Rozdział 63

415 76 63
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

—❀—

Rok 1500, Pałac Gyeongbok

Zakutany w futrzaną pelerynę i z ciepłą czapką na głowie, Nabi obejrzał się po raz ostatni w lustrze, podziwiając swój przepiękny, zimowy strój. Dostał go w prezencie od Saery już zeszłej zimy, jednak dopiero dziś miał okazję przywdziać podarowane mu szaty. Kolorem przewodnim był glicyniowy fiolet, przełamany bielą, różem i chłodnym granatem, a wzory kwiatów na ochraniaczu na dłonie były wyhaftowane z tak wielką precyzją, że autor tegoż dzieła bezsprzecznie zasługiwał na osobistą pochwałę.

— Jesteś gotowa do wyjścia, Pani?

Zerknął w kierunku pochylającej się w jego stronę dwórki Jeup i uśmiechnął się, odmrukując ciche „tak". Tego dnia miał opuścić pałac i udać się do miasta, aby wreszcie po tak długim czasie rozłąki spotkać się ze swoim drogim przyjacielem. Nabi nie mógł się tego doczekać.

Był w wybitnym humorze, odkąd zbudził się wczesnym rankiem. Przemywszy dokładnie twarz, poprosił o otworzenie okien, by wpuścić do komnaty jak najwięcej świeżego, chłodnego powietrza. Śniadanie zjadł z uśmiechem na ustach, który nie schodził z jego lica również wtedy, gdy palce dwórki zaplatały jego perfumowane włosy w ciasny warkocz, drażniąc skalp.

— Widzę, że jest Pani dziś w dobrym nastroju — zauważyła dama dworu, zerkając z uśmiechem na swoją władczynię. — To dlatego, że wychodzi Pani do miasta, prawda?

Nabi skinął głową. Wybrał pierwszą lepszą spinkę, którą podał służącej, a ta wsunęła ozdobę w zwinięty ciasno nad karkiem warkocz. Ulubiony ornament z nefrytowym motylkiem leżał zamknięty w lakierowanej szkatułce.

Choć przyzwyczaił się do mieszkania w pałacu, wciąż pragnął wolności, którą czuć mógł jedynie poza murami Gyeongbok. Z tego powodu każde wyjście do miasta, każdy spacer poza królewskim dworem sprawiały, że serce Nabiego napełniało się szczęściem. Żałował, że tak rzadko może sobie na to pozwalać, ale gdy ta myśl pojawiała się w jego głowie, przypominał sobie, że to była jego własna decyzja. Sam wpędził się z powrotem do złotej klatki.

Wyszedł z komnaty w asyście świty dworskiej, która miała oddelegować go bezpiecznie do jednej z pałacowych bram. Stamtąd Nabi miał przedostać się do miasta razem z parą strażników, których wybrał dla niego władca. Dotarłszy na miejsce, Nabi zorientował się jednak, że Yung postanowił obwarować go nie dwoma, a sześcioma strażnikami.

Zawód wykrzywił twarz Nabiego w chwilowym grymasie. Nie chcąc dać po sobie poznać, że zachowanie ukochanego wyprowadziło go z równowagi, szybko się zreflektował i zadarł dumnie brodę, udając, że wcale go to nie zezłościło. Ba, nawet się uśmiechnął oraz stwierdził na głos, że Jego Wysokość jest wspaniałomyślny, tak bardzo się o niego troszcząc.

Ruszył w stronę otwartej bramy, a mężczyźni razem z nim — dwójka wyprzedziła go, by iść przodem, dwóch mężczyzn postanowiło dotrzymać mu tępa, zachowując metr odległości po każdej ze stron, a ostatnia para strażników spacerowała na końcu krótkiej formacji.

Nie tak wyobrażał sobie dzisiejsze wyjście, choć mógł przecież domyślić się, że Yung będzie chciał zrobić mu na złość. Czasami Nabi naprawdę nie potrafił zrozumieć, co kierowało jego ukochanym. Czy już zawsze miało to tak wyglądać? Czy on i Yung musieli się ze sobą sprzeczać i ze sobą rywalizować, czy musieli wiecznie podcinać sobie nawzajem skrzydła, zamiast być dla siebie wsparciem?

Nabi czuł na sobie wzrok zaintrygowanych przechodniów od momentu, gdy tylko wkroczył do miasta. Nic dziwnego — w końcu niecodziennie mieszkańcy Hanseongu mogli zobaczyć arystokratkę spacerującą po stolicy w towarzystwie trzech par uzbrojonych żołnierzy straży królewskiej.

MÈNG DIÉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz