First meet...

138 16 4
                                    


[Neteyam]

Gdy wylądowaliśmy poczułem pod stopami rozgrzany piasek i chłodną bryzę, wiejąca od strony morza, a za razem dziesiątki oczu skierowane na nas... Nadmorski lud Metikayna. Na'vi o jasno turkusowej skórze i silnych ogonach... Ludzi wody. Przez wojnę która panuje w naszym klanie musieliśmy uciekać. Najeźdźcy z gwiazdy... Ludzie nieba. Niszczą wszystko co dobre i żywe... Jeden z nich Quaritch który powinien być martwy i gryźć piach, jakimś cudem przeżył po tym jak moja matka go zabiła chcąc chronić mojego ojca. A co gorsza został wskrzeszony pod postacią Avatara... Mój ojciec, Jake Sully aby chronić nie tylko nas ale i cały klan postanowił że opuścimy nasz dom i przeniesiemy się tutaj...

Mój ojciec właśnie negocjował z wodzem klanu Tonowarim to czy udzielą nam tu schronienia czy nie... Za to my zostaliśmy oblężeni przez T'sachi... Która bezwstydnie komentowała nasz wygląd i pochodzenie. W pewnym momencie poczułem na sobie wzrok starszego z dzieci wodza. Gdy zaczął obchodzić mnie i już miał zamiar złapać mnie za ogon, tak jak to zrobiła jego matka z moją siostrą, uderzyłem nim w jego rękę. Chłopak w momencie się osunął jak porażony a ja triumfalnie się uśmiechnąłem. Bolało i miało boleć.
Po dłuższej rozmowie zapadła decyzja. Zostajemy, a na dodatek dzieci wodza, Aonung i Tsireya nauczą nas tutaj zwyczajów. Z tego co zauważyłem Lo'akowi musiała spodobać się Tsireyą, bo gdy po raz pierwszy ją zobaczył nie oderwał od niej wzroku ani na moment...
________________________

Odkąd jesteśmy u ludu Metkayina minęło parę dni. Wszyscy staramy się przystosować do otocznia, ale jest nam ciężko. W końcu całe życie mieszkaliśmy w lesie...
Dzieci Olo'ektan, Aonung i Tsireya uczą nas jak się przystosować. Z tego co dotychczas mogłem zauważyć to że chłopak nie za bardzo chce nam pomóc... Ciągle śle w naszą stronę jakieś kąśliwe uwagi, na temat naszego pochodzenia lub wyglądu. Ja staram się tym nie przejmować, bo w końcu co mi z tego jeżeli zacznę rozmyślać nad tym, i tak nie zmienię tego kim jestem. Przez te dni uczyliśmy się od nich jak tutaj żyć, i szczerze mam dość... Tęsknię za lasem, beztroskim szybowaniem z Ko'ran, za przecudownymi stworzeniami mieszkającymi w lasach Pandory... A teraz? Nawet nie wiem co się z nią stało. Od razu gdy tu przylecieliśmy zaczęła się dziwnie zachowywać. Często uciskała, ale zawsze do mnie wracała... Teraz było inaczej.

Szedłem wzdłuż plaży i nawoływałem ją. Gdy znalazłem się już daleko od wioski ujrzałem ją... Była przerażona. Zmiana miejsca bardzo się na niej odbiła...
- Hej, no już- podszedłem do niej i zacząłem gładzić ją po pysku... - Też nie chce tu być...
Uspokajałem ją chwilę po czym zabrałem ją w na obrzeża wioski. Gdy upewniłem się że jest bezpieczna wróciłem do domu.
- Stało się coś synku?- zapytała ciepło moja mama.
- Ko'ran znowu uciekła więc poszedłem jej szukać- odpowiedziałem.
W domu starałem się ukrywać to jak się czuje w tej chwili, jedynie gdy byłem sam dawałem upust emocją...
- Znalazłeś ją?- zapytał mój tata.
- Tak, plątała się koło zatoki Pra Ojców.- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Dobrze. Zjedz kolację i kładź się do spania- powiedział na co ja tylko kiwnąłem głową.

[Aonung]

-DLACZEGO TO AKURAT MY MAMY ICH UCZUĆ- Wykrzyczałem
- Bo tak postanowiłem- odpowiedział mój ojciec
- Przecież oni w życiu się nie przystosują, to strata czasu- odpowiedziałem
- USPOKÓJ SIE- krzyknęła moja mama... Na co zamilkłem. Ona rzadko po mnie krzyczała, praktycznie nigdy.
- Dlaczego nie mogą tego zrobić nasi nauczyciele od takich spraw?- zapytałem
- Ponieważ to dzieci Toruka Makto a wy jesteście dziećmi wodza, i właśnie na was spadła ta odpowiedzialność- powiedziała moja mama.

Nie odpowiedziałem nic tylko wyszedłem...
Szedłem szybkim krokiem wzdłuż linii brzegowej. Byłem wściekły. Dlaczego to akurat ja mam się z nimi urzerać? Ten cały Lo'ak jest nie do zniesienia, ciągle jedynie lepi się do mojej siostry i mnie wnerwia, jego brat jest zaś jego totalnym przeciwieństwem, opanowany i wyrozumiały... A ich siostra jest po prostu dziwna. Gapi się w piasek i chyba gada z rybami...

- straszne...- powiedziałem do siebie.
Gdy szedłem zobaczyłem starszego z braci prowadzące jakieś stworzenie do wioski... Miałem tam podejść, ale się powstrzymałem. Po co? Nie było sensu. Wiedziałem że i tak się z nim nie dogadam, chociaż może... Jest całkiem inny od swojego brata... Chłopak idąc nie zauważył mnie chodź jego stworzenie tak... Spojrzało się na mnie swoimi złotymi ślepiami i machnęło ogonem.

Bestia w nocy wydawała się przerażająca, ale gdy parę dni temu wylądowali mogłem obserwować jej piękne ubarwienie, ale z pewnością jest jeszcze bardziej niebezpieczna niż może się wydawać...

________________________

Rano szliśmy razem z Tsireyą na plażę do Lo'aka, Kiri, Neteyama i Tuk aby nauczyć ich jeździć na ilu... Nie chciałem uczyć Lo'aka, ale też nie chciałem aby robiła to Tsireyą, ale po krótkiej kłótni z nią wyszło na to że ja mam się zająć Neteyamem bo z nim się dogadam, a ona zajmie się resztą. Z każdym da się dogadać o ile nie jest to Lo'ak. Z nim się nie da.

Gdy doszliśmy na miejsce byli już wszyscy, oprócz Neteyama...
- Lo'ak, gdzie twój brat- zapytała Tsireya
- wyszedł dużo wcześniej, najprawdopodobniej lata gdzieś z Ko'ran.- odpowiedział chłopak, na co moja siostra spojrzała na niego pytająca.
- no na ikranie- powiedział a ona wciąż patrzyła na niego pytająco.
- Oh no na tym, na czym przylecieliśmy- powiedział w końcu a ona nareszcie zrozumiałą.
- A wiesz kiedy łaskawie zaszczyci nas swoją obecnością?- zapytałem sarkastycznie.
On na mnie jedynie spojrzał i powiedział-Teraz-
I po chwili nad moją głową przeleciał ikran... Zrobił parę pętli i wylądował obok nas. Popatrzał jedynie smętnie po nas i dosiadł się.
- przepraszam że tak długo...- powiedział i się uśmiechał. Widziałem że to był wymuszony uśmiech...
Chwilę później zaczęliśmy naukę, która trwała aż do wieczora.
----
Gdy już się wszyscy poszli do siebie ja postanowiłem iść na mały pomost nie daleko wioski. Chciałem pobyć sam i pomyśleć, lecz nie dane było mi siedzieć samemu... Gdy już tam doszedłem, ujrzałem ciemno niebieską skórę chłopaka i jego ogon spokojnie poruszający się na pomoście niczym fale na morzu...

Gdy podszedłem bliżej, dopiero zobaczyłem jak chłopak głaszcze ikrana który co jakiś czas wskakuje do wody...
Jego ucho było skierowane w moją stronę, wiedział że tu jestem a mimo tego nie odwrócił się i nie odezwał...

- Polubiła wodę?- a końcu odezwałem się nie pewnie.
- Na to wygląda- powiedział po czym odwrócił głowę w moją stronę i zachęcił mnie ręką abym koło niego usiadł.
- co robisz tutaj o tej porze?- zapytałem nie ukrywając mojej ciekawości.
- Chciałem odpocząć od wszystkiego i po prostu nie mogłem spać, więc się wymknąłem- odpowiedział.
-Yhm
- A ty? - Zapytał po chwili.
- Po prostu chciałem się przejść, a gdy zobaczyłem ciebie to uznałem że podejdę- odpowiedziałem.
-Dobrze, to skoro tu jesteś odpowiedź mi na pytanie- zaczął - dlaczego tak bardzo nie lubisz Lo'aka?
- Denerwuje mnie, jest przemądrzały i nie da sobie nic powiedzieć.- odpowiedziałem po chwili.
- Wiem... Ale spróbuj się z nim dogadać, ta zmiana domu i w ogóle, to wszystko go przytłacza.- powiedział i spojrzał w wodę...
- Tęsknisz za lasem?
- Nie tylko ja- powiedział i znów na mnie spojrzał...
Widziałem w jego oczach tęsknotę, tęsknotę za domem. To nie był ich wybór że tu się znaleźli. Są tu, bo muszą. Nie z przyjemności albo na wycieczkę... Zaczęło mi się robić głupio że nie pomysłem co oni mogą czuć w tej sytuacji...
- Spróbować nigdy nie zaszkodzi.- powiedziałem po chwili, na co on się uśmiechał
- Dzięki...- powiedział, na co ja się uśmiechnąłem.
Chłopak położył się na pomoście wpatrując się w gwieździste niebo.
- Nie jesteś taki zły jak myślałem- powiedział.
_____________________________________

Mam nadzieję że się podobały moje wypociny :'). Rozdziału będą w poniedziałki, środy, piątki, soboty i niedziele, chyba że będę miała czas to przez cały tydzień

The Boy From The WoodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz