Rozdział 1 Burza

9 2 0
                                    


 Nie posłuchałam, właściwie, dlaczego bym miała. Skoro i tak nie mam co robić, postanowiłam wyjść, chociaż na rynek, powałęsać się jak zwyczajny człowiek, który ma kilka dni wolnego w pracy. Szeroki kwadratowy plac z czterema uliczkami wychodzącymi jak zwykle tętnił życiem, ludzie chodzili wokoło, robili sobie zdjęcia i cieszyli się słońcem, które zawitało do nas po wielu dniach, sama usiadłam na ławce pośród wszystkiego. Zdecydowanie uwielbiałam obserwować ludzi, którzy na zmianę wchodzili i wychodzili z budynków, kupowali na straganach i śmiali się głośno. Jedyne co nie pasowało do całokształtu to mężczyźni, którzy co jakiś czas przechodzili przez rynek, rozglądając się dookoła, by ponownie zniknąć w ciemnych uliczkach naszego miasta, ale kto wie, może to jakaś nowa gra terenowa, albo czegoś szukają. Nieopodal znajduje się również strzelnica i stowarzyszenie. 

Jestem niemal pewna, że Duncan kręci się gdzieś tutaj, tylko nie wiem, o co mu chodziło dzisiejszego ranka. Korzystając z pięknej pogody, postanowiłam pójść na moją ulubioną mrożoną kawę w niewielkiej kawiarni. 

 - Dzień dobry. - powiedziałam, przechodząc przez kwiecistą pergolę - Poproszę mrożoną kawę z białą czekoladą - uśmiechnęłam się życzliwie i podałam kobiecie banknot, już po chwili miałam w rękach kubek z napojem i znów kierowałam się w stronę ławek. Jednak niedane mi było do nich dotrzeć.

 -Ludzie! Strzelają! Spieprzać! - Na plac wbiegło dwóch chłopaków, cali byli roztrzęsieni, jeden z nich miał całe zakrwawione ramie. Tłum wpadł w panikę, ludzie niemal potykali się o siebie, choć byli i tacy co zignorowali ich słowa, myśląc, że to głupi żart nastolatków. Ja sama nie ruszyłam się z miejsca, nie potrafiłam, gdzieś tutaj na pewno jest mój brat, a ja go nie zostawię, choćby nie wiem co. Ze strachem rozglądałam się wokoło, w oddali słychać było już strzały i uderzanie ciężkimi butami o drogę. Miałam wrażenie, że moje serce wybija ten sam rytm, drżały mi ręce. Nie potrafię. Nie mogę tu zostać... Co, jeśli Duncan już uciekł, nie wie przecież, że tu jestem.  Nie potrafiłam myśleć racjonalnie.

Ruszyłam w stronę wschodniego wyjścia z placu, lecz nie dane mi było przejść większej odległości, gdy pojawili się umundurowani mężczyźni z pełnym wyposażeniem, gdy tylko zdołali nas okrążyć, skierowali broń w naszą stronę. 

 - Spokój! - Rozległ się krzyk. - Idziecie z nami, po dobroci lub siłą. - Och, znam skądś ten głos. Część tłumu wcześniej zlana w niemal jednolitą masę podniosła ręce w górę i wyszła przed szereg. Jeden z mężczyzn, nie wytrzymał presji i ruszył w przód, wprost na nich, zanim dotarł do  żołnierzy, rozległ się huk. Najbardziej przerażający hałas w moim życiu. Czułam, jak świat wiruje, siła wystrzału sprawiła, że mężczyzna padł na ziemie, pokrywając ją rozrastającą się plamą krwi. Jedyne co w słyszałam w tamtej chwili to bicie serca, choć starałam się zachować względny spokój. Przeżyjesz Aimee, wszystko będzie dobrze, powtarzałam sobie w myślach. Choć w głębi wcale w to nie wierzyłam. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Duncana, stał tam. Nasz kontakt nie trwał jednak długo, chłopak spojrzał przed siebie, marszcząc brwi i nawet z tej odległości widziałam, jak zaciska szczękę. Niepewnie sama spojrzałam w tamtym kierunku. Och. Podły zdrajca, podający się za przyjaciela...

 Wiedziałam, że mieszka na południu, ale że posunął się do czegoś tak okrutnego. Stał tam pewny siebie, gdy ja ledwo utrzymywałam się na nogach, zacisnęłam pięści, czułam, jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Potrzebowałam tego bólu. 

 Tłum z każdą chwilą był coraz mniejszy, ludzie posłusznie oddawali się w ręce wojskowych, choć byli i tacy co zapierali się za wszelką cenę. Na placu leżały martwe ciała i tylko jedna osoba stała z opuszczoną bronią. 

 - Ty gnoju, jak mogłeś! - krzyknął mój brat w stronę mężczyzny. Sama nie wiem, w którym momencie Duncan wyjął pistolet i z drżącymi rękami strzelił. Nie było to mądre. 

 - Panowie zabierzcie go! - ktoś wydał polecenie, zupełnie nie przejmując się całą sytuacją. Nie trafił. Ale ON już tak, przestrzelił Duncanowi ramie. Chciałam pobiec w jego stronę, nie chce, by go zabili, ruszyłam z miejsca, nie dałam rady jednak. Wszystko działo się, jakby nagle spowolnił czas. Rozległ się huk, mocniejszy niż którykolwiek z poprzednich, przestraszona usłyszałam jedynie rozpaczliwy krzyk i padłam na ziemie. Ostatnie co pamiętam to uderzenie. 

Calm in chaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz