Simona

30 5 0
                                    


Trzeci raz tego poranka parzyłam herbatę i to wcale nie dla tego, że miałam na to ochotę. Potrzebowałam fusów, żeby obaczyć co czeka mnie w najbliższej przyszłości. Problem polegał na tym, że po raz kolejny resztki zielonej herbaty przepowiadały mi zgubę, nieszczęście i serię niefortunnych zdarzeń. Nie chciało być inaczej.

-Nal fasza?- wybełkotała Beti gramoląc się na fotel obok mnie. W ręce ściskała kanapkę z warzywnym pasztetem, a w kąciku ust zostało jej jeszcze trochę wegańskiego majonezu. Usadowiła się wygodnie i przełknęła kęs.- Nadal farsa?- Powtórzyła, teraz już wyraźniej.

-Tak! Ilekroć powtarzam wróżby wychodzi dokładnie to samo.

- Wyluzuj, bo naładowujesz fusy negatywną energią. Uspokój się, weź głęboki wdech i zastanów się, czy w najbliższym czasie ma się w ogóle co zepsuć.

Beti była bezbłędna. Zawsze potrafiła zawrócić mój chaotyczny umysł na właściwe tory, kiedy tego potrzebowałam. Znałyśmy się od kilku lat i ( o dziwo) pasowałyśmy do siebie. Często mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają. Nie w tym wypadku. Obie byłyśmy szalonymi, niepoprawnymi optymistkami ze skłonnością do panikarstwa. Tym razem jednak tylko jedna z nas była w rozsypce, druga starała się zachować zimną krew.

- Nie mam wielkich planów na przyszłość- zaczęłam wyliczać na palcach.- Nie jestem w żadnym związku i nie zamierzam, nie wybieram się w podróż dalszą niż po bułki do piekarni. Szczerze mówiąc jedyne czego chcę to cieszyć się tym co mam. Idzie wiosna!- Zamaszystym ruchem wskazałam na krajobraz za oknem. Lało jak nigdy, ale byłam pewna, że to preludium zbliżającej się wiosny. Bogowie chcą oczyścić świat z resztek zimy, aby ziemia mogła odrodzić się silna i piękna. Życia krąg.

- Ta, widzę- burknęła moja przyjaciółka wycierając sos z wargi.- Może wszechświatowi nie chodzi o coś co się wydarzyły, ale o jakieś rzeczy z przeszłości.

Zawiesiłam się na chwilę. W słowach Beti mogła być szczypta prawdy. Może bogini chcę przypomnieć mi o jakiejś niewyjaśnionej sprawie?

Pstryknięcie palcami wyrwało mnie z transu.

- Halo! Jesteś tam? Ziemia do Simony!

- Jestem, jestem. O co chodzi?

-Ech, ty i te twoje zawiasy. Masz jeszcze dziś jakieś seanse?

- Jestem wolna jak ptak, a ty?

- Wróżenie z kart z panią Jankins...

- Szczęściara- rzuciłam i mrugnęłam okiem. Od roku pracowałam jako zawodowa wróżka i uwielbiałam tę robotę. Mogłam robić to co kocham, pomagać ludziom i mieć za to świetne pieniądze. Wartością dodaną było też niewątpliwie, że odbierając pierwszą wypłatę mogłam powiedzieć mojej mamie triumfalne A nie mówiłam? Tego dnia miałam tylko trzy seanse. Dwie zdesperowane singielki rozpaczliwie poszukujące tego jedynego i studenta filozofii, który chciał poznać znaczenie snu z Michaelem Jacksonem. Wymarzony dzień pracy. Beti nie miała już tyle szczęścia. Z racji na jej wyjątkowo trafne i pesymistyczne wróżby zjawiają się u niej tylko i wyłącznie trzy typy klientów: sadomasochiści, ekscentrycy i byli nauczyciele (chociaż tych ostatnich mogłabym zaliczyć do obu wcześniejszych grup). Najbardziej charakterystyczną ze wszystkich była pani Jankins. Posępna siedemdziesięciolatka, która byłą pewna, że szpieguje ją FBI. W swoim domu trzymała dziesiątkę kotów czego niestety nie dało się ukryć. Zapach kociego zwierzyńca był tak silny, że nawet drogi perfumy od channel nie dawały rady. Pani Jankins miała jednak jedną zaletę. Bogatego męża ( co prawda już po drugiej stronie, ale na szczęście zostawił majątek na ziemi). Kobieta umilała sobie czas (nam zatruwała) długimi sesjami podczas, których wspominała swoje zawiłe życie uczuciowe i prosiła, by Beti odnajdywała w krainie umarłych jej dawnych kochanków. Każdy ma jakieś swoje słabostki. Jakby się nad tym chwilę zastanowić to ja też chciałabym być taką staruszką. Lekko zbzikowaną, ale w gruncie rzeczy niegroźną.

Poklepałam Beti po plecach życząc powodzenia, zarzuciłam na ramię szydełkowaną torbę i ruszyłam do domu. Deszcz trochę zelżał i grzechem byłoby wyciąganie parasola. Wychodziłam z założenia, że trzeba cieszyć się tym co dają nam bogowie, a oni dali mi wspaniały oczyszczający deszcz. Cały czas z tyłu głowy miałam serie pesymistycznych wróżb. Może zimne krople zmyją ze mnie negatywną energię?

Moim obowiązkowym punktem na trasie praca dom była osiedlowa biblioteka. Nie taka jak każdy z was sobie wyobraził. Przed sklepem z ziołami pani Lilith kilka miesięcy temu rada mieszkańców wybudowała malutką skrzyneczkę z przeszklonymi drzwiczkami. Napis ze złotych liter głosił: Weź, przeczytaj, odnieś. Kiedy zobaczyłam to miejsce po raz pierwszy byłam w siódmym niebie. Uwielbiam książkowe wymiany, biblioteki i antykwariaty, a ta koncepcja łączyła ze sobą wszystkie wyżej wymienione rzeczy. Wartością dodaną było to, że z każdą wizytą w biblioteczce łączyły się tajemnica i przygoda. Nigdy nie wiedziałam co danego dnia zastanę. Kilka tygodni temu trafiłam na sfatygowany egzemplarz Okrutnego księcia. Z racji na moją miłość do elfów połknęłam lekturę i jeden wieczór i następnego dnia z uśmiechem na ustach pobiegłam wymienić powieść na kolejną. Mój następny wybór padł na wydanie pocket Harrego Pottera. Mimo że czytałam całą serię jako nastolatka nie mogłam sobie odmówić rereadu. Teraz byłam w końcu dojrzałą wiedźmą i na wiele tematów mogłam spojrzeć z innej perspektywy. Jeśli chodzi o to co zostawiałam dla innych były to najczęściej książki o tematyce czarów, eliksirów i samorozwoju. Dopiero co skończyłam Magię praktyczną i natchniona lekturą poczułam, że więcej osób musi ją poznać. Ostrożnie otworzyłam szklane drzwiczki, tak, żeby krople deszczu nie uszkodziły papierowych stron. Już miałam włożyć egzemplarz do środka, kiedy zauważyłam, że na książkach coś leży. Maleńki bukiecik jaskrów. Podniosłam kwiaty i przyjrzałam się im dokładnie. W takich momentach zaczynam odzyskiwać wiarę w ludzkość. Ktoś najwidoczniej chciał zrobić czytelnikom miłą niespodziankę. Podsunęłam kwiaty do nosa, jeszcze z pracy w kwiaciarni pamiętam, że miały niesamowity zapach. Moją uwagę jednak przykuł drobny szczegół. Karteczka przywiązana cieniutką różową wstążeczką. Napis na jej froncie głosił: Do Simony. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Czyżby ktoś zauważył moje regularne wizyty w tym miejscu? A może to Beti chciała zrobić mi przyjemność? W sumie to może wydawać się niepokojące. Tyle mówi się teraz o tych wszystkich stalkerach z drugiej strony... bukiecik to jeszcze nie plik polaroidów robionych z ukrycia. Otworzyłam bilecik i momentalnie świat dookoła zwirował. W środku była napisana jedna jedyna litera, która znaczyła więcej niż tysiąc słów. M. napisane odręcznym delikatnym pismem już kiedyś wywróciło moje życie do góry nogami. 

Tysiąc płatków kwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz