Rozdział II

17.4K 554 307
                                    

Asher

Prawdopodobnie dobija północ. Ledwo widzę drogę przez panujący tutaj mrok. Lampy, które powinny ją oświetlać, praktycznie nie działają. Jadę tak szybko, jak tylko się da. Chcę uciec od dawnych wspomnień związanych z budynkiem, który kiedyś nazywałem domem. Mówiąc dom, mam na myśli jego prawdziwą definicję. Taki z kochającymi rodzicami, ciepłem i wsparciem. Cała ta sytuacja jest tak niewyobrażalna, że nie mogę do tej pory jej pojąć. Straciłem wszystko w ciągu kilku pieprzonych minut. 

Gdyby nie cholerna astma, moje życie wyglądałoby inaczej. Dzień, który zmienił wszystko stał się moim koszmarem i do tej pory odwiedza mnie w snach. Razem z rodzicami wracaliśmy ze szpitala. Od tygodnia czułem ciągłe ukłucia w klatce piersiowej, lecz nie powiedziałem o tym nikomu. Chciałem, by mama była szczęśliwa, że powoli wracam do zdrowia. Gdy zobaczyłem pierwszy raz od dawna radość na jej twarzy, bo lekarz potwierdził, iż ataki powoli będą ustępowały, a organizm zacznie się do nich przyzwyczajać, byłem wstanie zrobić wszystko by, była taka już zawsze. Jednak moja troska poszła na marne, bo zamiast ją ochronić, spowodowałem ciąg najgorszych, możliwych dla niej zdarzeń. 

Opierałem czoło o szybę i do moich uszu dochodził ledwo słyszalny szum radia. Nagle poczułem mocny ucisk w piersi, a oddychanie stało się trudniejsze niż zazwyczaj. Na marne próbowałem złapać oddech, jeszcze bardziej pogłębiając duszności. Zacząłem się szamotać, przez co mama momentalnie odwróciła się, by na mnie spojrzeć. Pamiętam, że krzyczała. Wierciła się i szukała inhalatora, który prawdopodobnie leżał gdzieś na dnie schowka. Suchy kaszel nie dawał mi spokoju. Cały zbladłem, a pot lał się litrami. Tata również spanikował. Chciał zjechać na jakieś pobocze, ale byliśmy na drodze, gdzie nie dało się zatrzymać. Coraz ciężej było mi złapać choćby najmniejszy dech.

- Liam, zrób coś! - wykrzyczała moja mama, dusząc się łzami. - Gdzie jest ten cholerny inhalator! - wykrzyczała.

Tata trzymając kierownice jedną ręką, zaczął grzebać pomiędzy fotelami. Czułem jakbym miał zaraz wypluć płuca. Kaszel tak bardzo opanował moje ciało, że nie mogłem nawet na nich spojrzeć.

Jednak mój atak nie był najgorszą częścią tamtego wydarzenia. To co stało się za kilka chwil, odbija się w mojej pamięci codziennie od szesnastego roku życia. Ojciec rozproszony poszukiwaniem, zboczył z pasa i wjechał na lewą stronę ulicy. Ostatnie co wtedy widziałem to blask auta, z którym się zderzyliśmy. Poczułem okropny ból i byłem pewny, że umieram. Zanim jednak pochłonęła mnie ciemność, usłyszałem przerażone wrzaski rodziców. Był to ostatni dźwięk wydobyty z ich gardeł jaki udało mi się zapamiętać.

Obudziłem się w drodze do szpitala, otoczony kilkoma ratownikami. Miałem maskę tlenową na twarzy, która pomagała mi oddychać. Dopiero po kilku minutach doszedłem do siebie i byłem w stanie jakkolwiek funkcjonować. Nie wiedziałem co się dzieje, bo wszystko stało się tak szybko. Gdy zorientowałem się, że mieliśmy wypadek, momentalnie podniosłem się do pozycji siedzącej. Wszystko mnie bolało, jednak zrzuciłem to na drugi plan. Jakaś kobieta zaczęła zadawać mi pytania, lecz ja jej nie słyszałem. Cała moja uwaga skupiła się na poszukiwaniu rodziców. Prześledziłem wzrokiem cały pojazd, a gdy nigdzie ich nie zauważyłem, zdrętwiałem. 

- Gdzie są moi rodzice? - powiedziałem załamującym się głosem.

Lekarka spojrzała na mnie z żalem w oczach. Wtedy już wiedziałem. Kurwa, jasne, że wiedziałem. Nawet nie musiała tego mówić. Przysięgam, że w tamtym momencie mój świat zawalił się na zawsze. Łzy natychmiastowo zaczęły spływać strumieniami po moich policzkach. Wiecie, jak to jest zostać postrzelonym prosto w serce? Tak się właśnie wtedy poczułem. Zraniony momentalnie, niespodziewanie i przede wszystkim nieodwracalnie.

Ride with me [wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz