Rozdział 3

53 9 1
                                    

— James, czy tobie już do reszty odwaliło? Obiecałeś, że dzisiaj nie opuścisz treningu, a ty nadal ślęczysz nad książkami. Żeby to jeszcze była praca domowa... Zostaw to i choć polatać. W tym roku mamy ostatnią okazję, żeby znów zgarnąć Puchar.

Constantin nie tylko werbalnie wyrażał swoje niezadowolenie. Stał nad Jamesem, ekspresyjnie gestykulując, ale Potter udawał, że tego nie widzi i nie słyszy słów przyjaciela. Chęć wygrania Turnieju i utarcia nosa Aurorze Santos tak mocno weszła mu na ambicję, że nawet perspektywa trzeciego z rzędu zwycięstwa w szkolnych rozgrywkach quidditcha nie była w stanie oderwać go od obranego celu.

— Potrenujemy jutro... Daję ci słowo... Teraz muszę iść do biblioteki, w tej książce nie jest wyjaśnione dlaczego...

— Nie chcę tego słuchać — Constantin zamachał rękami i urażony patrzył na Jamesa — Ja idę teraz na boisko. Które cudem udało mi się zaklepać, bo wiem, że Ślizgoni też chcieli dzisiaj trenować. A jeśli ty wolisz spędzać czas z nosem w książce i masz głęboko gdzieś drużynę, to już twój problem. Naprawdę, zaczynam żałować, że obiecałem ci pomóc w przygotowaniach. Mam nadzieję, że kiedy Aurora Santos dokopie ci na tym Turnieju zrozumiesz, że to od początku był durny pomysł.

Potter poderwał głowę i gniewnie spojrzał na Wooda.

— Ta zarozumiała kujonka ze mną nie wygra. Gwarantuję ci to. I wcale nie mam gdzieś naszej drużyny.

— Ta. Jasne. Gratuluję dobrego samopoczucia — Constantin ze złością złapał za rękawice, nie szczędząc sarkazmu w głosie — Zrobisz z siebie głupka, James. Wspomnisz moje słowa — nie czekając na ripostę Pottera wyszedł szybko z pokoju wspólnego, zostawiając przyjaciela z nietęgą miną.

— A ja wam wszystkim udowodnię, że się mylicie — wymamrotał pod nosem James i z głośnym trzaskiem zamykanął książkę.

—Zacząłeś mówić sam do siebie, braciszku? — Lily klapnęła na kanapie obok brata, nie pytając czy ten życzy sobie jej obecności. James sapnął tylko ze złości, na co dziewczyna pokręciła głową — Słyszę, że nie tylko ja odradzam ci udział w Turnieju. James, nie łudź się że wygrasz. Możesz jedynie jeszcze bardziej zbłaźnić się w oczach Aurory Santos i przed całą szkołą. Bo to o nią chodzi prawda? To jej chcesz coś udowodnić?

James czuł jak jego irytacja wzrasta do niebezpiecznego poziomu. Najpierw Constantin, teraz Lily. Czemu się tak nie niego uwzięli? Czy naprawdę nikt nie wierzy, że jest w stanie zaprezentować się podczas Turnieju na przyzwoitym poziomie? Dlaczego wszyscy uważają, że nadaje się tylko do latania na miotle?

I dlaczego z jego udziałem w Turnieju wiążą Aurorę Santos?

— Odwal się, Lily — burknął, nie chcąc wysłuchiwać przemądrzałych tyrad siostry — Poradzę sobie w Turnieju lepiej niż myślisz. I zupełnie nie chodzi o Santos.

— Jasne — dziewczyna przewróciła oczami, zupełnie jakby wiedziała, że James odrobinę mija się z prawdą.

A ta była taka, że gdyby nie Aurora Santos nawet przez myśl by mu nie przeszło, żeby zgłosić się do Turnieju i zamiast spędzać ten ostatni rok na boisku do quidditcha w towarzystwie Constantina, musiał naprędce uzupełniać luki w wiedzy.

Teraz nie mógł się już wycofać.

— Cała nadzieja w tym, że Rose uda się wbić do tego pustego łba trochę wiedzy i przebrniesz chociaż przez pierwszy etap. O, Molls już jest — Lily odwróciła się od nachmurzonego Jamesa i spojrzała w kierunku schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt, gdzie pojawiła się ich kuzynka — Idziemy do wujka Neville'a, ma dla nas...

WALKA O ZWYCIĘSTWO || JAMES SYRIUSZ POTTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz