Misery

1.7K 144 35
                                    

—  Czego chcesz siwy chuju? — zapytał szatyn, zbliżając się do wyraźnie niższej sylwetki.

— Oj, bo od razu coś chce.. — prychnął złotooki. — Nie zawsze, jak chce się spotkać z przyjacielem, to znaczy że będę miał z tego jakieś korzyści.

— Mówisz jakbym cię nie znał. Przejdź do rzeczy Erwin, nie mam całego dnia. Nie mogę być zbyt długo na statusie drugim — odparł Montanha.

— Oezu, w ogóle nie dasz się pobawić, nudziarzu. Robisz czasem coś ciekawego? Czy tylko patrole, papiery, patrole, wykonywanie poleceń, nudne przestrzeganie przepisów i tak w kółko? W lipcu byłeś inny — stwierdził obrażony Knuckles.

Brązowooki głośno westchnął, pojmując, że nie dojdzie z młodszym do porozumienia. Obrócił się na pięcie ruszając do zejścia z dachu.

— Zadzwoń jak już się zdecydujesz co chcesz. Ja naprawdę nie mogę stać tu cały dzień i czekać, aż powiesz o co ci chodzi — rzekł policjant.

Niższy widząc oddalającego się mężczyznę, doskoczył do niego kilkoma większymi krokami, chwytając za jego ramię.

— No dobra.. Chciałem coś od ciebie. Znaczy dalej chce. Wiesz myślę, że tak wykwalifikowany funkcjonariusz jak ty, nie będzie miał problemu z tym zadaniem. W końcu chodzi o twojego przyjaciela, w sensie mnie… — Erwin kontynuował monolog.

— Kukel! Do rzeczy — warknął zirytowany szatyn.

Pastor głośno westchnął, drapiąc się po głowie. Musiał przejść do konkretów i jakimś cudem tego nie spieprzyć.

— Bo jest taki jeden policjant, no i ostatnio z nim rozmawiałem o.. ciekawych rzeczach. Zapomniałem oddać mu jego… latarki. Tak latarki, no i nie wiem gdzie jest, ani nie mam jego numeru. Mógłbyś mi tylko wskazać z GPS'a gdz… — mówił siwowłosy.

— Nie. Zapomnij — przerwał mu Gregory, domyślając się o co mu chodzi.

— Ale Grzechu… No plose, nikt się nie dowie, że to ty mi powiedziałeś — odparł złotooki.

— Ja się dowiem. Nie jestem korumpem. Nie pozwolę ci zrobić krzywdy kolejnemu funkcjonariuszowi — powiedział stanowczo szatyn.

— Aha, taki właśnie jesteś. Niezłe masz o mnie zdanie, jestem pastorem. Brzydzę się przestępstwami — zironizował młodszy.

— To wszystko? Jeśli tak, to wybacz, ale się spieszę… — mruknął Montanha.

Po chwili braku odpowiedzi, chwycił się szczebla drabiny i zszedł po nie na dół.

Naburmuszony Knuckles, powtórzył po nim ruchy, kierując się do samochod. Zatrzymał się tuż obok, zerkając gniewnie na starszego, który stał tuż obok swojej Corvetty.

— Z czego się tak cieszysz? — prychnął zirytowany siwowłosy.

Brązowooki parsknął cicho, wskazując tylko palcem na pojazd niższego.

Erwin spojrzał na Lamborghini ze zmarszczonymi brwiami, szukając powodu do śmiechu swojego przyjaciela.

Gdy tylko zauważył o co chodziło policjantowi, przeklął głośno pod nosem, schylając się i próbując znaleźć rozwiązanie problemu.
Opona w jego samochodzie była przedziurawiona, celowo.

— Może cię podwieźć? — zapytał Gregory.

— Kurwa mać. Jak ja nienawidzę ludzi w tym mieście. Naprawdę nie mają co robić? — złotooki mamrotał pod nosem, próbując wymienić koło.

— Malutki, najpierw trzeba je odkręcić. Masz klucz, lewarek? Wiesz takie coś do odkręcenia śruby i urządzenie do podniesienia samochodu — wyjaśnił wyszczerzony szatyn.

Misery ~ Morwin One Shot Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz