Młoda kobieta siedziała w słabo oświetlonym saloniku i przy świetle małej żeliwnej lampki czytała książkę. W pewnym momencie westchnęła i spojrzała ciężko za okno. Na czarnym, nocnym niebie wisiał ogromny, blady księżyc. Gdzieś w oddali rozlegało się raz po raz przeciągłe wycie, zdawać by się mogło że pełne żądzy i wściekłości. Kobieta przygryzła wargi i z niepokojem zerknęła na śpiące w kołysce obok, dokładnie roczne dziecko. Właśnie mijała pierwsza rocznica urodzin małej dziewczynki i jej matce niezbyt podobały się okoliczności w których nastawała północ i mijał ostatni dzień roku. Nie żeby się niepokoiła taką bliskością wrogich stworzeń za oknem, ale... coś mówiło jej że ma powody do strachu o swoją córeczkę. Nawet jeśli nieuzasadnione.
***
Pewien mężczyzna skrzywił się gdy światło dnia padło na jego zmęczone przekrwione oczy. Całą noc siedział przy swoim dziecku aby je strzec i teraz z nawet pewną satysfakcją oglądał jak stado kruków odlatuje z jego ogrodu. Świat by się z niego śmiał gdyby dowiedział się że powodem do panicznego strachu o swoją pięcioletnią córkę są stada kruków rok w rok przylatujące o tej samej porze. Ale on wiedział że musi to robić. Dobra,może faktycznie było to dziwne, ale gdyby wszyscy czuli to co on... wiedzieli by dlaczego w noc urodzin Clarissy zawsze czuwa przy jej łóżeczku.
***
Cienie drzew się wydłużyły, słońce powoli wstawało, ale w sercu lasu nadal panował mrok. Jakieś oczy pojawiały się i znikały, a mrok zdawał się falować gdy przez gęstwinę przedzierało się jakieś stworzenie. W pewnym momencie ruch całkowicie zanikł i przez chwilę nic nie dawało znaku istnienia. Dopiero po pewnym czasie dało się słyszeć niski gardłowy głos.
- Już są, panie.
Gdzieś w głębi cieni siedziała jakaś postać, o posturze zdradzającej człowieka. Gdy jednak się przesuwała ruchem przypominała raczej zwierzę. Nie dawało się poznać kto to był, gdyż całe jej ciało okrywał długi czarny płaszcz, a na twarzy miała równie czarną maskę. Nieznajomy wydał odgłos przypominający warknięcie.
- Za późno. - mruknął jakby do siebie a nie do rozmówcy - Znacznie za późno. - teraz skierował niby twarz stworzenie czekające w mroku - Sprowadźcie je do mnie. Teraz.
Zaszeleścił gąszcz i stworzenie zniknęło. Tajemnicza postać powstała. Miała wysoką posturę ale wyglądało jakby się garbiła. Do ręki ukrytej pod czarnym, pokrytym piórami i sierścią płaszczem wzięła mały kamyk, po czym podrzuciła w górę. Z nieskrywanym zaciekawieniem oglądała jak upada na wyciągniętą szponiastą dłoń. Rozległo się małe plumknięcie gdy przedmiot zetknął się z półprzezroczystą skórą. Postać zdawała się skrzywić.
- Na wszystkie puszcze świata. - warknęła - Choćby nie wiem co, nigdy nie będę czerpał z tego przyjemności.
Potem wolnym krokiem ruszyła przez las. Peleryna szeleściła za nią okrywając swoją powłoką dziwne ciało niby-człowieka. Gdy świat stawał się coraz jaśniejszy dla paru osób pewne sprawy zdawały się osuwać w gęstniejącą ciemność.
CZYTASZ
Strażnicy Lasu. Znamię Księżyca
FantasíaAlice żyje jak każda normalna dziewczyna. No... Może nie do końca. Jej ojciec gdzieś zaginął a ona razem z matką i ciotką przeprowadzają się do odziedziczonego po prababce domu. Czeka ją tam nowa szkoła, znajomi, nauczyciele i najgorsza osoba którą...