Mam nadzieje, że tego pięknego dnia, przy zachodzie słońca. Ktoś wreszcie weźmie mą dłoń, zaprowadzi mnie gdzie nikt nas nie zobaczy i przytuli. Tak cholernie tego potrzebuje. Chce uciec z tego domu w którym mimo względnej ciszy, czuje się jak w pociągu pełnym ludzi. Chce by wreszcie ktoś zabrał mnie na bezludną wyspę. Tam gdzie wreszcie będę czuć się bezpiecznie. Bez głupich uśmiechów, patrzenia się mogłabym wylać morze łez. Utopić tą wyspę razem z moimi emocjami. Wreszcie zobaczyć co to znaczy szczęście bez ograniczeń. Chce przepłynąć ocean, być sama, a na końcu podróży wreszcie zostać na miejscu koło Dziadka, położyć się obok i tam oddać ostatnie tchnienie.