Rozdział pierwszy

17 4 2
                                    

Niedługo po roku tysięcznym Złotej Ery w Archeo urodziła się dziewczynka. Nie była ona jednak zwyczajnym dzieckiem. Jej rodzice zwracali się do każdego boga po kolei, żeby dał im dziecko, które będzie żyło dłużej niż dwa tygodnie. Próbowali wielokrotnie, ale żaden bóg nie wysłuchał ich błagań. Przynajmniej ćwierć miejsc na lokalnym cmentarzyku była zajęta przez małe gróbki należące do potomstwa tej dwójki. Wszyscy sąsiedzi po kolei powtarzali im, żeby się nie poddawali, bo kolejnym razem na pewno się uda. Ale ile jeszcze tych "kolejnych razów"? Kobieta była już stara jak na standardy rodzenia w tych czasach, mając już trzydzieści cztery lata. Postanowiła więc zwrócić się do siły wyższej, do której absolutnie zakazanym było się zwracać w sprawach takich, jak ta. Do Matki Zmarłych czyli samej Kostuchy. Nie poinformowała o tym swojego męża, ale ten dowiedział się, że jego żona coś knuje, gdy po nocy wymykała się z domu, ściskając w dłoni wyciosaną z ciemnego drewna figurkę, gotowa ofiarować ją bogini w zamian za przysługę.
- Stój, kobieto! - zatrzymał ją szeptem. - Gdzie się wybierasz?
Powoli i łagodnie wyciągnął z niej fragment po fragmencie, całą prawdę. Kiedy skończyła opowiadać, cały czas gniotąc w dłoniach małą postać przedstawiającą kilkuletnią dziewczynkę z koszykiem i kapeluszem na główce, zapadło ciężkie, długotrwałe milczenie. Kobieta czekała na ostrą reprymendę, może uderzenie. Fakt faktem, jej mąż był inny, niż reszta mężczyzn w wiosce. Nawet w chwilach ogromnej złości, nigdy jej nie uderzył czy nawet nie pozostawił lekkiego siniaka, ściśnięciem ręki. Zawsze trzymał emocje na wodzy w stosunku do niej, ale czy po tak bezbożnym występku miała szanse liczyć na łagodność?
W tym samym momencie mężczyzna rozpatrywał wszystkie za i przeciw działania swojej żony. Wiedział tyle, że była pewna, że on zawsze, choćby świat walił się i palił, będzie stał murem za tak zwanymi "dobrymi" bogami i przenigdy przez myśl mu nie przejdzie zwrócenie się o pomoc do Władczyni Piekieł. Tymczasem rzeczywistość była zupełnie inna. Im dłużej rozmyślał, tym bardziej pomysł zdawał mu się być lepszym pomysłem. Bo niby co innego im pozostało? Porwanie dziecka? Zgarnięcie sieroty, której nawet nie było w najbliższej okolicy, z pobocza? Wybranie się w zaświaty do zmarłych dzieci? Ekshumacja szczątków potomków?
Nie, stop. To myślenie zaczynało zmierzać w naprawdę w złym kierunku. Trzeba było to po prostu zrobić, nie rozwodzić się nad powodami i skutkami.
Podniósł głowę.
- Posłuchaj.
Jego żona uniosła na niego przestraszone oczy, pewna, że zaraz będzie ją bił.
- Nie uderzę cię, nie lękaj się. Uważam, że wpadłaś na doskonały pomysł. Nic innego nam nie zostało. Jeżeli nie chcemy zostawić tego domu w ruinie po naszym odejściu, musimy postarać się o kolejne dziecko. Dziecko, które dożyje dorosłości, a do tego musi zadziałać siła wyższa. Skoro do tej pory nikt dobry nie dał rady albo nie miał chęci nam pomóc, zwrócimy się z pokorną prośbą do kogoś, powszechnie uznawanego za złego. Wyruszmy.
Mąż kobiety zazwyczaj nie wygłaszał podniosłych, długich mów, ale gdy to robił, musiało to coś znaczyć. Wobec takiej wyraźnej sugestii oboje narzucili na siebie ciemne peleryny i pod osłoną nocy wyruszyli do mrocznej puszczy straszącej tuż za obejściami, by tam napotkać być może najbardziej niebezpieczną z istot chodzących po tym świecie.
Nie naszukali się długo. Kobieta sama wyszła im na spotkanie, wiedząc, że to właśnie jej tak usilnie poszukują. Po jej oczach, jedynym, co wyzierało spod ciemnego kaptura, odbijała się wiedza. Była widocznie świadoma tego, o co poszukiwacze zamierzają ją poprosić, mimo tego pozwoliła im kajać się i korzyć, błagać z głowami tuż przy jej stopach.
Sformułowawszy prośbę, pokorne błaganie, podnieśli się i stanęli przed nią wyprostowani. Kobieta nieśmiało wyciągnęła rękę, w której trzymała drewnianą figurkę dziewuszki. Jedyną reakcją Kostuchy było lekkie uniesienie brwi do góry.
- To dar... pani - kobieta nie była pewna, jak ma się zwracać do bogini, która w zasadzie boginią nie była. - Dar dla ciebie, gdybyś zgodziła się nam dopomóc i spełnić naszą prośbę.
Matka Zmarłych roześmiała się jedynie zimno. Podarek nie zrobił na niej wrażenia. Zbliżyła się do kobiety i położyła swój palec pod jej podbródkiem, unosząc całą twarz przerażonej, żeby mogła wyraźniej widzieć oczy istoty, do której zwróciła się z prośbą i lepiej zrozumieć swój błąd.
- Dziewczyno - wyrzekła miękkim, niemal ciepłym głosem - ja przyjmuję zapłaty w innych walutach. Nie potrzebuję waszych ludzkich cudeniek.
- Czego chcesz, o pani? - krtań mężczyzny zauważalnie drgnęła.
- Nie tego, kochany. Na pewno nie tego.
Odeszła, strącając przy tym posążek na leśną ściółkę, gdzie zamienił się w kupkę brązowego pyłu. Gdy para odchodziła z powrotem do wioski, w koronach drzew jakby rozległ się szept "Nieśmiertelności...". Patrząc obiektywnie, nie było to takie złe rozwiązanie. Jeżeli ich dziecko miało żyć wiecznie, to w sumie nie była to kara, ale nagroda.
Mąż i żona, dumni z tego, że jednak udało im się w jakiś niewytłumaczalny sposób oszukać Kostuchę tak, żeby zrobiła ich dziecku dobrze, a nie na odwrót, wrócili pod koniec nocy do swojej chaty. Tydzień później okazało się, że kobieta jest w ciąży.

Całe dziewięć miesięcy później na świat przyszła córeczka tych dwojga, śliczna jak malowanie. Co prawda była niepodobna ani do jednego, ani do drugiego, ale kto by się tam przejmował... Oboje zdążyli już zapomnieć o tym, że dziecko dała im sama Władczyni Piekieł i cieszyli się z dziewczynki jak nie wiem co. Był tylko jeden problem. Nie mogli nadać jej imienia. Dziecko było śliczne. Miało ciemne oczy i włoski, gęste, długie rzęsy i zgrabną, trójkątną twarzyczkę. Jednakże żadne imię, którym chcieli się do niej zwracać fizycznie nie przechodziło im przez gardło. Dopiero po miesiącu obok łóżeczka córeczki pojawiła się znikąd ciemna karteczka z pojedynczym słowem wypisanym czymś ciemnoczerwonym, teraz już zbrązowiałym, ciasnym, czytelnym, eleganckim charakterem pisma. Gdyby wieśniacy mieli choć trochę więcej oleju w głowie, domyśliliby się, że poddając im gotowe imię dla córeczki, Kostucha jednocześnie w pewien sposób zyskuje nad nią władzę.
Ale nie domyślili się. Nie domyślili się i już następnego dnia odbyła się uroczysta ceremonia nadania imienia, tym bardziej radosna, że jedno dziecko wreszcie przeżyło więcej niż te nieszczęsne dwa tygodnie. I nikt oczywiście nie zastanawiał się ani nad fenomenem tęgi wydarzenia, ani nad nietypowym imieniem, nadanym nowej kobiecie we wsi. Imieniem niespotykanym, nieznanym do tej pory w żadnym z zakątków świata, imieniem całkiem nowym, nie mogącym zwiastować niczego dobrego. Każdy najzupełniej naturalnie przyjął nazwisko nowej mieszkanki.
Dziewczynka otrzymała imię Lilith.

Pani ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz