— Minęło trochę czasu. — Szept ust pomalowanych szminką w kolorze szkarłatu był cichy, a ich właścicielka nawet nie podniosła głowy sponad grubego stosu papierów spoczywającego na jej kolanach. — Widzę, że wciąż jesteś w jednym kawałku.
— Mniej więcej — mężczyzna wzruszył ramionami, używszy tonu brzmiącego dość obojętnie, a potem beztrosko wepchnął dłonie w kieszenie swoich szarych spodni. — To miejsce jest wolne? — Wskazał na puste krzesło naprzeciwko kobiety, czekając na pozwolenie by usiąść.
— Mówisz jakbyś już tego nie wiedział — skomentowała, podnosząc głowę aby zmierzyć go wzrokiem czerwonych oczu, których nie widział od tak dawna. Może to tylko przywidzenie, ale wydawało mu się, że kącik jej ust drgnął, jakby próbowała się uśmiechnąć – ten fakt od razu sprawił, że poczuł się odważniejszy.
Kouyou zawsze była piękna, ale przez te cztery lata, coś jednak musiało się zmienić. Nie mógł nawet ubrać tego w słowa, bo wyglądała właściwie tak samo; nawet jej długie, czerwone włosy nosiła spięte w kok z tyłu głowy. Mężczyzna świetnie pamiętał tę fryzurę, bo oprócz tego, że był powodem, dla którego często się rozpadała, to musiał się też nauczyć jak ją wykonać od zera; jako pokuta za jego poprzednie, "destrukcyjne" czyny. Był niemal pewny, że mógłby teraz odtworzyć ją krok po kroku – gdyby tylko mu na to pozwoliła, oczywiście.
— Co to? — Ruchem głowy wskazał plik papierów spoczywający na jej kolanach, tuż po tym jak usadowił się na zimnym, metalowym krześle. Był czerwiec, więc we wnętrzu kawiarni również powinien panować upał i duchota, ale w jakiś sposób powierzchnia pozostawała chłodna.
— Scenariusz do nowej sztuki — odpowiedziała Kouyou z westchnieniem, odkładając plik na stolik. Strony wyglądały na niestaranne; jakby scenariusz najpierw został stworzony za pomocą maszyny do pisania, a potem jego autor dorzucił swoje odręczne notatki. Próba odczytania ich do góry nogami okazała się zbyt trudnym zadaniem, więc zwyczajnie podniósł głowę w stronę swojej towarzyszki, udając, że nigdy jej nie podjął. — Ale to nieważne.
Odsunęła kartki na bok i przysunęła się na krześle, bliżej stolika. Mężczyzna uniósł brwi odrobinę, niepewny, jak ma zareagować na niezrozumiały wyraz jej twarzy.
— Starszy sierżancie Ougai Mori — zaczęła, odrobinę gorzkim, znajomym tonem, który spowodował u niego dreszcz. — Co takiego musiało się stać, że cię wypuścili?
Och. Jej słowa były tym bardzo potrzebnym krokiem, który pomógł mu w zrozumieniu jej reakcji na zobaczenie go po tych czterech, długich latach; w końcu. Co więcej, były nadzwyczaj użyteczne, bo Mori w końcu dostrzegł jak jej usta lekko drżą po zadaniu pytania, tak jakby za moment miała się rozpłakać. Jeśli czegoś się nauczył w czasie trwania ich długiej relacji, to tego, że Kouyou Ozaki nie płacze bez bardzo konkretnego powodu.
Musiał sobie jednak przypomnieć, że to mogło się zmienić. Nie widzieli się przez długi czas; ta myśl sprawiła, że kłujące uczucie pojawiło się gdzieś w jego klatce piersiowej, choć zostało szybko odsunięte na bok, bo przecież teraz musiał być spokojny.
— Mogę być przekonujący — powiedział, próbując się uśmiechnąć w jej kierunku. — Nawet bardzo.
— Nie wątpię w to — odparła Kouyou, odchylając się do tyłu. — Myślałam, że tak bardzo ci się podoba, że zostaniesz tam na zawsze.
— Europa jest całkiem przyjemnym miejscem, o ile nie jest akurat w ruinie przez wojnę — stwierdził Mori, próbując zignorować ewidentną ironię w jej wypowiedzi. — Ale będąc szczerym, znacznie bardziej by mi się podobało, gdybyś mogła być tam ze mną.
CZYTASZ
my knuckles were bruised like violets ◇ bungou stray dogs
Fanfiction« Czerwiec, 1921 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone » Zdjęcie Moriego we własnej osobie, włożone w ozdobną ramkę ze srebrnymi wzorami kwiatów, których nie mógł rozpoznać, stało na komodzie w rogu. Patrzenie na jego własną, poważną twarz i sylwetkę w...