Powinienem Cię nienawidzić...

245 28 0
                                    

Czerwono-niebieskie światła oraz dźwięk syren policyjnych, który nieznośnie od kilkunastu minut roznosił się po ulicy i powodował ból głowy wszystkich tam zgromadzonych. Krople deszczu powoli spadające z nieba ostrzegały ludzi, żeby się schować przed nadchodzącą ulewą. A coraz mocniejszy wiatr rozwiewał i tak potargane przez ciężki dzień włosy mężczyzny. Przeczesał je niedbale ręką, ubrudzoną jeszcze gdzieniegdzie zaschniętą krwią.

Westchnął patrząc do góry na ciemne chmury. Nie wiedział, co tak właściwie czuje w tym momencie. Smutek, żal, nienawiść, złość, strach, zdziwienie, bezradność, ból, czy ogromne poczucie winy. A może to wszystko się mieszało? Zresztą jak powinien się czuć? Jak się czują osoby w takiej sytuacji? Co robią? Płaczą? Dlaczego, więc kiedy trzymał jego martwe ciało nie uronił ani jednej łzy? Dlaczego jedyne, co potrafił zrobić to krzyczeć jego imię błagając by wrócił?

Czy to głupie, że przejmuje się losem człowieka doskonale znającego ryzyko? Takiego, co wyciągając broń wiedział, iż za kilka sekund może zginąć? Takiego, który sam oddał pierwszy strzał, próbując skrzywdzić lub zabić ludzi stojących po drugiej stronie? Czy to nie dziwne, że właśnie się zastanawia nad tym, co czuje po śmierci mężczyzny niejednokrotnie próbującego go zamordować? I dlaczego, jego emocje nadal podchodzą pod te negatywne, a nie przeciekające ulgą?

W głowie wciąż słyszał rozpaczliwe głosy innych osób widzących jego śmierć. Była ich garstka, tak właściwie niewielu policjantów i parę osób uczestniczących w tej feralnej strzelaninie.

Jednak mimo wszystko zobaczył, jak jego najbliżsi chcą przy nim być, chcą go pożegnać, chcą dotknąć ostatni raz tak bliskiego im ciała. Poddali się, opuszczając swoją broń, prosili z łzami w oczach, tylko po to, aby móc mu chociaż spróbować pomóc. Jednakże, dostali wyłącznie natychmiastowe zakucie w kajdanki. Rodzina tej osoby, musiała przyglądać się z daleka jak umiera w ramionach szatyna.

Nie powinien. Nie miał prawa być tym, którego widział jako ostatnie w życiu. Nawet jeśli, to on szerzył wszystko, co złe i niemoralne, to nie zasługiwał na to, aby zginąć przy brązowookim.

A przede wszystkim ten brązowooki, nie powinien słyszeć ostatniego zdania. Pomimo, że było skierowane wprost w jego kierunku.

Usłyszenie słabych słów, wypowiedzianych z tym niezmiennym cwanym, a wręcz kpiącym uśmiechem sprawiło, że zapragnął cofnąć czas. Zapragnął zacząć wszystko od początku, całkowicie inaczej prowadząc ich wspólne życie. Co z tego, że nie powiedział mu bezpośrednio tych dwóch słów, które mimo ich burzliwej relacji w głębi duszy chciał usłyszeć. To ostanie zdanie mówiło za dużo, ale nadal uważał, że na nie nie zasłużył. Dlaczego to nie był najbliższy mu Carbonara? Jako jego braciszek powinien być tam. Powinien przytulać i uspokajać, a nie patrzeć, na to co się dzieje zza paru radiowozów...

Dalej nie wiedział kto go zabił. Chociaż raczej powinien rzec, iż nie zdawał sobie sprawy, z którego SCAR'a padł ten celny ostrzał. Może nawet nie chciał wiedzieć. Miał przeczucie, że mogłoby się to źle skończyć, lecz nie potrafił wytłumaczyć dlaczego.

Mijały kolejne kwadranse, ciało było dawno przewiezione do szpitala wraz z resztą zatrzymanych. Zostały, tylko pojedyncze jednostki sprawdzające dokładnie teren. To od ich pojazdów nadal wydobywały się te irytujące dźwięki. Ludzie z ciekawością oglądali miejsce, najpewniej słysząc już najnowsze plotki o tym, że zginął najgroźniejszy kryminalista tego miasta.

On stał oparty o ścianę budynku na przeciwko miejsca, gdzie około czterdziestu minut wcześniej klęczał, przyciskając do siebie nieruchome ciało. Wciąż miał przed oczami, złote tęczówki patrzące na niego z spokojem, ale też ogromnym niedosytem. Dosłownie jakby próbował mu przekazać, że nie tak powinna zakończyć się legenda Erwina Knucklesa, bo nie zrobił jeszcze wszystkiego, co zaplanował.

Jako funkcjonariusz policji powinien się cieszyć, że do tych rzeczy nie dojdzie. Tak bardzo wypadało mu się radować, bo przecież w końcu miasto jest bezpieczniejsze. Jednak on nie umiał, nie chciał umieć.

Wzrok powoli wrócił z nieba na fragment ulicy, gdzie stał jeszcze rozwalony samochód, którym uciekali. Siwy mężczyzna nie zdążył nawet się porządnie od niego oddalić.

Powolnym krokiem podszedł do miejsca, które zapamięta zapewne do końca życia. Podobnie jak na jego dłoniach, było tam mnóstwo krwi, jednak ta powoli się rozpływała wraz z deszczem. Dotknął opuszkami palców mokry oraz zimny beton.

Strzelanina. Tak bardzo nie lubił tego rozwiązania. Rozpoczynając ją, jest zagrożone tak wiele żyć. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że lada moment ta się rozpocznie. Pojazd uciekających osób był już w złym stanie, a pewnie wraz z jego zatrzymaniem to będzie kwestia czasu, aż padnie pierwszy strzał.

Tak jak przewidział, napastnik wychodząc z auta od razu zaczął strzelać z pistoletu, podobnie uczynili jego towarzysze. Policja, więc nie była dłużna, opuszczając radiowozy i również próbując unieszkodliwić napastników, tak aby móc ich zatrzymać, po czym wsadzić za kratki. Wszystko szło całkiem normalnie, dopóki nie zarejestrował, serii kul z broni długiej, której stanowczo nie powinno być na miejscu. Szybko zorientował się, że trafiła ona w ciało niezamaskowanego siwowłosego mężczyzny. Impulsywnie do niego podbiegł oraz zaczął panicznie próbować zatamować krwawienie, jednak ran było zbyt wiele.

Czuł przeszywający wzrok na sobie, więc przestraszony spojrzał na jego twarz. Kręcił głową na boki, widząc wykrzywioną w grymasie bólu minę. Nie umiał nic powiedzieć, słowa ugrzęzły mu w gardle, nie chcąc wyjść.

- Przestań tak na mnie patrzeć Grzegory, powinieneś mnie nienawidzić, a nie kochać idioto - warknął posyłając mu jeden z swoich firmowych uśmieszków, jednakże ten szybko został zastąpiony przez poprzednią minę. - Chociaż ja też wciąż popełniam ten sam błąd...

W między czasie trafił na szpital. Przed budynkiem, jak i w środku panował prawdziwy chaos, lecz się tym nie przejmował. Szedł powolnym krokiem mijając policjantów, medyków oraz kilku cywili. Zadał krótkie pytanie szefowi EMS i skierował kroki w podanym kierunku. Otworzył delikatnie drzwi, otrzymanym chwile wcześniej kluczem.

Patrzył na ciało niby obojętnym, ale zarazem wyrażającym milion emocji wzrokiem. Był okryty tylko od pasa w dół cienkim białym materiałem. Stracił już praktycznie wszystkie kolory. Było to dość przerażające. Brązowooki wziął głęboki oddech. Bardzo chciał się pożegnać, lecz spoglądając na niego słowa nadal nie wychodziły z jego ust.

Szatyn przełknął ślinę i podszedł bliżej. Pochylił się, po czym z lekkim zawahaniem musnął blade usta, od razu się odsuwając. Skoro nie potrafił pożegnać go słownie, postanowił zrobić to chociaż fizycznie. Wbił wzrok na jego zastygłą twarz oraz dotknął zimnego policzka. Z oka wypłynęło mu kilka łez, które swobodnie opadły na Knucklesa.

- Powinienem Cię nienawidzić, a jednak tak bardzo kocham...

Powinienem Cię nienawidzić... | 5city One-ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz