Niewyobrażalna ulga ogarnęła Kouyou, kiedy w końcu miała okazję go pocałować.
Uczucie było bardzo podobne do tego sprzed czterech lat; na początku wydawało jej się dziwnym, że jeszcze je pamiętała, ale z drugiej strony, jak mogłaby zapomnieć?
Nowoodkryty zarost Moriego delikatnie łaskotał jej skórę gdy pocałunek stał się bardziej intensywny, przez co nie mogła powstrzymać cichego chichotu. Mężczyzna niemalże natychmiast odsunął się z wyrazem konsternacji na twarzy, ale zdecydowała się machnąć na to ręką i złapała go za przód kamizelki, z zamiarem przybliżenia się po raz kolejny.
— Chyba ktoś się niecierpliwi — skomentował cicho, ale z nutą zadowolenia. — Nie mam nic ze sobą, tak swoją drogą — dodał po sekundzie, przez którą Kouyou zdążyła dokładnie obejrzeć ślady szminki, które przypadkiem zostawiła na jego twarzy.
— Mogę kogoś wysłać po twoje rzeczy — zaproponowała, bo w końcu nie był to znaczący wysiłek. Odkąd wprowadziła się do luksusowego mieszkania, na które mogła sobie pozwolić od kiedy jej występy w teatrze były częstsze, szybko zdała sobie sprawę, że paru chłopców przydzielonych do opieki nad budynkiem zrobiłoby wszystko dla niej oraz dolara lub dwóch. — Jeśli to taki problem — dorzuciła jeszcze, trochę prowokacyjnie.
Być może to samolubne, pragnąć go przy swoim boku tak bardzo, ale w jakiś sposób Kouyou uważała, że ma do tego prawo; cztery lata bez niego dłużyły się i dłużyły, nawet jeśli przez ten czas zdążyła osiągnąć więcej, niż kiedykolwiek mogłaby sobie wyobrazić. Wszystkie przedstawienia, koncerty i przyjęcia, na które ją zapraszano od kiedy stała się rozpoznawalna, nigdy nie mogłyby zastąpić Moriego po jego wyjeździe.
— Jakby się zastanowić — zaczął, udając, że bardzo mocno się zastanawia, na co znowu się zaśmiała. — Nie, chyba nie. Być może na razie bez nich przeżyję. Jakieś plany na wieczór?
Przez to, jak uśmiechnął się po wypowiedzeniu tego zdania, Kouyou poczuła silną chęć, by przekląć na głos. Ten przeklęty uśmiech, pomyślała sama do siebie, obserwując tę zadowoloną z siebie minę, rozkoszując się widokiem, tak jakby był ostatnią rzeczą, którą miałaby ujrzeć. Pokręciła głową lekko, a w odpowiedzi otrzymała uniesienie brwi. Było to pytanie o pozwolenie; gest, który pamiętała aż za dobrze.
Na moment znowu byli na strychu starej kamienicy, w której kiedyś mieszkała. Pchnął ją lekko w stronę ściany, plecami do twardej powierzchni, żeby mogła się o nią oprzeć — oczywiście po tym upewnił się, że wszystko z nią w porządku — a ona sama objęła rękami jego szyję, zmniejszając dystans między nimi. Miała go już dość na przynajmniej dwie dekady.
Każdy z kilku następnych pocałunków był długi, wręcz męczący, bo kiedy wreszcie odsunęli się na chwilę by popatrzeć na siebie, oboje oddychali ciężko.
— Więc, co ty robiłaś przez ostatnie cztery lata? — zapytał Mori, opierając czoło o to jej.
— Nie czytałeś listów? — zagadnęła żartobliwie, przesuwając jedną z dłoni by wpleść palce w jego włosy. — Nie powinieneś już wiedzieć?
— Czytałem — prychnął, a na jego ustach znalazł się ten sam uśmieszek, co wcześniej. — Miałem je ze sobą. Zawsze. Tutaj. — Poklepał się po piersi, na podkreślenie swoich słów.
— Więc, gdzie są teraz? — szepnęła Kouyou, mimo że wcale nie wątpiła w jego słowa. Wyznanie brzmiało szczerze, a łagodny wyraz jego oczu był więcej niż wystarczającym dowodem.
— Uznałem, że kiedy w końcu usłyszę twój głos, nie będę musiał czytać ich od nowa, cały czas. — Palcami odgarnął grzywkę z jej czoła. — Wolałbym usłyszeć ciebie mówiącą moje imię, niż przeczytać jakikolwiek list miłosny.
CZYTASZ
my knuckles were bruised like violets ◇ bungou stray dogs
Fanfiction« Czerwiec, 1921 rok, Nowy Jork, Stany Zjednoczone » Zdjęcie Moriego we własnej osobie, włożone w ozdobną ramkę ze srebrnymi wzorami kwiatów, których nie mógł rozpoznać, stało na komodzie w rogu. Patrzenie na jego własną, poważną twarz i sylwetkę w...