Prolog

693 23 4
                                    

– Dziękuję mamo! – zawołałam chwytając w dłoń butelkę ze swoim ulubionym sokiem.

Odkręciłam zakrętkę i upiłam szybko solidnego łyka. Smak dojrzałych i słodkich wiśni rozlał się przyjemnie po moim podniebieniu. Oblizałam usta i przeniosłam wzrok na swoją rodzicielkę krzątającą się niespokojnie po aneksie kuchennym.

– Może zechciałabyś gdzieś wyjechać? – zaproponowałam, a bardziej to wypaliłam z pomysłem. Jasnym było, że pewnie spotkam się z odmową, ale jej reakcja była wyjątkowo... łagodna.

– Skarbie, i niby gdzie miałabym pojechać? – spojrzała mi prosto w moje szare tęczówki – Na prawdę doceniam to, że się tak o mnie troszczysz, ale nie potrzebuję wyjazdów. – podeszła do mnie i ujęła moją dłoń, uśmiechając się czule.

Zawsze była taka zapracowana... No właśnie... Zawsze.

– Mamo, oj no nie daj się prosić... – wyjęczałam robiąc zawiedzioną minę.

Krótko ścięta blondynka przeniosła wzrok na blat kuchenny.

– No niech będzie... – odparła zrezygnowana, a ja wewnętrznie zaczęłam wręcz skakać i piszczeć z ekscytacji. W końcu będę mogła wyjść na jakąś imprezę, od tak dawna... Brakowało mi tego stylu życia. Od czasu gdy ojciec się wyprowadził, byłam zmuszona pójść do pracy. Nie mogłam zostawić z tym wszystkim matki samej. To nie było zgodne z moimi własnymi zasadami. Miałam szczęście, że moja firma się przyjęła i niemal natychmiast wyskoczyła najwyżej, przez co stałam się najbogatszą osobą w mojej rodzinie, nad czym czasem szczerze ubolewałam, bo traktowania jak bankomat chyba nie lubi nikt.

– Ale tylko na tydzień, rozumiemy się? – zaśmiała się.

Przytaknęłam ochoczo głową, obmyślając już plan iloma trunkami dziś się upiję.

***

Imprezowa muzyka dudniła w moich uszach, wprawiając mnie w dziwne uczucie drżenia.

Moja mama wyjechała do swojej przyjaciółki około godzinę temu. Zostałam więc tylko ja, pusty dom, i nikt więcej. I to przez cały ten tydzień. To było takie cudowne.

– A ten? – mój przyjaciel wskazał palcem na chłopaka stojącego przy barze.

Pokręciłam głową z grymasem niezadowolenia niczym małe dziecko.

– Nie. Jest zbyt... – próbowałam znaleźć odpowiednie słowo do opisania tego schlanego w trzy dupy dresiarza. Ciężko mi było go wypatrzeć. Obraz zlewał mi się w jedną całość, a każde szczegóły były rozmazane. Cóż... Faktem było, że już trochę zdążyłam się napić – Nieważne... – machnęłam ręką i odgarnęłam swoje rude włosy, wbijając wzrok w kieliszek który trzymałam.

Nagle cała zawartość naczynia wylądowała na mojej białej sukience. Przecież nie spiorę tego przez tydzień!

– Kurwa! – krzyknęłam i uniosłam wzrok na twarz nieznajomego który we mnie wpadł. Jego spojrzenie było rozbiegane i nieobecne. Ledwo trzymał się na własnych nogach. Żałosne doprowadzić się do takiego stanu.

Chłopak wsparł się na moich ramionach i spojrzał mi w oczy.

– Zaraz się zrzygam... – wymamrotał.

Położyłam mu dłoń na torsie, próbując tym samym go od siebie odepchnąć zanim będzie za późno, jednak nagle chłopak zgiął się w pół i oddał wszystko co dotychczas zdążył wypić i zjeść.

Ohyda.

Odsunęłam się od szatyna, wycierając dłonie w swoją sukienkę. Czułam, że przy jednym dotyku coś od niego złapie. Nie potrzebuję jakiegoś syfu, lub zarazków. Od kręconego szatyna wręcz bił nieprzyjemny odór alkoholu. W końcu wyprostował się i spojrzał mi w oczy. Miał takie delikatne, niemalże dziewczęce rysy twarzy. Pokręciłam tylko głową i wywróciłam oczami. To nie ma prawa skończyć się dobrze...

MENTORKA - Jan Rozmanowski FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz