---

7 3 2
                                    

Był to cudowny dzień, ptaki śpiewały, a słońce oświetlało ulicę, na której znajdowało się parę domów. Przed jednym z budynków stał mężczyzna.

- Wreszcie mogę zacząć swoje nowe życie. - Mężczyzna powiedział do siebie, gdy spoglądał na dom, który stał przed nim.

- Panie Johnes!

Z budynku wybiegła młoda kobieta. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Podbiegła do mężczyzny.

- Jak się cieszę, że pan zamieszka z nami! Jest tyle osób, które chcą z panem porozmawiać! Jeszcze muszę pana oprowadzić po domu! I jeszcze po okolicy! Jest tyle do zrobienia...

- Pani Stello, spokojnie. Mamy dużo czasu, aby to wszystko zrobić. - Johnes uśmiechnął się. - Najpierw mam wiele rzeczy do zrobienia.

- Ach... No tak. Przepraszam. Za łatwo się ekscytuję.

- Naprawdę nie musisz wybaczać.

- Może zaprowadzę pana do pokoju? Myślę, że musi pan odłożyć swoje bagaże.

- Byłbym wdzięczny.

Dzień minął spokojnie. Pan Johnes wniósł swoje wszystkie bagaże do swojego nowego domu, po czym zapoznał się ze wszystkimi innymi współlokatorami. Resztę dnia spędził na rozmowach z nimi.

Gdy przybył wieczór, usiadł na fotelu w swoim nowym pokoju. Rozejrzał się, aby podziwiać bałagan, który stworzył przez bagaże. Westchnął. Uwielbiał nieład pierwszych dni w nowym miejscu.

Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Pan Johnes spojrzał za okno, aby podziwiać nocne niebo, jednak zauważył coś dziwnego. Wszystkie lampy na ulicy były zgaszone. Mężczyzna chciał wstać i podejść do okna, gdy nagle usłyszał głośny krzyk z góry. Z przerażeniem spoglądał na sufit.

- Co tam się dzieje? - Spytał samego siebie, po czym rozejrzał się po pokoju.

Wszystko było w takim samym nieładzie jak poprzednio. Mężczyzna pokręcił głową i wstał.

- To pewnie nic takiego. - Zatrzymał się i pomyślał przez chwilę nad całą sytuacją. - Może jednak zapytam, czy tylko ja to słyszałem?

Wyszedł na korytarz i rozejrzał się, nie było w nim żadnego śladu życia. Nikt nie czekał w kolejce do łazienki, ani nie rozmawiał przy drzwiach.

Johnes skierował się w stronę schodów, aby porozmawiać z panią Stellą, gdy nagle coś kapnęło na niego.

Rozejrzał się wokół, lecz nic się nie zmieniło, po czym dotknął plamy, która pojawiła się na jego ramieniu. Przybliżył swoją dłoń do twarzy. Na jego palcach znajdowała się niebieska, ślizga maź. Mężczyzna mrugnął parę razy, gdy nagle znów usłyszał ten sam krzyk.

Znów spojrzał na sufit. Tym razem była na nim wielka, niebieska plama. Johnes zniżył swój wzrok, aby rozejrzeć się znów po korytarzu. Tym razem wszystkie meble i podłogi były pobrudzone przez tą samą niebieską maź, którą miał na swojej dłoni.

Mężczyzna przez chwilę trwał w bezruchu, po czym podszedł do schodów i powoli zaczął wspinać się na wyższe piętro. Szedł powoli, aby nikt nie mógł go usłyszeć.

Korytarz na wyższym piętrze był bardzo podobny do dolnego, jednak nie znajdowało się w nim żadnych śladów niebieskiej mazi. Johnes uważnie się rozglądał, gdy nagle zauważył niebieską plamę na ziemi. Była pod drzwiami do pokoju, który znajdował się tuż nad jego sypialnią.

Johnes podszedł do drzwi. Wziął głęboki wdech i zapukał do drzwi.

Pewnego wieczora [One-shot]Where stories live. Discover now