Rozdział 5

962 50 3
                                    


POV Taya

  Nigdy nie spotkałam się z dobrymi skojarzeniami związanymi ze szkołą. Wiele uczniów głosiło głośne sprzeciwy przed pójściem na kilka godzin do instytucji. Sprzeciwiali się systemowi szkolnictwa. Sprzeciwiali się regułom. A niektórzy byli przeciwni powszechnemu prawu dżungli. Słabsi zostawali eliminowani przez groźniejszych, silniejszych. Wykazywałeś się nieposłuszeństwem, to zostawałeś należycie ukarany. Tłum wyłaniał lidera na podstawie jego zamożności albo przez plotki, które często mijały się z prawdą. Zazwyczaj nie były to osoby kompetentne, a zwykli idioci pożywiający się słabościami innych. Istniały jednostki myślące, że zyskają spokój nie wychylaniem się z tłumu. Starali się stronić od problemów, chroniąc się przed uwagą liderów i ich skaczących wokół małpek.

 Nigdy specjalnie nie przywiązywałam wagi do instytucji, o uczniach nie wspominając. Nie obchodziły mnie panujące podziały i reguły panujące wśród populacji. Kroczyłam po korytarzach jako banitka. Wykluczyli mnie z hierarchii. Wykluczyli mnie ze społeczności szkolnej. A ja miałam do tego obojętny stosunek. Nie obchodziło mnie czy komuś sobą zawadzałam. Czy ktoś mógłby mieć ze mnie jakąś korzyść. Elity widziały we mnie zagrożenie. Wroga, przez którego obawiali się o swoje pozycję. Dlatego zrobili ze mnie najgorszą. Powszechnie wiadomo, że czym gorzej o tobie mówią. W czym gorszym świetle cię stawiają, odpychają od ciebie ludzi. Nie chcą mieć nic wspólnego z osobą, której imię zostało doszczętnie zatrute.

 Nie zaprzeczając plotką zostawiałam je skażone. Nie miałam zamiaru zmieniać tego stanu. Żyło mi się lepiej z myślą, że nie będą mnie zaczepiać. Będą trzymać się na dystans niż odbierać mi przestrzeń i tlen. Liczyłam się z konsekwencjami paskudnej opinii. Wiedziałam, że mną gardzili. Że najchętniej pozbyliby się mnie przy pierwszej, lepszej okazji.

 Nie ułatwiałam sobie egzystencji, dumnie prezentując się z bitewnymi śladami generującymi nieprawdziwe historię i pomówienia. Nie chowałam się za materiałami apaszek, kapturów, czy czapek. Nie. Wprost pokazywałam w jakim stanie fizycznym się znajdowałam, czerpiąc przyjemność z ich obrzydzenia, przerażenia i nienawiści. Karmiłam się ich negatywnymi opiniami, wiedząc, że z ich strony nim mi nie groziło. W szkole byłam pozornie bezpieczna, bo nikt nie śmiał się do mnie nawet odezwać. Skutkowało to samotnością i brakiem jakiejkolwiek interakcji. Póki ktoś wprost nie zawracał mi tyłka nie chciałam tego zmieniać.

 Jednak spośród wszystkich uczniów znajdowali się tacy, którzy również należeli do marginesu. Posiadałam wiedzę kto wiedział o podziemiu. Znałam tożsamości osób związanych z ciemną stroną miasta. Kilka młodych miłośników rozpierdolu znało mnie z Czerwonych Bram. Nie raz dyskretnie gratulowali wygranych pojedynków. Śledzili poczynania, szczycąc się, że w ich szkole uczyła się mistrzyni. Albo próbowali tę wiedzę wykorzystać na swoją korzyść.

 Jednym z takich wrzodów na tyłku był James Nelly. Młodzieżowy diler, który starał się mnie nakłonić bym wykorzystała posiadane kontakty i wpuściła go do podziemia, aby tam rozprowadził towar. Nie traktowałam go poważnie, co go irytowało i skłaniało do grożenia. Nikt go w tym pierdolniku nie traktował poważnie wiedząc, że był marnym dilerem pragnącym zdobyć kilka dolarów na własne uzależnienia.

 Nie byłam idiotką, by dla kogoś takiego nadstawiać karku. Oczami wyobraźni widziałam, jaki wpierdol czekałbym mnie od bossa i Maxa, gdybym na terytorium wpuściła narkomana. Williams jasno mówił o swoich stosunkach odnośnie używek. Gardził nimi, jak i narkomanami. Gdybym go sprowadziła... mogłabym wykupić dobie godne miejsce na cmentarzu.

— Ładnie się w sobotę pokazałaś, Parker. — Powstrzymałam cisnące się na usta przekleństwo.

 Zignorowałam niechciane towarzystwo idąc w wyznaczonym kierunku. Nie zrozumiał niewerbalnej informacji o braku zainteresowania rozmową. Zamiast odejść dołączył do mnie.

Walka Tom 2 Serii Czerwone BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz