Było już ciemno, szłam ulicami do mojego ulubionego i najbezpieczniejszego miejsca - łąka gdzie zabieram swój stres. Gdzie mogę się uspokoić. Miejsce które da mi otuchę i gdzie nie będę musiała się niczym przejmować. Odkryłam to miejsce przez przypadek rok temu gdy wyszłam z domu kiedy wszystko mnie przytłaczało, nie wiedziałam gdzie idę moje nogi kierowały same i zaporwadziły mnie właśnie tam, pokochałam to miejsce. Od miejsca docelowego dzieliło mnie zaledwie trzysta metrów.
Kiedy byłam już na miejscu, położyłam się na miękkiej trawie a ręce włożyłam pod głowę i wpatrywałam się w gwiazdy które były dziwnie blisko, a od księżyca dzieliło mnie kilka metrów. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zaczęłam myśleć tak długo że aż rozbolała mnie głowa od natłoku nowych zmartwień. A to sprawdzian, a to wypracowanie a tam inne dupelele które będę musiała zrobić w najbliższym czasie z czego nie jestem zadowolona. Jak byłam dzieciakiem, marzyłam by być już na studiach. Teraz tego żałuję.
Usłyszałam szelest. Podniosłam się do siadu zaczęłam się nerwowo rozglądać ale nic nie dostrzegłam więc się trochę uspokoiłam. Po kilku minutach znów to samo, oczy zmierzyły każdy milimetr mego zasięgu. Zaczęło mnie to denerwować, chciałam w spokoju posiedzieć sobie na polanie. Sięgnęłam po telefon, druga pięćdziesiąt cztery. Wstałam na równe nogi i powoli kierowałam się do wyjścia z mojego miejsca.
Usłyszałam łamanie gałęzi, bez chwili namysłu biegłam do domu, dyszałam ale nie przestałam biec. Chciałam jak najszybciej dostać się do domu, o niczym innym nie marzyłam. Nim się obejrzałam byłam przed drzwiami. Złapałam za klamkę. Zamknięte? Cholera. Wszyscy śpią, wybiegłam na ogród i wzięłam jakiś kamień, rzuciłam w okno mamy. Po kilku minutach cisza. Wyjęłam telefon, z drżącymi rękami wybrałam numer mamy.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Piąty.
Poczta.
Co do licha? Co ja zrobię? Przecież jak wychodziłam drzwi zostawiłam otwarte. Mam jeszcze jedno wyjście, wczołgać się na rurę i na balkon. Jak pomyślałam tak też zrobiłam, prawie spadłam ale się nie poddałam. W końcu weszłam. Chwyciłam za klamkę zamknięte. Pięknie, chyba nie będę spać pod domem. Usłyszałam szelest za krzaków, odkręciłam się nikogo nie było. Gdy chciałam powrócić wzrokiem do wcześniejszego miejsca ktoś zasłonił mi oczy, poczułam że ten ktoś ciągnie mnie i wrzuca do samochodu. Krzyczałam, puszczałam i wolałam o pomoc ale to na nic. Nikt mnie nie usłyszy o tej godzinie, nie jechaliśmy zbyt długo bo usłyszałam że napastnik wychodzi z samochodu i otwiera bagażnik, rzucił mnie na beton gdzie o mały włos nie rozbiłam sobie czaszki. Ciągnął mnie za włosy do jakiegoś budynku, wiem co chciał ze mną zrobić bo rzucił mnie na ziemię i przykucnął. Uśmiechnął się perfidnie i zaczął robić swo-
Obudziłam się zalana potem, rozejrzałam się ale wszędzie było biało gdy usłyszałam pikanie dotarło do mnie że jestem w szpitalu. Zobaczyłam że dzwi się otwierają a do środka weszła mama.
-Jak dobrze że nic ci nie jest, jak się czujesz? Coś ci potrzeba? - Pytała z troską.
-Długo spałam? - Rzuciłam jej zaciekawione spojrzenie.
Milczała, mam nadzieję że mniej niż tydzień.
-Cztery tygodnie... - W jej oczach ustały łzy.
Co? Przecież zostały dwa miesiące szkoły muszę najszybciej donieść zaległe prace.
-Nie martw się szkołą, teraz to twoje zdrowie jest najważniejsze... - Mało nie wybuchnęła płaczem.
-Co mi jest? - Zapytałam.
-W zasadzie to nic ale wykryto w twoim organizmie używki po których musiałaś zemdleć. - Powiedziała załamana.
Jakie używki do cholery!? W końcu sobie przypomniałam imprezę u Rachel mojej przyjaciółki gdzie przyjechał jej przyjaciel z jak to powiedział "świerzutkim towarem" i byłam taka pijana że wzięłam.
-Ou.. - Tylko na tyle było mnie stać w tej chwili.
Nic nie odpowiedziała, nie chciałam dokładać jej zmartwień imprezą o której jej nie powiedziałam. Kocham ją całym sercem.

CZYTASZ
I won't forget you darling
Romance"Szczęście jest zbyt piękne by mogło być prawdziwe" Ja go pokochałam, darzyłam go uczuciem jakim nie potrafiłabym darzyć nikogo innego. A on powiedział nad wyraz za dużo bym miała wystarczający powód by odejść. Wiem jedno, nigdy nie dam się tak trak...