2. NA JAWIE

148 18 100
                                    

          To miejsce lubiła najbardziej, przede wszystkim dlatego, że należało do mało uczęszczanych. Prowadziła tutaj wąska alejka niknąca za zakrętem i obsadzona po obu stronach zaroślami. Jedyną w tym miejscu ławeczkę, na której zwykle siadywała, zalewał ciepły blask ilekroć kapryśna pogoda pozwalała słońcu przebić się przez chmury. Spacerowicze zwykle nie zapuszczali się na skraj parku, więc siadywała tutaj często – z dala od innych, co zapewniało błogie chwile spokojnej samotności. Nie lubiła ludzi. Wydawali się tacy banalni w swej niedoskonałości; zwyczajne płytkie istnienia w prozaicznej rzeczywistości, na którą nie chcieli mieć żadnego wpływu – a w najlepszym razie – nie byli świadomi, że mogą mieć jakikolwiek wpływ. Przychodziła tu z butelką ulubionego cydru. Zakładała słuchawki i włączała playlistę w telefonie.

     Tamtego dnia ławeczka tonęła w ciepłym, jesiennym słońcu. Inez przymknęła na chwilę oczy i wystawiła twarz na działanie jego promieni. Grzało tak rozkosznie, że poczuła zbliżającą się obecność Morfeusza. Uświadomiła sobie jednak, że nie należało drzemać na ławce w parku. Nie, zdecydowanie musiała przepędzić sen z tego uroczego zakątka, należącego teraz tylko do niej. Szybko otworzyła oczy.

     Stał tam, gdzie wąska alejka wynurzała się zza ściany żywopłotu. Patrzył na nią. Napotkała jego wzrok i przez chwilę poczuła się jak bezbronny gryzoń unieruchomiony hipnotyzującym spojrzeniem węża. Pełna świadomość powróciła po kilku sekundach, ale na zdolność trzeźwego sformułowania myśli musiała poczekać następne parę sekund. Zdołała się poruszyć dopiero wtedy, gdy człowiek odwrócił się i bezgłośnie zniknął za gęstą, zieloną ścianą.

     – Na litość... – powiedziała do siebie.

     Zdjęła słuchawki. Zastanawiała się, jak to możliwe, że on wyglądał dokładnie tak, jak... Serce przyśpieszyło rytm, oddech też przyśpieszył nieznacznie. Przypadek. Nic innego. Wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć. Po prostu ktoś bardzo podobny, do złudzenia podobny... To się zdarza. Bo z całą pewnością to nie mógł być on.

     Definitywnie straciła ochotę na popołudniowy relaks na ulubionej ławeczce. Chciała już wrócić do domu.

     „Do domu" – pomyślała ze smutkiem o ciasnej kawalerce na poddaszu, którą wynajmowała od trzech lat.


     Obojętnie przekroczyła próg swojego lokum. Mimo że nie grzeszyło przestronnością, a umeblowanie prezentowało radykalny minimalizm, to jednak panował tutaj idealny ład i porządek. Inez przestrzegała tego niemal obsesyjnie – każde mieszkanie musiało być dokładnie wysprzątane. Najzwyczajniej w świecie źle się czuła, jeśli dokoła panował bałagan. Odwiesiła plecak, podeszła do komody i otworzyła pokrywę laptopa. Wcisnęła okrągły guzik i ekran ożył. Przez chwilę tępo wpatrywała się w niego, znów nie mogąc zebrać myśli. Wyglądało na to, że widok tamtego człowieka w parku dość mocno wytrącił ją z równowagi. Włączyła muzykę, a potem powlokła się do aneksu kuchennego, żeby z lodówki wyjąć kolejną butelkę cydru.

     „Znowu zaczynam za dużo pić – przeleciało jej przez głowę i w tym samym momencie usłyszała pukanie. – Sąsiadka?" – pomyślała zdziwiona, bo gości nie miewała prawie wcale, wliczając w to sąsiadów.

     Otworzyła drzwi i zamarła. Za to serce zaczęło walić jak szalone. Stała jak rażona gromem, niczym legendarna żona Lota tuż przed tym, jak za sprawą miłościwego boga, stała się już na zawsze słupem soli. Gdzieś tam podświadomość popiskiwała cichutko, że powinna jakoś zareagować albo chociażby przestać się tak bezmyślnie gapić. Ale nie potrafiła oderwać wzroku od tego człowieka. Uśmiechnął się, a jego głos brzmiał łagodnie i ciepło, kiedy zapytał:

Trzynaście uderzeń zegaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz