Rozdział drugi

39 0 0
                                    

Dominica stała na krawędzi dachu i trzęsła się z zimna. Była naga, jej ciało drżało jak na mrozie, chociaż początek jesieni był bardzo ciepły.

Szlochała w głos, nie potrafiła tego powstrzymać.

- Proszę... - mamrotała, lecz stojący za nią mężczyzna nie miał zamiaru słuchać jej próśb. - Proszę... - powtarzała, choć domyślała się, że odwrotu już nie ma.

Kazał jej tu przyjść, rozebrał ją i podziwiał. Czuła na sobie jego wzrok, zachłanny, wręcz odzierający ze skóry. Bała się go, nie potrafiła mu się sprzeciwić. Czuła wręcz fizyczny ból, gdy kilka razy ich spojrzenia się spotkały, dlatego teraz posłusznie stała na krawędzi dachu i liczyła, że pozwoli jej wrócić. Ubrać się, uciec do domu i zapomnieć o tym, co się stało.

Ale obawiała się, że pamięć o tych wydarzeniach pozostałaby z nią do końca życia. Nie potrafiłaby ich z siebie wyrzucić. Być może prędzej czy później sama zawędrowałaby na czubek innego budynku i skoczyła, chcąc uśmierzyć ból.

Może lepiej to zrobić już teraz? - myślała. Może lepiej odpuścić i zapomnieć o wszystkim już teraz?

Dlatego nie wypowiedziała kolejnej prośby. Tym bardziej, że poczuła na ramieniu zimny oddech mężczyzny, który się do niej zbliżył.

- Zasłużyłaś na to - powiedział, a ona zaczęła trząść się jeszcze bardziej.

- Dlaczego? - spytała. - Co takiego zrobiłam?

- Ciii - mruknął. - Już nic nie zrobisz. Nie cofniesz czasu. Musisz zostać ukarana.

- Ale... - Głos jej się załamał. - Ja nie zrobiłam nic złego.

- Zrobiłaś, zrobiłaś - odparł i złapał ją za ramię. Omal nie zsunęła się z gzymsu, czując jego dotyk. - Nawet jeśli o tym nie wiesz. Zaufaj mi. Dobrze zrobiłem, że cię tu przyprowadziłem. Nie było innego wyjścia. Musisz odpokutować.

- Za co?

- Za wszystko - odparł i pchnął ją z całej siły. Nie zdążyła zareagować. Runęła w dół, a okna kilkunastu pięter opuszczonego budynku mignęły jej przed oczami. Krzyknęła tylko raz i poczuła uderzenie. Zaraz potem wszystko zniknęło.

Mężczyzna wychylił się i spojrzał na ciało, które roztrzaskało się na betonowym chodniku. Po kilku sekundach wokół utworzyła się duża kałuża krwi, a niedługo potem ciszę rozdarł krzyk przypadkowego przechodnia. Gdy spojrzał w górę, mężczyzny na dachu już nie było.

Liceum Dantego. PiekłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz