Rozdział 8

658 113 86
                                    

przyjemnej lektury, motylki — wika

przyjemnej lektury, motylki — wika

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

—❀—

Rok 1494, Pałac Gyeongbok

Lekki, puszysty śnieg pokrywał teren pałacu, unosząc się z każdym mocniejszym podmuchem wiatru, kiedy Nabi powracał z komnaty monarchy, chuchając na zmarznięte, zaczerwienione dłonie. Poranek był mroźny, suchy, ale niebo czyste i bezchmurne, jakby w końcu pogodziło się z utratą króla Seongjonga, uznając prawowitość nowego władcy Joseon.

Wszedłszy do Sesugan, na nastolatka spadł grad oceniających go spojrzeń. Żadna z dam dworu nie odważyła się jednak, aby posłać w jego stronę choćby najkrótszy komentarz. Wargi kobiet były zaciśnięte, nie przepuszczały nawet cisnących się z pewnością parsknięć czy prychnięć.

Nabi wiedział doskonale, co o nim myślały. W oczach pracujących z nim służek był obrzydłą rozpustnicą, która pchała się na kolana władcy, podczas gdy ten oczekiwał nadejścia potomka z łona swej żony. W rzeczywistości on i Yung zachowywali dystans, unikając nawet zetknięcia się dłońmi. Potrzeba bliskości wisiała w powietrzu, jednak pozostawała niezaspokojona oraz skazana na ucieczkę w wyobraźnię. Przestrzegał tego i Nabi, dla którego pochwycenie spojrzenia króla było już czymś dostatecznie niebezpiecznym, i drugi mężczyzna, którego serce radowało się na widok uśmiechniętej służki, nie prosząc o nic więcej.

Zeszłej nocy Yung namalował mu mnóstwo motyli. Trzepoczące skrzydłami istoty przysiadały na gałęziach wiśni lub wzbijały się w niebo, oddalając się od obserwatora. Na innym arkuszu papieru chowały się, udając płatki kwitnących kwiatów. Czarny tusz nie oddawał koloru ich skrzydeł, jednak Nabi z łatwością domalowywał barwy oczyma wyobraźni. Z uśmiechem śledził ruchy dłoni króla, którą obejmował on pędzel z końskiego włosia, a zachwyt dwórki nie malał aż do rana.

Teraz jednak Nabi był nieco zmęczony. Powieki miał nieprzyjemnie ciężkie, aż z trudem trzymał je w górze, modląc się, aby przypadkiem nie zasnąć w trakcie prac porządkowych. Gdy zbierało mu się na ziewanie, prędko przysłaniał usta rękawem szaty, potem zaś potrząsał głową, próbując choć trochę się rozbudzić. Do końca dnia walczył z samym sobą, ale nie żałował wizyty złożonej królowi.

Jego myśli wciąż mimowiednie krążyły wokół poprzedniej nocy. Nabi czuł się tak zwyczajnie i ludzko szczęśliwy. Nie prosił o nic więcej. Nigdy nie prosił o wiele. Chciał tylko móc raz na jakiś czas odwiedzać Yunga, aby spędzić z nim czas. Mógłby znów przyglądać mu się, gdyby ten zechciał coś jeszcze dla niego namalować, albo słuchać recytowanej przez niego poezji. Mógłby towarzyszyć mu przy spacerze. Czuwać przy nim, gdy władca zasypiałby, przykryty grubą kołdrą.

Gdy w końcu sam położył się spać, przyśniło mu się, że jest motylem. Trzepotał skrzydłami, oddalając się od Gyeongbok, aż doszło do niego, że w pałacu znajdował się ktoś, do kogo pomału się przywiązywał i kogo wcale nie chciał zostawiać. Zawrócił się więc czym prędzej, jednak nim mógł ponownie ujrzeć zarys wysokich murów, porwał go silny, okrutny wiatr. Przepadł.

MÈNG DIÉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz