3

119 10 0
                                    

Lance obudził się kilka godzin później. Po mimo, iż czysto teoretycznie był to dość krótki czas na drzemkę, on czuł się jakby spał dobre kilka dni. Pierwszy raz od dłuższego czasu mógł jakkolwiek zmrużyć oczy i zatopić się w objęciach Morfeusz bez żadnych ubolewań cielesnych.

- Ugh... - jęknął z niezadowolenia. Obejrzał się chwilę, by zaraz potem zdać sobie sprawę, że znajduję się w swoim mieszkaniu. Jak? Nie miał bladego.

Wstał z łóżka, robiąc to z wielkim trudem, a następnie udał się do dużego pokoju połączonego z kuchnią. Odrazu w oczy rzuciła mu się sylwetka wysokiej dziewczyny w okularach. Siedziała ona na stołku, przy blacie kuchennym, jakby nigdy nic, popijając sobie herbatkę.

- Veronica? Co ty tutaj robisz? - zapytał z niedowierzaniem.

- Widzę, że już się obudziłeś, braciszku. - uśmiechnęła się i podparła o łokieć. - Kolorki ci też trochę wróciły na twarz. Jak się cieszę. - jej wzrok spochmurniał. Wstała od stołu i podeszła do Latynosa. Złapała go mocno za ucho i pociągnęła. - Coś ty odstawił?! To wszystko wina tych twoich durnych gierech!

- Ała! Veronica, puść. Zaraz ci to wytłumaczę. To nie tak jak myślisz.

- Tak? A jak?! Musiałam się zerwać z wykładów, bo śpiąca królewna wstać nie mogła. - puściła go. - Od początku wiedziałam, że to zły pomysł z tym mieszkaniem. Teraz, zamiast się uczyć, grasz po nocach. - zwróciła się do chłopaka i złapała za noc. - Dziecko, wyglądałeś jak trup, jak przyjechałam do szkoły! Już prawie karetkę wzywałam, bo obudzić się nie chciałeś!

- Tak, tak, przepraszam, przepraszam. - ciągle powtarzał te słowa, aż do momentu, gdy dziewczyna w końcu zrezygnowała z tarzania go po twarzy i szczypania. - To wszystko nie tak. Ja wcale nie gram po nocach. Ja po prostu... - nie dane mu było dokończyć.

- Tylko nie mów mi, że...! Hermano! - zakryła rękoma usta. - Czyż ty zwariował?! W tak młodym wieku!? Lance to zdrada! Nasza mamunia cię zabiję!

- Czekaj, co? O czym ty teraz mówisz?

- Sypiasz z kimś po nocach?!

- Co?! Jak? Nie! O czym ty gadasz?! Oczywiście, że nie! Za kogo ty mnie uważasz? Jeszcze nie upadłem tak nisko!

- Uff. - westchnęła. - Kamień z serca. - zamyśliła się na moment, siadając na kanapie. - Więc... skoro nie grasz, nie klubujesz to, co ty wyprawiasz, że aż mnie wzywali po ciebie, bo zemdlałem z przemęczenia? - już miał jej coś powiedzieć, ale dziewczyna ponownie mu przerwała. - Tylko przypadkiem nie wciskaj mi kitu z nauką, bo w to, to ja nie uwierzę. A pracy dorywczej nie masz za ciężkiej, żeby nie spać po nocach.

- Nie. Nie z tych rzeczy. - przysiadł koło niej. Musiał w końcu powiedzieć swojej siostrze, co się z nim tak naprawdę dzieje. Oprócz Keitha... właśnie! Keith!

Dopiero teraz do Lance'a dotarły wszystkie wspomnienia z przed kilku godzin. On mu powiedział. Wszystko powiedział. Mulletowi, którego od lat nienawidził i unikał jak ognia! Ale nie... to nie było najgorsze. On leżał w jego ramionach. Przytulał się do niego i słodził o przyjaźni.

- Kurwa. - warknął, nawet nie zwracając uwagi na siedzącą tuż obok siostrę. Ewidentnie zmęczenie nie służyło mu za dobrze na mózg. Nie żeby cokolwiek mu służyło pozytywnie.

- No więc? Znajdź dla mnie lepsze wymówki, żebym uwierzyła w te, twoje zmęczenie.

Walić. To już nie miało znaczenia. Co się stało to się nie odstanie. Jednie Lance aktualnie mógł liczyć, że chłopak nic nikomu nigdy nie powie i zachowa dla siebie. Zresztą i tak kiedyś będzie musiał powiedzieć większości o swoich problemach z drugą połówką.

Purple bond || KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz