Nie kuś losu.

246 12 4
                                    

Miłego czytania,
co złego to nie ja.

POV: Adeline

W środku nocy obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu i przychodzących wiadomości, więc szybko sięgnęłam po niego i wziełam go z szafki nocnej. Po odblokowaniu go ujrzałam na wyświetlaczu masę wiadomości oraz połączeń od Connor'a.

Od Connor:

Adeline, odbierz.

Zadzwoń jak tylko będziesz mogła.

To ważne.

Widząc te wiadomości i sześć nieodbebranych połączeń, od razu oddzwaniam, a chłopak odbiera już po drugim sygnale.

- Adeline, o boże jak dobrze.

- Connor, co się stało?

- Powiem tak, masz dziesięć minut żeby się zebrać. Jadę właśnie po ciebie. Dowiedziałem się bardzo ważnej rzeczy na temat naszej sprawy i musimy to sprawdzić.

- W takim razie okej.

- Do zobaczenia - powiedział po czym się rozłączył.

Zeskoczyłam ze swojego łóżka i podeszłam szybko do szafy, aby wziąść jakiś dres. Wybrałam granatowy komplet z Local Heroes i włożyłam go na siebie. Równo z zegarkiem dziesięć minut później Connor napisał sms'a, że czeka na dole.

Wzięłam klucze i telefon, po czym zbiegłam schodami na sam dół. Zobaczywszy auto chłopaka, przyspieszyłam kroku i wpakowałam sie do samochodu.

- Connor, tłumacz co się stało - powiedziałam, a on ruszył w nieznanym mi kierunku.

- Pamiętasz jak mówiliśmy o tym, aby spotkać się z ludźmi od napoji? - zapytał, a ja pokiwałam głową - Udało mi się z nimi skontaktować, a nawet spotkać z chłopakiem, który wtedy obsługiwał Alex'a. Nie widział za dużo, ale zauważył jedną ważną rzecz, o której nikt jeszcze nie wspomniał.

- Tak?

- Tom, czyli ten chłopak zauważył jakiegoś człowieka w granatowym płaszczu - zerknął na moją bluzę, po czym dodał - taki kolor dokładnie jaki masz teraz na sobie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że na plecach płaszczu znajdował się rysunek. Wyglądał dokładnie tak - podsunął mi przed nos kartkę z rysunkiem, który przedstawiał czarne oko z czerwonym krzyżem w środku, zamiast źrenic.

- To faktycznie trochę niepokojące.

- Spędziłem sporo czasu szukając czegoś w internecie, lecz niczego sie nie doqiedziałem. Natomiast popytało się tu i tam. Dowiedziałem się, że te znaczki to jakaś pierdolona sekta. Udało mi się dzisiaj śledzić jednego z jej człownków i dowiedziałem się, że organizują dziasiaj spotkanie w opuszczonej kapliczce cmentarnej.

- No nieźle.

- Co nie? Więc skoro pracujemy razem to zależało mi na tym, abyś ty też była tego świadkiem, jeśli coś się wydarzy.

- Dziękuję.

Dalszą drogę pokonaliśmy w ciszy. Po parunastu minutach samochód się zatrzymał i wysiedliśmy na przeciwko starego, obskurnego budynku.

Weszliśmy po cichu do środka kapliczki cmentarnej tylnym wejściem i postanowiliśmy, że najlepszym miejscem w jakim możemy się schować jest konfesjonał.

Tak, tak po prostu cudowne miejsce. Musieliśmy się tam razem ściskać. Okropne przeżycie, nigdy więcej.

- Japierdole, jak tu jest mało miejsca - wyszeptałam.

- Chodź się przytul - powiedział Connor, po czym puścił mi oczko.

- A weź spierdalaj.

- Mrawww, jak ostro kotku.

Przewróciłam oczami na jego komentarz, ale mimo wszystko udało mi się na niego nie odpowiedzieć.
Czekaliśmy w tym konfesjonale dziesięć minut, aż usłyszeliśmy ciche rozmowy oraz kroki.

Po chwili zauważyłam migające światełkaz, a gdy wyjrzałam zza mebla, w którym się znajdowaliśmy zobaczyłam zapalone świeczki, znicze, jakieś kwiaty i piątkę ludzi stojących w kręgu.

- O chuj tu kurwa chodzi? - szepnął Connor

- Nie wiem, ale to jest chore - odpowiedziałam mu przyciszonym głosem.

Przyglądaliśmy się wspólnie ich obrzędowi, który wyglądał bardzo niepokojąco. Szeptali do siebie coś w niezrozumiałym dla mnie języku, ale wydawało mi się, że jest to łacina, ze względu na to, że miałam z niej parę wykładów na studiach. Tak, szkoda, że nie uważałam.

- Connor, rozumiesz co mówią?

- Nic, a nic.

Naprawdę coraz bardziej zastanawiam się co ja tutaj robię. Mogłam właśnie spać pod ciepła kołdrą, a nie siedzieć w kapliczce słuchając zjebanych obrzędów. Nosz kurwa.

- Pierdolenie jakieś kurwa, co to jest? Jebana sekta, jeszcze tylko brakuje żeby ludzi na stosie palili - powiedział chłopak.

- Nie kuś losu, może już to robią.

Siedzieliśmy tak i przyglądaliśmy się nie ludzkim interakcją. Stali ustawieni w kręgu i kręcili sie wokół własnej osi. No nieźle kurwa, tego jeszcze nie grali.

- To co? Teraz co tygodniowe spotkania w konfesjonale, na rozgrzeszenie? Przy okazji oglądając pięciu popaprańców?

- O niczym innym nie marzę - mruknęłam.

Po pół godzinie zaczęli zbierać swoje rzeczy a po czterdziestu paru minutach wyszli z tego budynku. Co pozwoliło nam na wyjście z kościelnego mebla i rozprostowanie kości. Już czuję jak będę ubolewać przez najbliższe tygodnie.

- O boże jak tu było nie wygodnie - powiedziałam.

- A mi się tam podobało, że mogłem być tak blisko ciebie - mruknął Coonor, a ja przewróciłam oczami na jego komentarz.

- Wracajmy do domu, mam jutro na siódmą.

- Dobrze, chodź.

Wyszliśmy ze starego budynku i ruszyliśmy w kierunku auta i od razu pojechaliśmy do mojego mieszkania.

A jutrzejszy dzień będzie bardzo pracowity. Muszę pozbierać wszystkie informacje, o których się dzisiaj dowiedziałam.

Mili Nieznajomi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz