- Opowiedz mi coś o tych lewitujących górach. Właściwie to powiedz mi coś o waszych rodzinnych stronach, o lesie, jak tam jest?Ao'nung zerknął przez ramię, upewniając się, że jego pytanie nie uszło uwadze płynącego za nim na ilu Neteyama. Woda cicho chlupotała, gdy przecinając jej wyjątkowo spokojną tego wieczoru taflę, sunęli ku Zatoce Przodków. Chłód fal orzeźwiał i działał niezwykle relaksująco na zmęczone codziennymi obowiązkami mięśnie i całe ciało, a także umysł morskiego na'vi. Chociaż chłopak lepiej czuł się całkowicie zanurzony w objęciach rodzimego oceanu, mogąc doświadczać przyjemnego oporu prądów podczas pędu nadanego przez szybko przemieszczające się ilu, to tym razem co innego było źródłem jego odprężenia. Zupełnie nie spodziewał się tej zaskakująco nagłej sympatii, jaką odczuł do Neteyama, w przeciwieństwie do jego brata, który wkurzał Ao'nunga chyba na wszystkie możliwe sposoby - był pięciopalczastym dziwakiem, strzelał krzywo spojrzeniem na niego i resztę młodych nurków z rafy, był jakiś taki mało pojętny, a na domiar tego wgapiał się bezczelnie w jego siostrę. Być może w tym przypadku Nung był hipokrytą, bo to samo robił w stosunku Teyama, ale akurat to oni byli gośćmi, więc błękitnooki czuł się usprawiedliwiony. Poza tym, mógł, był synem wodza.
Zwolnił swojego ilu, by zrównać się z towarzyszem, którego zlustrował uważnie.
- Co mówiłeś?
Ao'nung zmarszczył brwi, węsząc podstęp ze strony niewinnie rzuconego pytania ze strony leśnego chłopca i zwinął usta w cienką kreskę, podkreślając swoją podejrzliwość. Chyba Neteyam mu nie dowierzał, że chciał usłyszeć o terenach leśnych.
- Ah! Nie udawaj, forest boy. Chcesz po prostu usłyszeć to jeszcze raz z moich ust.
- Mhm. Nie da się ukryć, że mogłem uważać, że się przesłyszałem. A więc co mówiłeś?
Nuta ironii zatańczyła na powtórnym pytaniu Neteyama, a ogon wyraźnie poderwał się znad wody i lekko pokiwał się na boki. Oczywistym było, że Sully tylko czekał, aż zostanie poproszony o opowieść. W gruncie rzeczy bardziej wynikało to z chęci przybliżenia nowemu kompanowi tego, co czyniło go tym, kim był, aniżeli wyciągnięciu od niego podstawy, aby znów wystosować jakiś cyniczny przytyk w kierunku Metkayińczyka. Neteyam zwęził powieki, nadając sobie ostrego i przenikliwego wyrazu, po czym zanurzył dłoń w wodzie i chlapnął nią Ao'nunga prosto w twarz.
- Tylko na to cię stać?
Rzucił rozbawiony nurek, ścierając z twarzy nadmiar kropli wody.
- Nie tylko, ale skoro jeszcze nie latałeś, mam ograniczone pole do popisu, żeby nie przyprawić się o zawał serca, sea boy.
Ton, w jakim Neteyam wypowiedział te słowa, wlał w twarz Ao'nunga grymas dezorientacji, zmieniając przy tym orientację uszu do płasko ułożonych przy głowie, a jego akwamarynowe tęczówki przeszył błysk zaintrygowania. Zaobserwowane zmiany mimiki u morskiego na'vi rozbawiły Sully'ego do tego stopnia, że zaśmiał się cicho.
- Myślisz, że boje się wysokości? No to jesteś w błędzie.
Ao'nung prychnął zuchwale, czując się nieznacznie urażony. Nie lubił podważania swojej odwagi, której mu nie brakowało.
- Możemy to kiedyś sprawdzić.
Szelmowski uśmieszek szarpnął kącikiem ust leśnego chłopaka ku górze.
- Potraktuje to jako obietnice, Neteyam. Będę trzymał cię za słowo.
Ciche westchnienie upuściło usta Metkayińczyka, jakby było oznaką poddania się w tym temacie i faktycznie, nie miał porównania wysokości lotu, nawet jeśli nie raz wybywali z przyjaciółmi za rafę w okolice Skał Trzech Braci, by skakać ze skalnych klifów do wody. Ikrany latały znacznie wyżej. To właśnie o nich pomyślał, bo co innego jego towarzysz mógł mieć na myśli, aniżeli nie to? W tym miał znaczna przewagę nad Ao'nungiem, czego chłopak z rafy nie chciał do końca przyznać nawet przed samym sobą. Chociaż dla Neteyama mógł zdobić wyjątek.
CZYTASZ
i found you || aonung x neteyam
FanfictionSą chwile, w których nie jest potrzebna cisza, skupienie, kontemplacja, by poczuć wiążącą siłę przeznaczenia. Wśród zamieszania, chaosu i poruszenia wystarczyło jedno spojrzenie, by każdy z nich zobaczył swoją przyszłość w refleksach złoto-błękitneg...