Po skończeniu studiów nadszedł ostatni moment gdy mogłem jeszcze skorzystać z życia. Nie zrobiłem ich dla siebie. Spełniłem jedynie oczekiwania innych. W skrócie: upragnione życie według moich rodziców. Pewnego dnia powiedziałem, że wyjeżdżam. Przynajmniej przez chwilę chcę zrobić coś interesującego. Nie byli zbyt zadowoleni, ale wiedzieli, że zasłużyłem na to ciężką pracą i masą wyrzeczeń. Plan mojej wycieczki opracowałem dość szybko: Egipt, Peru, Brazylia, Hiszpania, Grecja, Włochy i tak dalej. Brałem pod uwagę tylko transport naziemny i morski.
Wyruszyłem bladym świtem w ciepły poniedziałek. Ułożyłem się wygodnie na swoim miejscu w przedziale pociągu i spoglądałem przez okno. Zerkałem na lasy i łąki pokryte rosą. Mgła wyglądała jak wata cukrowa pozawijana na drzewa i gałęzie. Gdy zniknęła, widziałem jak sarny ganiają się po polach, bociany pluskają w kałużach, a dziki ryjkami przeczesują ziemię. Mijałem świat z prędkością 200 km/h i zostawiałem w tyle dręczące mnie sprawy. Nie mam jednak zamiaru zagłębiać się w każdy z etapów podróży. To o czym chcę opowiedzieć zdarzyło się po czterech miesiącach, podczas powrotu do Polski.
Byłem jakiś roztargniony, zasnąłem późno w nocy i zaspałem na pociąg. Pomyliłem też godziny odjazdów o czym zorientowałem się w ostatniej chwili. Dobrze, że mam nawyk pakowania się wieczorem. Wpadłem zdyszany do pociągu na dworcu w Niemczech. Kupiłem bilet u konduktora i usiadłem przy oknie w przedziale 348 na miejscu 13 - te numery wbiły mi się w głowę, sam nie wiem dlaczego. Niestety nie byłem tam sam ale każdy z pasażerów zajmował się swoimi sprawami. Szybko zasnąłem z głową opartą o szybę.
***
Obudziłem się na tyle gwałtownie, że potrzebowałem chwili aby dojść do siebie. Czułem w skroniach pulsujący ból, a przed oczami miałem charakterystyczne senne plamki. Gdy zaczęło mi przechodzić rozejrzałem się po przedziale. Byłem sam. Odruchowo sprawdziłem czy mój bagaż jest na miejscu. Za oknem pojawiła się gęsta mgła. Ciężko było cokolwiek dojrzeć oprócz starych drzew z suchymi, powykręcanymi gałęziami. Wyglądało to jakbyśmy jechali przez wymierający las. Zegarek pokazywał dopiero jedenastą co znaczyło, że spałem mniej więcej trzy godziny.
Miałem potrzebę pójść do toalety. W końcu wypiłem wcześniej całą herbatę z termosu. Dopiero przemierzając korytarz poczułem, że coś jest nie tak. Zerkałem do innych przedziałów i wszędzie było pusto. Zdziwiłem się bo gdy wsiadałem po całym pociągu roznosił się gwar rozmów. Dodatkowo panował przenikający mróz. Z ust leciała mi para.
Założyłem ciepły sweter i usiadłem na swoim miejscu. Patrzenie przez okno zaczęło wprawiać mnie w zły nastrój. Tylko mgła i drzewa. Wtedy też dotarło do mnie, że od dłuższego czasu zegarek wskazuje jedenastą. Pierwsza myśl? Wyczerpała się bateria. Dopiero gdy sprawdziłem telefon po plecach przebiegł mi dreszcz. Ta sama godzina. Dodatkowo zero zasięgu. Wstałem żeby poszukać konduktora. Jakaś dziecięca naiwność podpowiadała, że mi to wyjaśni.
Nie było nawet śladu po innych pasażerach i pracownikach, gdy przechodziłem przez kolejne wagony. Dotarło do mnie, że od początku podróży nikt nie sprawdził biletów. Każdy zegar który mijałem pokazywał tę samą godzinę. W końcu stanąłem przed wejściem do lokomotywy. Drzwi były zamknięte. Spoglądając przez małą szybkę nie widziałem nikogo. Nie będę udawał bohatera - bałem się potwornie. Wpadłem w panikę. Nie mogłem złapać powietrza, a całym ciałem zawładnęły drgawki. Jechałem sam rozpędzonym pociągiem nie wiadomo gdzie. Biegałem, krzyczałem, błagałem o pomoc. Nikt się nie pojawił. Panicznie wybierałem numery w telefonie ale brak sygnału za każdym razem coraz bardziej mnie dobijał.
Zrezygnowany i na skraju załamania nerwowego, położyłem się na podłodze w przedziale 348. Zamknąłem oczy i zakryłem uszy trzęsąc się z zimna i strachu. Właśnie wtedy zaczęły mnie nawiedzać dziwne wizje. Nieznane kolory, wiry powietrza, stłumione głosy i dziwne błyski. Wpadałem w trąby powietrzne świetlnych tuneli, lądowałem w czystym mroku tylko po to by za chwilę porwała mnie kolejna barwa. Wydawało mi się, że widzę w nich rozciągnięte czarne postacie, twarze, może budynki. Zatraciłem się w tych majakach zupełnie i nie wiem ile mogły trwać. Godzinę, dwie, trzy? Może dni, tygodnie? Gdy z transu wyrwał mnie przeciągły zgrzyt zatrzymujących się pociągowych kół, na twarzy miałem delikatną szczecinę. Nadal otumaniony zabrałem swój plecak i wybiegłem na stację dziękując niebiosom, że ten przeklęty pociąg się zatrzymał.
CZYTASZ
Chatka na końcu świata
HorrorZwyczajny powrót do domu może okazać się cięższy niż się wydaje. Zwłaszcza gdy opustoszały pociąg zatrzymuje się na środku pustkowia, a jedynym schronieniem przed czarnym lasem okazuje się stara, drewniana chatka. Czy jest ona jednak bezpieczniejsza...