć płakać. Wtedy mama wejdzie do jego pokoju, a Ethan będzie chciał wpakować się pod moją kołdrę. Zdążę.

Minęłam stary, spruchniały dąb, który leżał na ścieżce chyba od wieków.

Odgarnęłam chaszcze i znalazłam się na tyłach małego, góralskiego domku, w którym spędzałam wakacje. Weszłam do środka tylnymi drzwiami, wspięłam po schodach i byłam już na 1 piętrze. Całe piętro zajmowały sypialnie- moja, mamy i moich braci. Ta ostatnia znajdowała się akurat naprzeciw mnie. Wślizgnęłam się do środka. Pierwsze promienie słońca oświetlały łóżko na którym spał Ethan. Kojec Liu nadal był pogrążony w ciemności. Stał przy drzwiach, tuż pod zielonym zegarem, którego wskazówki poinformowały mnie o tym, że do początku pozostało jeszcze 10 minut. Bałam się spojrzeć na niewinne twarze dzieciaków, ale żałowałabym, gdybym tego nie zrobiła. Podniosłam misia leżącego na podłodze i wrzuciłam Liu do kojca. Przymknęłam drzwi i skierowałam swoje kroki do mojego pokoju. Nie zaświeciłam światła, bo blask poranka był już na tyle jasny, że mogłam się bez niego obejść. Wyciągnęłam ze starej szafy równie starą koszulę nocną. Przebrałam się w nią i padłam na łóżko. Nad drzwiami sypialni również wisiał zegar. Tym razem niebieski. "Zabawne" stwierdziłam wtedy. Tych zegarów nie było tutaj od początku. Pojawiły się mniej więcej po moim trzecim przeżyciu tego dnia. Jakby ON specjalnie je zawiesił. Jakby delektował się moim strachem przed końcem. "To się zdziwi. Tym razem wygram." Minuty mijały. W końcu rozległ się ten długo wyczekiwany płacz Liu. Po chwili rozległy się kroki i głos mamy, która pocieszała chłopca. Teraz z kolei do moich uszu dotarły nieco cichsze kroki starszego z moich braci. Drzwi do sypialni otworzyły się, abym po chwili poczuła ciało Ethana, który wpakował się pod moją kołdrę. Otoczyłam go ramieniem, a on przytulił się i zasnął.

Pewnie drzemka wyszłaby mi na korzyść, ale kto mógłby w takich warunkach zasnąć?

Patrzyłam na Ethana. Pogładziłam jego blond włoski, tak różne od moich. On i Liu bardziej przypominali mamę. Ja miałam ten "zaszczyt" bycia żeńską wersją ojca. Ale tylko z wyglądu. Chociaż... nienawiść zmienia, prawda?

Mój ojciec był prawnikiem. Dość cenionym. Ludzie często określali go mianem "złotego człowieka", ale nie wiedzieli, że tak na prawdę był mordercą dusz. Gdyby nie ciocia Harley, mama wylądowałaby w szpitalu psychiatrycznym, ale sioatra taty zabrała nas do siebie. Ojciec długo nie chciał dać nam spokoju. Ethan tego nie pamięta, a Liu jeszcze nie było na świecie. Za to ja mogłabym powtórzyć wszystkie obelgi jakimi obrażał mamę. Dziwka i suka należały do tych "lżejszych". Nie bił nas, ale wykańczał powoli. Każdym słowem. Gdy to się zaczęło miałam 7 lat, a mama zwalała to na stres w pracy. Po 4 latach była już wrakiem człowieka, a tata obrał sobie za cel mnie. Mimo tego mama wciąż próbowała mnie bronić.Wtedy ciocia Harley nas zabrała i pilnowała. Za każdym razem gdy ojciec dobijał się do drzwi, wołała sąsiadów. Jeden z nich ćwiczył boks.

Kiedy miałam 12 lat usłyszałam jak mama i ciocia Harley rozmawiają w kuchni.

- Sam nie żyje. Powiesił się. - mówiła ciocia z ulgą.Pamiętam minę mamy. Z jej twarzy zniknął strach. Od tej pory częściej się uśmiechała. Ethan skończył 5 lat, ja 13, a Liu roczek. Wyprowadziliśmy się do innego miasta. Daleko od wspomnień.

Dzisiaj bez zająknięcia mogę powiedzieć czym było uczucie które towarzyszyło mi od jego śmierci. To była jego obecność. Nie wiem czy któryś z moich braci ją czuł, ale wiedziałam, że ojciec wie. Śledzi nas i czeka.

Ethan obudził się o òsmej. Zjedliśmy śniadanie. Przez moment czułam się jak w domu. Zjadłam płatki z mlekiem i wróciłam do pokoju. Musiałam obmyślić plan. Ojciec pojawi się okoł 16. Tuż przed obiadem. Jak na odwiedziny zza grobu, to wybrał sobie dość wczesną porę. Tym lepiej. Wygonię mamę, Ethana i Liu na piętro, gdy sama poczekam na niego przy drzwiach.

Siedziałam w moim na fotelu pod oknem udając, że czytam, podczas gdy tak na prawdę myślałam nad treścią listu. Uznałam, że powinnam opowiedzieć o tym co się stanie, ale nie mamie. Adresat musiał być wytrzymały, a mamę zbyt wiele w życiu złego spotkało. Po namyśle zaadreowałam go do cioci Harley.

Ciociu Harley,

Kiedy to czytasz, ja pewnie nie żyję. Nie wierz patologom sądowym, bo śmierć spotkała mnie z ręki prawdziwego szatana, który znany jest nam obu jak nikt. O tym co znajdziesz w dalszej części listu nie mów matce. Zachowaj to dla siebie. Wiesz, że ona nie da rady.

Pisałam o tym co czuję. O tym, że czekam na ojca.

Znów spojrzałam na zegar. 15.00. Jeszcze 2 godziny. Wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Okno nagle otworzyło się, a wiatr porwał mój list. Do pokoju wpadł rój ptaków. "Co do cholery?!" Ściemniało. Przerażające było to, że nadal siedziałam w fotelu. Nie mogłam się ruszyć, a głos uwiązł mi w gardle. On nie miał prawa przyjść tak wcześnie! Nie byłam na to gotowa!

Nie liczyły się moje chęci. Po chwili przez okno wleciał do mojego pokoju ojciec. Chociaż właściwie to, co z niego zostało. Czarna masa w kształcie człowieka i oczy. Czerwone. Wokół nas martwa pustka. Na sam widok tego diabła czułam lęk, a gdy otwierał usta, wydobywał się z nich odór gnijącego ciała, co sprawiało, że niemal mdlałam.

Demon podszadł do mnie, a nasze twarze dzieliły może ze 3 cm. Poczułam, że znów mogę mówić.

- Mamo! Ethan! Liu! Uciekajcie!

-I tak cię nie usłyszą, kochanie. - usiadł na łóżku, a ja wyciągnęłam z szuflady nóż.

Kurna. Bałam się jak cholera. Tatuś jednak wrócił do domu.

Wyraźnie widziałam jeszcze tylko zegar, ale on w ciągu pięciu sekund przebiegł drogę zajmującą mu zwykle 2 godziny.

- Kochanie. Odłóż nóż. Zachowujmy się jak prawdziwi ludzie. - Jak ludzie- powiedział, jakby to było dla niego coś normalnego. Przychodzi do mnie jako... nie wiadomo nawet co. Jakiś demon. Dlaczego nie rozmawiał gdy żył? Spytałam o to.Wstał i zrzucił na podłogę stosik książek, które wcześniej leżały na stoliku.
-Twoja matka na to nie zasługiwała. Była dla mnie nikim. Dziwką którą kiedyś kupiłem. Służyła jako rozmnażarka. Tak na prawdę nigdy jej nie kochałem. Miłość to złuda, kochanie.- Podniosłam nóż gdy demon ojca znów się zbliżył.
- Nie zbliżaj się! Odejdź!
Roześmiał się.
-Jesteś jednak bardziej podobna do matki. No no. Byłem pewny, że jesteś jak tatuś. Takie panny jak ty, zasługują tylko na śmierć. Strach tylko do tego wam się w życiu przyda. Jesteście żałosne. 
Obnażył swoje zęby i ugryzł mnie w brzuch. poczułam jak tracę na wadze i upadam. Zdążyłam jednak zadać cios. Wbiłam nóż między jego oczy. W miejsce, które wydało się wystarczająco miękkie. Wrzasnął. Pójdziemy razem do piekła tatusiu. On w odpowiedzi wyszeptał:
- Nie jesteś moim jedynym dzieckiem. Nie zapominaj.
Ale było już za późno. Umarłam. Nareszcie. Już się nie bałam.

Tik Tak W Rytm ZegaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz