Rozdział 4

52 9 9
                                    

Dziewczyna obudziła się o około 6:40 ciągłym wchodzeniem pielęgniarek. Miała mieć badania za 20 minut. Wstała ociążale z łóżka i wyszła z sali. Maszerując długim korytarzem szpitala w stronę łazienki, mijała innych pacjentów. Mimo wezystko, nie czuła się komfortowo. Po chwili weszła do łazienki. Załatwiła swoje potrzeby po czym umyła ręce i przemyła twarz chłodną wodą. Spojrzała w swoje odbicie. Miała lekkie wory pod oczami i nie pogardziłaby jeszcze przynajmniej godziną snu. Gdy wyszła z toalety, napotkała dość nieprzyjemną pielęgniarkę. Miała z nią styczność poprzedniego dnia.

-Dzień dobry- Powiedziała blondynka do kobiety starając się być miła.

-Dzień dobry- burknęła pielęgniarka. Wyglądała jakby ktoś ją zmuszał do tej pracy. Nastolatka bez słowa ruszyła dalej. Nie chciała odrazu wracać do sali. Wyszła na zewnątrz dużego budynku -  było dość chłodno. Zarzuciła ręce na krzyż delikatnie drżąc z zimna.

(chciałam spróbować pisać 3 os ale coś nie idzie więc wracam do pierwszej osoby przepraszam za mieszankę )

~Anna~

Gdy było mi już zbyt zimno, wróciłam do pomieszczenia. Akurat w tym samym czasie podeszła do mnie pielęgniarka.

-Jak się czujesz?- Spytała poprawiając mi pościel. Gdy to zrobiła, położyłam się z powrotem.

-Bywało lepiej- Oznajmiłam i popatrzyłam w sufit.
-Zobaczysz, jeszcze z tego wyjdziesz-  Sarała się mnie pocieszyć. Lekko się uśmiechnęłam, czekając aż Wiktor przyjdzie.

Nastał weekend. Wiktor miał mi przynieść lekcje jakie robili w szkole. Strasznie mi się nudziło, lecz po chwili zobaczyłam go w drzwiach. Na jego widok od razu się uśmiechnęłam.

-Cześć!- Przywitałam go.

-Cześć, jak się czujesz?-Chłopak podszedł bliżej łóżka, kładąc torbę z książkami i zeszytami na półce.

- Jeszcze raz usłyszę to pytanie to po prostu zwariuje. Bywało lepiej- Stwierdziłam przewracając oczami.  Wyciągnęłam zeszyty chłopaka oraz swoje. Byłam z tematami do przodu więc zeszyty były mi tylko po to, by sprawdzić na czym stoją w klasie.
-Dzięki, możesz już wziąść- Uśmiechnęłam się, sprawdzając ostatni zeszyt.

-Tak szybko?- Spytał chłopak.

- Jestem do przodu z tematami. Potrzebowałam tylko zobaczyć na czym jesteśmy z klasą- Mówiłam śmiejąc się.
- A jak tam w klasie? Dogadujesz się już z resztą?- Złapałam jego dłoń. Wiedziałam że ma problemy z dogadaniem się z rówieśnikami, był bardzo nieśmiały. Przy pracach w grupach lub  przedstawianiu prezentacji koszmarnie się jąkał, z czego klasa się śmiała i mu dokuczała.

-Tak jak zawsze...- Powiedział smutno, a ja się podniosłam i przytuliłam go mocno.

- Jeszcze zobaczysz, będzie dobrze. - powiedziałam z przekonaniem w głosie.

-Ciesze się, że cię poznałem. Proszę, musisz z tego wyjść... jak nie wyjdziesz z tego zostanę sam- Szepnął. Tuliłam go i głaskałam po głowie.

- Musimy popracować nad twoją nieśmiałością- Stwierdziłam.

Mijały godziny, a ja świetnie spędzałam czas z Wiktorem. Dlatego, że byłam w szpitalu, po jakimś czasie chłopak musiał wracać - mama do niego zadzwoniła. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka i podała mi kolejne płyny. Sięgnęłam po książkę od biologi i zaczęłam czytać kolejne tematy  zakreślając najważniejsze informacje zakreślaczem.

*2 tygodnie później*

Mój stan nagle się pogorszył, leżałam na łóżku podłączona pod mnóstwo maszyn. Podawali mi również chemię. Moje włosy zdążyły wypaść, więc nie wyglądałam najpiękniej. Straciłam już jakiekolwiek siły. Do sali wszedł Wiktor. Mimo wszystko uśmiechnęłam się na jego widok.

-Cześć. Ale się steskniłam, samej tu takie nudyyy- Odkaszlnełam i wyciągnęłam do niego wychudniete ręce żeby się przytulić, co od razu zrobił.

- Hej, też się stęskniłem Anus. - Odpowiedział i usiadł na krzesełku obok.- Jak się czujesz?- Spytał, na co ja przewróciłam oczami.

- Nie masz w zanadrzu lepszych pytań?- Zaśmiałam się - Jest po staremu, ani lepiej ani gorzej- Powiedziałam zgodnie z prawdą.

- Martwie się po prostu...dzień w dzień czujesz się gorzej...to widać Ania. Jesteś mi jedyną, bardzo bliską osobą. Nie chce cię stracić..- Szepnął.- Wzięłam jego twarz w dłonie, i pocałowałam go w czoło.

-Spokojnie, dam radę. Tak szybko się mnie nie pozbędziesz- Puściłam mu oczko śmiejąc się lekko. - Nie martw się tak bo cię to wykończy. A tego ja nie zniosę- Pogłaskałam go delikatnie po ramieniu.

-Niech ci będzie -Powiedział zmartwiony, na co pokreciłam głową lekko rozbawiona.

- Przejdziemy się?- Spytałam wskazując na wózek. Chłopak odrazu odwrócił się spoglądając na niego.

- No nie wiem czy to najlepszy pomysł. Jak ci się coś stanie to twoi rodzice mnie zabiją za to, że cię stąd zabrałem- Powiedział poważnie na co ja tylko wywróciłam oczami.

-Błagam cię, nie bądź sztywny. Nic mi nie będzie- Mruknęłam niezadowolona jego nadmierną troską. Chłopak westchnął i odwrócił się w stronę wózka, przyciągając go bliżej łóżka. Następnie pomógł mi przejść na niego.

- Ale tylko kawałek okej?- Podniósł znacząco brew w takim sensie, że nie przyjmuje odmowy.

- Dobra dobra, zluzuj- Pojechalismy kawałek przed szpital, gdzie chłopak usiadł na ławce.- Wiki... ja czuję, że z tego nie wyjde...- Na te słowa spojrzał się na mnie wzrokiem typu "co ty pieprzysz".
- Zobacz jak ja wyglądam. Medycznie mój stan też się pogarsza. Nie ma żadnej poprawy...

-O nie Anka, takich rzeczy nie gadamy! Wyjdziesz z tego rozumiesz?! I jak jeszcze raz tak powiesz, to osobiście ci te myśli wybije z głowy! Masz walczyć, rozumiesz?! Twoje przyjaciółki, ja i rodzice cię potrzebują!- Tak mu podniosłam ciśnienie, że aż było to po nim widać- Ja znam dziewczyne która nigdy sie nie poddaje! I taką chce widzieć też teraz!- Aż mi w bębenkach zachuczało na jego krzyk.

-Boże ciszej. Uszy mi zaraz rozsadzisz... juz dobra Wiktor, nic nie mówię-
Mruknęłam. Po sporym czasie wróciliśmy na sale, gdzie zaczęliśmy grać w gry i się wygłupiać. Poprawił mi tym bardzo humor, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.

Kilka godzin później Wiktor musial sie zbierać, więc znów zostałam sama. Powoli wstałam z łóżka i podpierając się o ściany podeszłam do okna i spojrzałam na drzewa. Jeszcze nie spodziewałam się, co się stanie.

Pół godziny później przyjechał mój tata. Przywiózł mi misia, jednak był ponury. Spojrzalam na niego podejrzliwie.

- Co się stało?- Spytałam niepewnie- Umieram? Mam coraz gorsze wyniki  tak!?- Jeszcze nie wiedziałam, że informacja, którą tata chce przekazać jest jeszcze gorsza.

-Nie...to nie tak. Twoje wyniki są cały czas takie same...nie umierasz...- odpowiedział, jakby nie wiedzial jak powiedzieć to co chce mi przekazać.

-No mów o co chodzi- Mowiłam coraz bardziej zniecierpliwiona.

-Mama nie żyje...- Wydukał.- Odjeło mi  grunt spod nóg. Zaczęłam płakać, okropnie płakać. Napewno było mnie słychać na cały szpital. Wolałam tego nie wiedzieć. Żałowałam, że tak pomaglałam. Czułam, że się rozpadam.

- Jak to się stało...?- Sama nie wiedziałam czy chce wiedzieć. W mojej głowie jak boomerang wracały słowa "Mama nie żyje". Chciałabym żeby to był głupi żart.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 12 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Sekretna miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz