Dziadek i jego kawa - rozdział 2

58 1 1
                                    

Wszedł do biura trochę spóźniony i od razu zwrócił uwagę plastrem na czole, spuchniętym jeszcze łukiem brwiowym oraz podbitym okiem, które ładnie nabrało koloru.
-  No co?  Goliłem się - skwitował z lekkim uśmiechem zdziwienie kolegów. Kiedy siadał za biurkiem wiedział już, że mrugają do siebie a sąsiadki wygładzają gorseciki robiąc minki do siebie.
- Cześć Adam. Widzę, że weekend miałeś ognisty. Jakieś problemy?  -  zgadał Piotr, przyjaciel i jednocześnie sąsiad ze wspólnego biurka, klepiąc go po plecach i stawiając kawę z automatu dla siebie i jego na blacie.
- Ależ skąd, spokojnie było – odparł wymijająco
- Tak oczywiście, a jak ma na imię ta pani „spokojna", właścicielka pazurków, które masz na szyi? – zaśmiał się Piotr
Teraz przypomniał sobie, że miał ładne trzy ślady wysoko na karku aż do linii włosów i nie sposób było tego ukryć.  Pamiątka spotkania narwanego gościa w sobotę. Wrócił na chwilę myślami do tego dziwnego dnia i zachowania kobiety. Nie znał jej imienia ani nazwiska, wiedział tylko że mieszka we wiosce dość spory kawałek drogi. Odwiózł ją do domu, wiedział, gdzie to jest. Ale nic więcej. Po za tym, że chodzi jak on na spacery na plażę. Zaintrygowała go swoim zachowaniem. Współczuł jej tego, że nie umie mówić. I jak zorientował się nie rozumiała specjalnie również jego języka. Co za dziwna sytuacja.  Po opatrzeniu kolan i dłoni próbował z nią nawiązać jakąś rozmowę. Jednak tym razem on nie rozumiał języka migowego. No cóż. Wpadł teraz na pomysł, który wydał mu się banalnie prosty. Szkoda, że po czasie. Jesteśmy w XX wieku, więc ona musi umieć pisać. Tak dowiedziałby się skąd pochodzi, jak ma na imię i co tu robi. Aż zaklął, że nie wpadł na ten pomysł wcześniej. Zwykły laptop i gogle translator.  Ożywił się na samą myśl o tym i nie mógł się skupić na pracy. Testy nowego oprogramowania i przesyłanie jego do analityków, wgrywanie na odległość do systemów było żmudne i wymagało koncentracji, a on myślami był gdzie indziej. Tylko jak ją teraz spotkać, przecież nie pojedzie celowo do jej domu, ot tak jakby nigdy nic. Z drugiej strony najprostsze pomysły często są najbardziej skuteczne.
       Więc urwał się z pracy i wracając do siebie postanowił pojechać pod dom, gdzie wysadził swojego dziwnego gościa. Mały domek, niczym się nie wyróżniający, wiele wskazywało na to, że jego mieszkańcy, być może w przeszłości, pracowali na morzu. W takich domkach najczęściej mieszkali rybacy z kutrów. Skromnie, nic szczególnego, blacha na dachu, mały ogródek. Niestety nikt nie otwierał. Obrócił się i krytycznie spojrzał na swój samochód.  Tak, on nadawał się do wymiany. Zbierał się z tym pomysłem od pewnego czasu i powiedział sobie, że przy pierwszej już poważnej awarii ich związek się skończy. A jak na złość stary Land rover poczuł groźbę i przestał płatać figle. Po za kapiącym olejem spod silnika i skrzyni. -  No tak, nie da się powiedzieć, że tu nie byłem – pomyślał właśnie o tym jak zaznaczy parking przed domem swoją obecnością.
     Coś zaszurało za drzwiami, prawie się wystraszył i odskoczył na metr.  Drzwi otworzyły się i przez uchyloną szparę wyjrzała twarz starszej, wręcz wiekowej, niskiej wysuszonej kobiety.
- Czego? -  padło niezbyt miłe zapytanie
- Dzień dobry – najcieplej jak potrafił zwrócił się do gospodyni - przepraszam, że niepokoję. W sobotę odwiozłem tutaj pewną panią, która sztorm odciął w drodze powrotnej od plaży. Ponieważ osoba ta miała przygody po drodze, chciałem się dowiedzieć czy u niej jest wszystko w porządku oraz jak się czuje...- nie skończył mówić a drzwi się zatrzasnęły.
- No maść ci los, a tyle się nagadałem - dodał już do siebie. Podreptał w miejscu, spróbował zajrzeć w okno na tyle ile pozwalał płot i nie wyczerpawszy pomysły postanowił, że wróci już do siebie.

- Hm Hm... pan wejdzie - zza pleców dobiegły go słowa jakiegoś staruszka. Otworzył drewnianą furtkę w bramie, przez którą kiedyś możliwe, że wjeżdżały nawet auta, ale teraz zarośnięta była wysoką trawą. -  Pan nie słucha tej mojej żony jędzy. Jej nic się nie podoba. Pan przyjdzie do mnie.
I dziadunio obrócił się, podpierając się laską podreptał nie oglądają się za siebie na tyły domu. Więc nie czekając na ponownie zaproszenie szybko go dogonił i trzymając dystans metra za nim szedł w ciszy.
Z tyłu budynku było drugie wejście, przez ganek od razu do kuchni.
- Pan się nie boi, zaraz z nią porozmawiam - powiedział dziadunio.
Kuchnia w tym niewielkim domu stanowiła chyba centralne pomieszczenie i wszystko co się działo dalej, jakieś pokoje czy wejście na piętro odbywało się za nią, tam w drugich drzwiach, gdzie zniknął gospodarz.  Dobiegły go jakieś podniesione głosy, niezbyt zadowolone jakby pohukiwania i sapania.  Po czym dziadunio wrócił i usiadł przy sole w narożniku pomieszczenia.
- Pan siada, napije się pan herbaty albo kawy
-  Kawy jak mogę prosić, jeżeli to nie jest problem.
Jak na zawołanie pojawiła się owa starsza pani, ta sama co mu otworzyła drzwi. Zmierzyła go wzgardliwym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Stara kuchenka elektryczna szybko zagotowała wodę, widocznie wcześniej podgrzaną na inne czynności i na starej ceracie jaka była na stole babcia postawiła dwa emaliowane metalowe kubki z kawą a po chwili cukierniczkę. Po czym bez słowa wyszła.
Dziadek wziął łyżeczkę z cukierniczki, nasypał do kubka chyba z pięć łyżeczek cukru za każdym razem mocząc łyżeczkę w kawie a na końcu wsadził łyżeczkę w bezzębne usta i bez żadnego skrępowania oblizał ją z cukru po czym... włożył łyżeczkę z powrotem do cukierniczki
- Słodzi pan?  - zapytał
-  Nie dziękuję .... ograniczam cukier – odparł Adam. Nie było to prawdą jednak po tym spektaklu doszedł do wniosku, że to dobry moment, żeby zrezygnować ze słodkości.  Niestety kawa była bez smaku, więcej wody niż kawy i co najgorsze była to kawa zbożowa. Teraz rozumiał, dlaczego dziadek tyle słodził to świństwo. Nie szło pić, jak było gorące. Pewnie jak ostygnie będzie jeszcze gorsza – pomyślał.
- No więc znalazł pan naszą niedojdę na plaży? – zagadał dziadek. Adam wyczuł, że ten pozornie niewinnie wyglądający starszy człowiek jest bystrzejszy niż by się wydawało. Miał ogromne doświadczenie zawodowe w analizie profili psychologicznych. To była część jego pracy związana z budową inteligentnych skryptów.  Ciekawe czym gospodarz się zajmował jak był jeszcze młodym człowiekiem.
- Tak, ta pani... nie wiem, jak ma na imię niestety, to też chciałbym się dowiedzieć, musiała zejść z drogi powrotnej plażą, tak ją spotkałem, jak poszła klifem, tam się poturbowała na ścieżce w lesie jak było ciemno. Pomogłem jej jak umiałem i odwiozłem tutaj, widziałem, jak wchodzi do tego domu. Chciałbym dowiedzieć się jak się czuje i czegoś więcej o niej, bo ...nie była raczej rozmowna.
-  A oko to panu się samo na tym klifie podbiło? – Dziadek niezwykle bystro zadał pytanie
- Mały wypadek, ale już jest ok.  – Adam odpowiedział miło, jednak jego umysł szybko przeanalizował, że dziadunio sondował jego, wyciągał informacje wykorzystując fakt, że jest niby starszy a pyta się z uprzejmości, jednak sam nic nie zdradza. Żółta lampka ostrzegawcza zapaliła się w głowie Adama. Niby nic, ale czujność zawodowa oparta była o instynkt.

Coś tu nie grało. Wiec wszedł w słowo dziadkowi, który skończył siorbać zbożówkę i już miał zamiar zadać nowe pytanie.
- Proszę mi powiedzieć, jak się czuje ta pani i jak ona ma na imię. Oraz czy mogę ją zobaczyć, chciałbym się dowiedzieć czy z nią jest wszystko w porządku. -  Na to ostatnie słowo położył mocny akcent stopując dziadka.
Po czym zapadła cisza.   

cdn -  brudnopis
Andrepisze.pl

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 24, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

NieznajomaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz