Rozdział 6

924 51 3
                                    


POV Castiel 

 Idąc szkolnym korytarzem odczuwałem dyskomfort. Nowy uczeń w trakcie trwającego semestru wzbudził zainteresowanie reszty uczniów. Uczeń, który stanął po drugiej stronie barykady, mający odmienną perspektywę niż wszyscy, wzburzył harmonie. Podniszczyłem ich piękne wyobrażenie hierarchii. Według nich miałem czelność się przeciwstawić postanawiając zająć się  Tayą. Wsparłem wroga publicznego numer jeden stając się numerem dwa. Nie rozumiałem procesów myślowych wytwarzających się w ich tępych łbach. Pomogłem osobie potrzebującej, a oni potraktowali to jak zamach Stanu. Jakbym, kurwa, popełnił najgorsze przestępstwo karane śmiercią. Jakie trzeba było mieć niskie morale, żeby karcić kogoś za okazanie szczypty dobroci. Zostałem skreślony przez zwykłe wyciągnięcie ręki.

 Widziałem jak wytykali mnie palcami, rzucali wrogie spojrzenia. Przesiąkała mnie na wskroś ich wrogość. Byłem przeszkodą w ich zatrutym świecie. Szepty z wyzwiskami docierały do uszu. Jeśli myśleli, że tego nie słyszałem to byli w błędzie. Słyszałem wszystkie oszczerstwa. Pokazywali swój marny poziom sięgający krawężnika. Nie mówili tego wprost, jak szczury szeptając po kątach. Poziom ich żałosności przekraczał skale.

 Gadali między sobą bojąc się powiedzieć w twarz. Nie powinienem brać do siebie bezwartościowego pierdolenia i tego nie robiłem. Ale chciałem w spokoju dokończyć edukację nie zaprzątając sobie głowy szkolnymi dramatami. Było to trudne, gdy stałem się bohaterem jednego z nich. I jeśli myślałem, że nikt nie zwróci się do mnie personalnie to byłem idiotą.

— No nieźle, nowy! — Głośny gwizd zabrzmiał tuż obok. — Wystarczył zaledwie tydzień byś wpakował się w kłopoty.

— Rozwiń myśl, bo nie przypominam sobie bym mieszał się w jakieś problemy. — mruknąłem, nie poświęcając rówieśnikowi niepotrzebnej atencji.

— Istnieje niepisana zasada. Jeśli nikt się nie wychyla, ty również nie powinieneś. Dlatego lepiej stać i nie reagować. Dla własnego dobra.

— Istnieje zapisek prawny informujący o karach związanych z nieudzieleniem pomocy. Kodeks moralny nakazuję reagowanie, gdy ktoś tego potrzebuję. — opowiedziałem prąc do przodu.

 Przerwał mi dalszą drogę przyciskając do szkolnych szafek. Przybrałem znudzony wyraz, beznamiętnie patrząc na rozmówcę.

— Nie udawaj cwaniaka, nowy. Ledwo zacząłeś, a już zostałeś skreślony. Gratulację. Pobiłeś rekord. — kiwnął z udawanym uznaniem. — Dla własnego dobra nie wychylaj się więcej.

— Dla własnego dobra zajmij się sobą. Bo nudzą mnie puste ostrzeżenia.

 Wyszarpałem się z macek patrząc na niego z góry. Górowałem nad nim wzrostem, co zmniejszało jego pewność. Specjalnie się wyprostowałem, co nie uszło mu uwadze, jak i postronnym obserwatorom.

— Nie interesują mnie wasze opinie. Możecie sobie wsadzić je w dupę. — powiedziałem na tyle głośno, żeby usłyszała mnie reszta.

— Nie wiesz co mówisz. Może w twojej poprzedniej szkole by to przeszło. Ale tu panują inne zasady, których musisz się nauczyć. Nie ignoruj ostrzeżeń. Tak brzmi pierwsza.

 Ponownie szarpnął mnie za ramię szykując się do wymierzenia ciosu. Stałem czekając aż zetknie pięść z nosem. Jednak do niczego nie doszło.

— Panie Peterson! Co pan robi?! — Zastępca pojawił się znikąd, łapiąc chłopaka za nadgarstek.

— Nic takiego, zastępco. Wprowadzam kolegę do życia szkolnego. — odpowiedział niewzruszony przyłapaniem na agresji. 

Walka Tom 2 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz