Prolog. Początek czegoś strasznego

2.9K 280 37
                                    

Zostaw ✩ i komentarz.

Gabriel mruknął ociężale, próbując dostrzec coś więcej niż rzekę i drzewa, które rosły w pobliżu. Nie wiedział dokładnie, co to za miejsce i gdzie się znajduje. Widoczność utrudniała mu mgła. Tak gęsta, że ledwo widział drugi brzeg rzeki. Najgorszy był zapach stęchlizny i uczucie, jakby śmierć czaiła się tuż za rogiem.

Przełknął głośno ślinę i raz jeszcze rozejrzał się dookoła. Gdy usłyszał śmiech, nawiedzający jego umysł od lat, zatkał uszy dłońmi, ale nawet to nie pomogło go uciszyć. Tak bardzo się bał. Wiedział, że to miejsce, rozciągający się wokół mrok i śmiejące się widma, to początek czegoś strasznego.

W głowie krążyło mu tysiące myśli, które jak wicher siały spustoszenie, powodując ból w skroniach. Spojrzał pod nogi i krzyknął głośno:

– Nie! – Padł na kolana, dotykając tafli wody.

Znajdowała się pod nią Melody, którą niósł nurt rzeki. Gabriel przesuwał się na kolanach tak, aby mieć ją stale na wyciągnięcie ręki. Miał wrażenie, że blondynka krzyczy do niego, choć on nie był w stanie usłyszeć ani słowa. Próbował uratować swoją miłość, lecz ilekroć dotknął wody, obraz panienki Anderson znikał i powracał na nowo, gdy wyciągał rękę. Jakby jakaś siła wyższa nie pozwoliła mu jej uratować.

– Błagam! Chociaż nie ona! – krzyknął głośno, aby duchy go usłyszały.

Szybko ściągnął buty i wskoczył do rzeki. Za wszelką cenę chciał ją stamtąd wyciągnąć. Otworzył oczy pod wodą, ale nie zobaczył nic, poza ciemnością. Wypłynął na powierzchnię i spojrzał na brzeg.

Dostrzegł na nim Melody ubraną w białą bluzkę, sięgającą jej do połowy ud. Stała boso i patrzyła na niego. Po chwili panienka Anderson przekręciła głowę i rzekła:

– Dobrze wiesz, że ci się nie uda.

Gabriel wyszedł z wody, zachowując bezpieczną odległość. Czuł, że jeśli tylko się zbliży, Melody na nowo znajdzie się pod taflą wody.

– One mnie zabiorą.

– Kto?

– Widma – rzekła ze spokojem. – Przyjdą też po mnie.

Zrobiła krok w stronę Shannona i wpadła w jego objęcia, gdy niespodziewanie z ust zaczęła wypluwać wodę, dławiąc się nią. Wiedział, co nastanie. Spojrzał w górę, na ledwo widoczne korony drzew, a spomiędzy jego warg uleciała cichutka prośba:

– Proszę. Wszyscy, tylko nie ona...

Spojrzał ponownie na Melody, którą trzymał w ramionach. Mokrą, zziębniętą i prawie martwą. Nie był w stanie nic zrobić.

Krzyk, który rozległ się dookoła niego, nie należał do blondynki, lecz spotęgował przerażenie, jakie czuł całym sobą. Gabriel wtulił panienkę Anderson w siebie mocniej i schował twarz w jej włosach.

– Obudź się. Proszę – szepnął.

✩✩✩

Energicznie otworzył oczy i usiadł na łóżku. Próbował uspokoić przyspieszony oddech, spowodowany przez lęk, wywołany tym, co zobaczył. Sięgnął po butelkę wody, lecz ta okazała się być pusta. Wyciągnął z szuflady szafki nocnej tabletki i po ciemku ruszył w stronę kuchni. Postawił szklankę pod kran, a ona po chwili napełniła się przeźroczystą cieczą. Połknął Xanax, który zawsze pomagał mu się uspokoić.

Popijając leki, spoglądał w kąt salonu. Stało tam pianino, na którym jeszcze rok temu grała mu miłość jego życia. Teraz Melody pozostała jedynie bolesnym wspomnieniem i koszmarem, który nawiedzał go prawie każdej nocy. Zbliżył się o parę kroków do instrumentu, ale żal związany z utratą panienki Anderson, stał się zbyt głośny. Zwiesił głowę i z bólem serca wrócił do pokoju.

Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie. Skręcił do biura i usiadł przed laptopem. Włączył go i wpisał hasło dostępu. Z szuflady biurka wyciągnął małe, zamszowe pudełeczko. Kręcił nim w dłoni, aż w końcu je otworzył i wbił wzrok w pierścionek.

W myślach znowu karał się za to, że zamiast sprawić, aby Melody została jego żoną, doprowadził do jej zguby. Gdy cierpienie związane ze wspomnieniami i rozmyślaniem nad przyszłością stało się zbyt uciążliwe, wrzucił pudełeczko z powrotem do szuflady i zamknął ją z lekkim trzaśnięciem.

Pracował do rana w obawie, że jeśli tylko pozwoli sobie na sen, obraz tonącej Melody powróci.

,,Długo płynąłem przez bezwonne aleje przestrzeni, gdzie nie ma życia, tylko brak
koloru i brak zapachu śmierci...''
William Seward Burroughs, Nagi lunch

KLAUDIA KUPIEC

GRZESZNIK Z LAS VEGAS | DANSE MACABRE 2# | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz