02. "He can't keep his wild eyes on the road takes me home."

262 23 7
                                    

Tydzień w oczekiwaniu na upragnioną przez Lou wizytę u ginekologa minął całkiem szybko, toteż dzisiejszego dnia chodził po domu jakby ktoś go nakręcił niczym dziecięcy bączek, który zresztą posiadał Jev. Tomlinson specjalnie wziął dzień wolnego z okazji tego, że razem z Sari mieli poznać płeć swojego drugiego dziecka. Szatyn nie ukrywał swojego marzenia, głęboko chciał, żeby na świat za kilka miesięcy przyszła mała księżniczka, jak to zwykł mawiać.

Właśnie teraz bawił się ze swoim synkiem, leżąc na dywanie podczas, gdy Jev wchodził na niego i układał się na klatce piersiowej swojego taty, w czym Louis trochę mu pomagał. Saritha siedziała jeszcze w łazience, szykując się do wyjścia i po chwili ją zobaczył. Ubraną w zwiewną letnią tunikę w kolorze nieba i czarnych leginsach, a na stopach miała ulubione już nieco znoszone baleriny. Włosy spięła w klasyczny kucyk, by nie przeszkadzały jej, wpadając do buzi.

"Pięknie wyglądasz." Odezwał się Louis, podchodząc do niej z chłopcem na rękach i posłał jej szeroki uśmiech. Słysząc komplement, na twarzy brunetki pojawiły się delikatne rumieńce, a w oczach widać było radosne iskierki.

"Dziękuję. Możemy już jechać. Zayn i Elsa już czekają w domu na Jeva, właśnie do nich dzwoniłam."

"Świetnie, idziemy mały." Powiedział Lou do synka i pocałował go w czoło, gdy ten przyczepił się do jego boku niczym małpka.



********


Od kilku minut siedzieli w poczekalni wśród innych ciężarnych kobiet, które były same lub tak jak Sari - towarzyszyli im partnerzy. Noga Tomlinsona nerwowo drgała cały czas, gdy ten trzymał za rękę swoją żonę. Zapewne każdy z nas zna ten nerwowy tik, nad którym nie jesteśmy w stanie zapanować w niektórych sytuacjach.

"Denerwujesz się?" Zapytała brązowooka, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, cisnącego jej się na usta na widok zdenerwowanego, a może nawet lekko spanikowanego męża.

"Ja? Nie, dlaczego?" Udał, że nie ma pojęcia, o co chodziło Sari.

"W końcu to twój drugi raz, nie ma się czym martwić." Odezwała się cicho.

"Dokładnie." Poparł ją, głaszcząc brzuszek brunetki, który wydawał mu się jeszcze taki maleńki - może za sprawą luźniejszego ubrania Sarithy.

"Pani Saritha Jones - Tomlinson." Usłyszeli głos lekarki prowadzącej ciążę Sari, dr Clair. Jak na komendę oboje jednocześnie wstali i skierowali się do jej gabinetu.

"Widzę, że dziś zaszczycił nas swoją obecnością tatuś, świetnie." Skwitowała młoda ginekolog, wskazując im miejsce, by usiedli.

Po wstępnym zbadaniu pacjentki i zmierzeniu jej ciśnienia nadszedł długo wyczekiwany przez Tomlinsona moment.

"Saritha, proszę położ się." Lekarka wskazała kobiecie kozetkę, na której ta zaraz się ułożyła, unosząc do góry tunikę, przez co odsłoniła brzuch. Pani ginekolog wycisnęła odrobinę chłodnego przeźroczystego żelu na brzuszek Sari i zaczęła go badać za pomocą głowicy ultrasonografu. Zaraz na ekranie pojawił się obraz dziecka w 3D. Lekarka wskazywała kolejno na buzię, rączki i nóżki.

"Proszę, teraz posłuchamy jak bije serduszko." Kobieta nacisnęła coś, dzięki czemu w gabinecie dało się słyszeć równomierne, dosyć szybkie bicie serca ich maleństwa. Louis mocniej uścisnął dłoń Sari, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. W jego błękitnych oczach majaczyły łzy szczęścia. Brunetka wyczytała z ruchu jego warg słowo dziękuję. Nie do końca była pewna, za co jej dziękował. Przecież to dziecko było ich wspólnym tworem.

"Chcecie poznać dziś płeć, jak rozumiem?" Zapytała lekarka, patrząc na młode małżeństwo.

"Nie."

"Tak." Odpowiedzieli jednocześnie oboje. Louis zaskoczony przyglądał się żonie, kiedy usłyszał, że ta nie chce poznać płci ich dziecka.

"Niech to będzie niespodzianka, tak jak ostatnim razem." Wyjaśniła krótko Saritha, ściskając dłoń męża.

"Ale ... jesteś pewna? Moglibyśmy już urządzać pokoik dla małej." Zaczął cicho szatyn.

"Małej?" Wtrąciła się lekarka, nie kryjąc szerokiego uśmiechu.

"Mój mąż jest przekonany, że tym razem spłodził przedstawicielkę płci pięknej. Ja nie jestem aż taka przekonana, choć w głębi duszy też na to liczę. Wie pani, mamy już synka. Każde małżeństwo marzy o parce, prawda?" Ginekolog kiwnęła głową z tajemniczym uśmiechem.

"Dobrze więc, niech to pozostanie zagadką do czasu rozwiązania. A zdecydowaliście się już na metodę porodu? Wiem, że to dopiero sam początek piątego miesiąca, ale czas szybko leci. Myśleliście już nad tym?" Zapytała, zerkając głównie w stronę przyszłej matki, a ta skinęła na potwierdzenie.

"Pomyśleliśmy o porodzie w domu w ... wodzie. Nie chcę jeszcze raz przeżywać tej katuszy, co z Jevem. Poród, który trwa osiemnaście godzin to z pewnością nie jest coś dla mnie. A woda podobno łagodzi dyskomfort."

"To prawda. Sama urodziłam tak moją córkę parę lat temu. Zatem ustalone. Oczywiście przyjadę do was i odbiorę poród, a bliżej rozwiązania dokładnie omówimy, co będzie do tego niezbędne."



*****


"I tak wiem, że boisz się mojej nieomylnej intuicji. Dlatego nie poznaliśmy dziś płci dziecka, prawda? A raczej - nie potwierdziliśmy, że jest to dziewczynka." Mówił Louis z lekkim wyrzutem, kiedy Sari wróciła do samochodu, gdyż zapomniała czegoś z gabinetu lekarskiego i musiała się tam udać z powrotem.

"Tak, tak. Dokładnie tak." Mruknęła, a na jej twarzy krył się uśmieszek, zdradzający nie tylko politowanie dla słów szatyna, jednakże on nie mógł go zobaczyć, gdyż brunetka odwróciła głowę w stronę szyby.




____________________________________________________________

a/n dawno nie było rozdziału, za to ten jest wyjątkowo długi. przynajmniej tak mi się zdaje XD

liczę na Wasze szczere opinie.

trzymajcie jutro za mnie kciuki, mam ostatnią maturę - ustną z angielskiego i finisz ... wreszcie.

dobrej nocy, misie xx

fireproof II l.tWhere stories live. Discover now