Za oknem obficie padał śnieg. Patrzyłaś z fascynacją na to piękne, czasem niebezpieczne zjawisko, które zawsze nadchodziło w ciszy i majestatycznie przykrywało brzydotę codzienności. Nie ważne czy płatki wirowały z wirtuozerią baletnicy, czy targały nimi zdziczałe wietrzyska, czy leciały z nieba na ziemię mokre ciapy.
Poczłapałaś do kuchni zaparzyć sobie herbaty malinowej, jednej z kilku zalegających w twoich zatłuszczonych szafkach. Przecież mogłaś już sobie pozwolić na to, żeby niedostatki w porządkach zrzucić na karb swoich lat i niedołężności. Zresztą, po co i dla kogo miałabyś się jeszcze starać? I tak nikt tu nie zaglądał.
Usiadłaś przed telewizorem, twoim jedynym towarzyszem codziennej niedoli z kubkiem parującej, gorącej herbaty. Nawet takiej nie lubiłaś ale kto by się tym przejmował? To w końcu prezent od twoich bliskich, którzy pamiętali, że chyba kiedyś taką piłaś. Smaki się zmieniają ale cóż ci mieli podarować?
Dla kogoś w tym wieku najlepsze są praktyczne i zdrowe prezenty. Przecież twoje oczy są pewno za stare na książki, palcom dokucza artretyzm. Interesują cię tylko teleturnieje. Ze sportów uprawiasz biegi po przychodniach, preferujesz szczególnie wyprawy do tych dalszych, tańszych aptek. Kolekcjonujesz wszelkie maści i tabletki. Czy ktoś kiedyś zapytał cię o hobby? Po co, przecież nie mogłaś mieć innego niż klepanie "zdrowasiek", bo w twoim wieku inaczej nie wypada! Musisz pomyśleć o swoim zbawieniu!
Po co się było licytować z mężem o to kto szybciej zejdzie z tego łez padołu? Wygrał. Po nim jesteś kolejna w peletonie. Pocieszające. Od dziecka myślałaś o śmierci, pamiętasz jeszcze starucho? To się jej bałaś, to przyzywałaś jak Kubuś fatalista, nie widząc i nie czekając przyszłości. Zresztą jak tak patrzysz na to wszystko w telewizji to dochodzisz do wniosku, że nie ma tu już co ratować, nie ma się też czemu przyglądać i kibicować. Zawsze miałaś się za tą złą i zepsutą do szpiku kości a tu nie wiedzieć kiedy świat się nam zepsuł, zgnił i sczeznął, ale nie czaruj się nawet na tym tle ty nadal nie masz szans zostać aniołem. Powtarzałaś, że nie chcesz się męczyć, boisz się bólu i rzucałaś znanym frazesem, że starość się Bogu nie udała a teraz popatrz kogo dopadła. Niespodzianka!
Może ciało już odstawało ale w swojej głowie wciąż byłaś swoją bohaterką. Popatrz na co ci przyszło to wychowanie na bajkach i Marvellu? Po co ci to było? Te twoje niedoczytane książki i ciekawość świata, który interesował cię co prawda tylko zza firanki, bo po co było kusić los, wąchać smród życia i oglądać rzeczywistość wykraczającą poza kolorowe zdjęcia biur podróży.
Książki, tak połykałaś je nawet z wiszącym brzdącem u cyca, psiocząc żeby ta mała cholera w końcu zasnęła bo za bardzo cię wciągnęła historia.
- Cześć, co chciałaś? - padło w słuchawce, którą twoje pomarszczone ręce przyciskały teraz do słabiej już słyszącego ucha.
- Chciałam tylko.. - nie udało ci się nawet dokończyć.
- Wiesz co, spieszę się strasznie po Franka do przedszkola! Oddzwonię, pa!
Jak zwykle nie oddzwania, druga córka nawet nie odbiera ale cóż się dziwisz, kiedy były małe też nie znajdowały się na twojej liście priorytetów. Teraz układają sobie życie bez ciebie, tak jak im to wiele razy sugerowałaś.
Nigdy nie lubiłaś wycieczek, sportu. Nie chodziłaś z nimi na spacery, rowery, czy sanki. Z zimowych aktywności tolerowałaś co najwyżej odśnieżanie. Twoimi ulubionymi wymówkami były praca, zmęczenie, obowiązki i to święte: "Czy mnie się już nic od tego życia nie należy?".
Musiałaś być tak cholernie obowiązkowa? Przecież ciągle powtarzałaś, że nienawidzisz tej roboty! Ale ta twoja pieprzona potrzeba pokazania innym: "Patrz! Ledwo stoję na nogach, łeb mi pęka, mam gorączkę, chore dzieci, psa, remont w domu i wrednych sąsiadów za ścianą ale jestem, pracuję! Da się?" Potrzeba nakarmienia ego cierpiętnicy zawsze wygrywała z rozsądkiem, słabo wykształconym instynktem macierzyńskim i samozachowawczym.
Cóż ani się nie obejrzałaś a szklanka już w połowie pusta. Tak zdecydowanie byłaś całe życie z tych, którzy mierzyli ją w tą stronę. Optymizm też był u ciebie zawsze w powijakach. Ale przecież próbowałaś to zmienić. Pamiętasz? Miałaś te parę zrywów w życiu.
*
Twoje kiszki grały marsza. Zdarzało się to ostatnio coraz częściej. Przez tą pogodę ciężko było wyjść z domu, nikt też do ciebie dawno nie zaglądał. W końcu już przecież ustaliłaś, że nie bardzo miałaś prawo ich nękać swoim natrętnym jestestwem. Każde brnęło przez swoje trudy i zmartwienia dnia jak przez zaspy rosnące wokół. Ciągle pada. Z niedojadania jest jeden plus dawno nie miałaś takiej figury ale co ci po niej teraz?
Zajrzałaś do portfela czy stać cię jeszcze na luksus zaopatrzenia lodówki. Cóż po zrealizowaniu ostatniej recepty kilka bułek, pasztecik i pomidorek to chyba wszystko na co możesz sobie pozwolić do dziesiątego. Miejmy tylko nadzieję, że pani z poczty nie zawiedzie i będzie na czas. Miejmy nadzieję, bo podobno ta umiera ostatnia.
Założyłaś na siebie kolejną warstwę rajtuz, swetrów i kamizelek. Miałaś ich na sobie tyle, że ich ilością z powodzeniem zawstydziłabyś cebulę. Jeszcze coś ciepłego, moherowego na przerzedzone, siwe włosy i gotowe! Jest jeden plus starości, nie tracisz już czasu na makijaż bo komu niby miałabyś się jeszcze podobać? A poza tym pomyśl jak szybko by się kończył gdybyś musiała nim zakleić te wszystkie zmarszczki. Śmiejesz się z siebie pod nosem. Nie ma to jak bycie realistką ze szczyptą wisielczego humoru. Zawsze sprawdzałaś się w roli swojego najwierniejszego krytyka.
- Dzień dobry Rozalio! - witasz się zbyt głośno z sąsiadką mijając ją na klatce, bo tak wypada, chociaż nie cierpisz tej zapyziałej, wrednej, głuchej plotkary. Czego nie dosłyszy to dozmyśla.
Rozalia oczywiście nie przepuści okazji żeby pożalić się na nieodśnieżone chodniki, dzisiejszą młodzież, autobus, który przyjechał o dwie minuty za wcześnie, sąsiadów z pod szóstki, tych od szczekającego psa i na lafiryndę z góry... Bo przecież Rozalia to wzór cnót wszelakich mimo, że w młodości była niezłym kurwiszonem. No proszę i znów uśmiechasz się pod nosem. Odchodzisz zostawiając ją w pół zdania, wymawiając się, że zaraz zamykają pocztę.
Wychodzisz i trzęsiesz się z zimna. Tak w tym roku zapowiadają się nareszcie białe święta, pierwsze od nie pamiętasz kiedy i kolejne spędzone w samotności z herbatą i Kevinem. Biedak też co roku jest sam, od tylu lat!
I nagle twoje niedołężne nogi podrywają się do góry. Mimo, że posuwałaś nimi tak powoli i ostrożnie! Słyszysz trzask, czujesz ból i nawet nie wiesz gdzie cię boli bardziej! Wiesz tylko, że już nie wstaniesz. Pozostało tylko leżeć i czekać.
Patrzysz jak świeże, płatki sypią się z nieba przykrywając szarą, brzydką ziemię, szarą, brzydką ciebie i rozmyślasz nad tym, że życie śmierdzi od cuchnącej kupy w pampersie po czerwie, które się rozgoszczą w twojej jesionce. Pachnie tylko przez chwilę w maju. Pamiętasz jeszcze tamten maj starucho? Pamiętasz, bo przecież zawsze była z ciebie pamiętliwa suka.
Przypominasz sobie więc, że przez chwilę, kiedy byłaś bardzo młoda, starość wyobrażałaś sobie w świetle zachodzącego słońca, na werandzie z kubkiem parującej, gorącej kawy i w towarzystwie dobrej książki. Życie ci jednak na każdym kroku zaczęło udowadniać, że koniec nie jest taki czarujący, wręcz przeciwnie, boli, śmierdzi, czasem odbiera godność i odrywa od rzeczywistości. Dlatego gdzieś tam głęboko pod nieśmiałą skórą, odzianą warstwą konwenansów i tego co powinnaś a nie czego chciałaś, zawsze pragnęłaś być jak fajerwerk. Jak sztuczne ognie rozbłysnąć ten jeden raz, zalśnić, zawstydzić gwiazdy, zachwycić wszystkich i zgasnąć pozostawiając piękne wspomnienie. Zamiast tego byłaś zwykłą świeczką skapującą woskiem z kopcącym, śmierdzącym knotem.
Szum, rdzawy zapach czegoś lepkiego, rozlewającego się wokół i zanim zrobiło się całkiem ciemno pomyślałam sobie na koniec: "Głupia starucho pokonał cię śliski chodnik!".
*KONIEC*
CZYTASZ
Ku pamięci!
Short StoryPraca brała udział w konkursie ogłoszonym przez @c_est_la_vie. I wiecie co? Wygrała. *** *** *** *** *** *** *** *** *** Ku pamięci i przestrodze przed zapomnieniem. "Kalejdoskop" - 1 opowiadanie.