Rozdział 3

633 26 30
                                    

Obudziłam się, i przetarłam swoje zmęczone snem oczy. Delikatnie uniosłam swoje ciało, opierając się na łokciach, i spojrzałam na telefon. Już dawno po jedenastej...
Wygramoliłam się z łóżka, a następnie poprawiłam swój koronkowy podkoszulek oraz majtki i wyszłam ze swojego pokoju, kierując się po schodach do kuchni. Głowa mnie bolała, tak samo jak i wszystkie moje mięśnie. Nawet nie pamiętałam kiedy dotarłam do domu...

- Cześć. - usłyszałam głos chłopaka, ale jak na razie go zignorowałam.

Podeszłam do blatu kuchennego, chwyciłam stamtąd pustą szklankę i nalałam sobie soku. Natychmiast wypiłam wszystko jednym haustem i odłożyłam szklankę do zlewu.
Nie chciałam widzieć Janka. Może im mniej będziemy się widywać, będzie lepiej...?
Westchnęłam pod nosem i oparłam się tyłem o blat.

- Wszystko okej? - szatyn do mnie podszedł.

Kurwa, nie taki był mój plan...

- Tak... - odpowiedziałam szybko i przeczesałam dłonią swoje nieułożone, rude włosy.

- Na pewno? - Janek ujął moją dłoń.
Moje ciało niemal natychmiast zareagowało na jego dotyk. Fala ciepła rozlała się po moim podbrzuszu, a ja niemal natychmiast zacisnęłam uda. O kurwa... Traciłam zmysły gdy był tak blisko, i w dodatku mnie dotykał. Chciałam krzyknąć mu w twarz, że pragnę go tu i teraz, resztkami sił powstrzymywałam się żeby tego nie zrobić. Janek stał się moim zakazanym owocem, którego tak bardzo pragnęłam skosztować.

Nie czekając ani chwili dłużej wyrwałam swoją rękę od niego, a chłopak posłał mi pytające spojrzenie.

- Nowa zasada. - mruknęłam i zawierciłam się niespokojnie przy blacie. Moje ciało pragnęło jego dotyku, domagało się go. Niekontrolowałam tego, mimo, że tak bardzo chciałabym mieć na to jakiś wpływ - Masz mnie nie dotykać. - syknęłam.

- Chyba nie wszystko jest okej... - zaśmiał się cicho - Co się dzieje? - przysunął się do mnie bliżej nieco poważniejąc. Czułam materiał jego szortów na swoim nagim udzie, i automatycznie bardziej przylgnęłam do szafek. Błagam, chłopcze odsuń się.

- Krok do tyłu. - nakazałam stanowczym głosem. Czułam jak zimno blatu, parzy moją rozgrzaną skórę na pośladkach, przez co zadrżałam.

Szatyn uniósł jedną brew i ponownie posłał mi pytające spojrzenie.

- Powiedziałam: krok do tyłu. - mój rozkaz brzmiał teraz znacznie groźniej niż wcześniej.

Janek wykonał to co mu kazałam i spojrzał na mnie wyczekując dalszego obrotu spraw. W swojej głowie widziałam jak przyszpilam go do pieprzonej ściany za nim, i sprawiam, że dochodzi najgwałtowniej w całym swoim życiu. Jezu Chryste...

- Car...? - z moim myśli wyrwało mnie pstryknięcie palców szatyna - Masz jeszcze kontakt z tym światem? - zaśmiał się, i oblizał linię swoich ust. Och, ciekawe co jeszcze potrafi ten język. Uśmiechnęłam się na tą myśl i odepchnęłam się od blatu.

- Masz zadanie na dziś, mam nadzieję, że lubisz sprzątać. - uśmiechnęłam się do niego perfidnie zmieniając temat, a ten zrobił wielkie oczy.

- Chyba nie myślisz, że... - przerwałam mu cichym sykiem.

- To co myślę, to moja sprawa, a jak na razie żyjesz według moich zasad, zapomniałeś? - podeszłam do niego, kręcąc biodrami - Przecież jesteś grzecznym chłopczykiem, a grzeczni chłopcy słuchają się poleceń swoich mam. - przygryzłam dolną wargę, napędzana przez podniecenie.

- Słuchają... Swoich... Co...? - wydukał zdziwiony, i dopiero teraz dotarło do mnie co powiedziałam. Poczułam jak oblewa mnie zimny pot. Właśnie zdradziłam swoją słabość...

Próbowałam wymyślić jakieś kłamstwo, że się przejęzyczyłam, cokolwiek aby ratować się z tej pojebanej sytuacji. Zamrugałam szybko uświadamiając sobie, że co bym nie powiedziała to pogrążyłoby mnie to bardziej niż dotychczas.

- Posprzątasz całą kuchnię. Na błysk. - zmieniłam szybko temat i wróciłam do swojego pokoju by się przebrać. Boże, to było żenujące... Nie mogę dopuszczać do takich sytuacji... Muszę odzyskać nad sobą kontrolę.

***

Postawiłam dziś na obcisłą czarną sukienkę, po czym umalowałam się znacznie mocniej niż miałam to w zwyczaju, a włosy wyprostowałam i zapiełam w wysoki kucyk klamrą, pozostawiając parę kosmyków, aby swobodnie opadały na moją twarz.
Po około trzydziestu minutach wróciłam na dół- do kuchni.
Chłopak kucał przy szafce, leniwie ją wycierając. Oj, chyba będę musiała nadzorować cały proces sprzątania.
Przysiadłam uśmiechnięta na blacie kuchennym, zakładając nogę na nogę.

- Doczyść jeszcze z prawej strony. - powiedziałam i uśmiechnęłam się, gdy chłopak posyłając mi szybkie zażenowane spojrzenie, posłusznie wykonał moje polecenie.

W końcu przeniósł się na blat na którym siedziałam. Zaczął czyścić powoli drzwi od szafki, zaczynając od lewej strony, czyli tam gdzie nie siedziałam. Sprytny... Ale kiedyś musiał się zmierzyć z tym na co tak długo czekałam. Wstał na równe nogi, stojąc teraz naprzeciwko mnie. Niespuszając wzroku z moich oczu, powoli upadł przede mną na kolana i lekko wilgotną szmatką przetarł dół szafki.

- Dokładniej. - powiedziałam i rozłożyłam nogi, aby mógł przetrzeć całość. Szatyn klęczał między moimi udami, a ja uważnie go obserwowałam z góry. Mój wzrok wyłapywał każdy jego najmniejszy ruch, każde napięcie jego mięśnia. Wszystko. - Przyłóż się do tego... - z moich ust uciekło ciche westchnienie.
Naprawdę wyglądał tak cudownie między moimi nogami, że chyba zrobię zdjęcie, oprawię je w ramkę i powieszę sobie nad łóżkiem.

- Mam dość. - w jednej chwili rzucił szmatkę na podłogę, zerwał się z kolan, położył dłonie na moich biodrach i złączył nasze usta w brutalnym pocałunku. Dobry Boże... Jego ciepły język penetrował moje usta, jakby czegoś tam szukał. Położyłam dłonie w jego pasie i przyciągnęłam go do siebie bliżej. Czułam materiał jego szarych dresów na swoim nagim udzie.

- Błagam... - wysapał między pocałunkami.

MENTORKA - Jan Rozmanowski FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz