Prolog

6 2 0
                                    

Ciężko jest opisać Zawszepustkę. To kraina, którą definiuje to, czym kiedyś była, nie to co z niej pozostało do czasów teraźniejszych. Zielona, piękna i bujna w życie – setki ras i gatunków dających temu światu różnorodność. Wspaniały żyjący organizm. Owszem, waśń i zniszczenie miały miejsce, ale jak wiadomo czasem coś musi umrzeć, aby coś mogło się narodzić. Teraz... Teraz tego już nie ma. Panuje szarość i półmrok, jakaś ponura, przybijająca atmosfera. Pustka, że tak powiem. Nikt tak naprawdę nie wie jak do tego doszło, tym bardziej dlaczego.

Po co... Mi to mówisz...? - mężczyzna z trudem uniósł wzrok na sylwetkę nad sobą.

Bo przypomina mi ciebie, wiesz? Niegdyś piękny, choć z wadami, a teraz pozostawiony... Doskonale wiesz przecież.

Leżący opuścił zmęczone powieki i uśmiechnął się lekko, chociaż tak naprawdę ciężko to nazwać uśmiechem. Ledwie drgnęły mu usta, na tyle było go tylko stać.

Sylwetka, potężnie zbudowana przykucnęła przy nim i bardzo delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.

Złamałeś przysięgę – rzekła ze współczuciem. - wiesz co to znaczy.

Łza. Kryształowa.

Wiem. Zostanę... Sam.

Tak. Nie będzie ani mnie, ani twego podopiecznego. Nie będzie już twego miecza, zbroi, tytułu. Ani szacunku. Wręcz przeciwnie – będzie pogarda. A jeśli zechcesz naprawić swoje błędy... Przykro mi, ale to niemożliwe.

Kozio... Rożec...

Tak. Koziorożec. Nie uciekniesz.

Wiem... Wiem...

Sylwetka podniosła się. Leżący uniósł powieki.

Na tle olbrzymiego, czarnego księżyca, Monarcha prezentował się wspaniale, jego świetliste niczym gwiazdy oczy pełne były żalu i współczucia, ale też stanowczości. Nie mógł nic już zrobić, nawet jeśli chciał. Teraz to Zegarmistrz miał nad leżącym władzę, nie on. Pozostało jedynie pożegnanie.

Dobył długiego miecza i płynnym ruchem dotknął nim ramienia rannego, potem drugiego, jak przed laty podczas pasowania.

Niniejszym... Zostajesz pielgrzymem, Piękny Rycerzu. Oby twa wędrówka była długa i usiana w kamienie, słońce prażące, a noce mroźne. I abyś nigdy nie dotarł do celu.

Nie miał tego na myśli, zdradzały to oczy. Ale musiał to powiedzieć, tego wymagał od niego świat. Tego wymagała Wieża. Wieża, która to niczym ostatni promyk nadziei pojawiła się za nim, przyćmiewając wszystko inne.

Widok ten... Nie dało się go opisać słowami.

Żegnaj... Królu. Obyś panował długo... I sprawiedliwie.

Leżący zapłakał gorzko, kiedy jego kochany władca zniknął wraz ze swym pałacem.

Zamknął oczy i zasnął.

Stał się trupem.

NigdywieżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz