1. Cisza

87 5 17
                                    

- Dobra robota panowie- pochwalił chłopców Orsza po kolejnej akcji Małego Sabotażu.

Chłopcy uśmiechnęli się do siebie, bo wiedzieli, że ich praca nie poszła na marne.

- Słuchajcie, ja muszę uciekać do Basi- powiedział Alek i szybko pobiegł w stronę mieszkania Sapińskiej.

- Widać, że jest zakochany po uszy- zaśmiał się Zośka.

- Tak jak ty- rzekł Rudy i nagle jakby za sprawą magicznej różdżki cały nastrój opadł.

Tadeusz wcale nie był zakochany po uszy, był raczej przerażony jak kociak. Był w związku z Władkiem dwa miesiące. Był zły na siebie, że nie zauważył od razu jego prawdziwego oblicza, ale z drugiej strony skąd miał niby wiedzieć? Przecież był taki miły, uprzejmy, nawet go uratował. Mama Tadeusza go bardzo polubiła. Niestety ten miły dżentelmen miał drugą stronę; bił, traktował jak własność i żył w przekonaniu, że to on ma dominować w związku, a jego partner ma spełniać każde jego zachcianki. Zośka wcale nie był w szczęśliwym związku. Pewnie sobie myślcie; to dlaczego nie zerwie z Władkiem? Próbował... Raz... I skończył z podbitym okiem i złamanym nadgarstkiem lewej ręki, nie chciał znów próbować, bo wiedział, że następnym razem może być dużo gorzej.

- Tak- skłamał Zośka.

Przyjaciele musieli wreszcie się pożegnać. Janek obiecał, że naprawi w domu rozklekotany stół, więc ruszył czym prędzej w stronę Alei Niepodległości, a Tadek zaczął iść w stronę Koszykowej mając nadzieję, że nigdzie nie spotka swojego chłopaka. Niestety jak to mówią "nadzieja matką głupich".

- Serwus skarbeńku- powiedział Władek.

- Serwus- powiedział Tadek.

- Co dziś porabiałeś?- zapytał Malinowski.

- Byłem na akcji- odparł Zawadzki.

- Akcji? Dlaczego ja o niej nie wiedziałem?- zapytał Żmija.

- Może, dlatego że nie raczyłeś przyjść na ostatnie spotkanie- odparł z kpiną w głosie Zośka, ale natychmiast tego pożałował, bo poczuł mocny chwyt na nadgarstku.

- Skoro mnie nie było to znaczy, że nie mogłem, a ty jako mój chłopak masz mnie obowiązek informować o tego typu sprawach. Czy to jest jasne?- syknął Władek zacieśniając jeszcze bardziej swój ucisk na nadgarstek Tadka.

- Puść mnie, albo będę krzyczał- zagroził Zośka.

- Wiem, że tego nie zrobisz, więc zapytam jeszcze raz. Czy to jest jasne?- rzekł groźnym tonem Malinowski.

- Tak- powiedział Tadeusz i natychmiast odetchnął z ulgą, gdy poczuł, że jego nadgarstek został uwolniony.

- Wspaniale, a teraz idziemy do mnie- zarządził Żmija.

Tadeusz nie mógł się sprzeciwić, więc poszedł za chłopakiem. Szli trzymając się za ręce, a dokładniej mówiąc Władek trzymał rękę Tadka by ten nie pomyślał o ucieczce, chociaż i tak by się nie odważył. Po wejściu do mieszkania Malinowskiego skierowali się do kuchni by napić się herbaty.

- Przepraszam za wcześniej- powiedział ze skruchą Władek głaszcząc wierzch dłoni Tadka.

- Zawsze tak mówisz, a potem i tak robisz to samo- rzekł Zośka z pretensjami w głosie.

- Wiem skarbeńku, ale ja cię kocham najmocniej na świecie i nie mogę cię stracić- powiedział Malinowski takim tonem głosu, że trudno było mu nie uwierzyć.

- Ja też cię kocham... I nie chcę cię stracić- powiedział Zawadzki, choć wiedział, że okłamuje sam siebie.

Rozmowa minęła im w zasadzie spokojnie, tak jak to się miało na samym początku ich związku. Zośka właśnie za tym tęsknił, za Władkiem, dla którego był gwiazdką z nieba, którą trzeba gdzieś ukryć, bo jest bardzo cenna.

"Żyliśmy... Byliśmy jak kamienie rzucane na szaniec" część IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz