Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz

18 3 3
                                    

Harry Potter, wybawca magicznego świata, Złoty Chłopiec, jak nazywał go Prorok Codzienny, właśnie szedł do maleńkiego pokoju w domu przy Privet Drive 4. Choć bardziej pasowało określenie, że chłopak kulał, zgięty w pół. Z jego brzucha sączyła się krew, przeciekająca przez jego palce i kapiącą na, zazwyczaj nieskazitelną, wykładzinę ciotki Petunii. W końcu doczołgał się do pokoju i uchylił luźną deskę w podłodze, pod którą schowane były bandaże, pieniądze, środek odkażający, plastry i prowizoryczna taśma medyczna.

Prawą ręką wyciągnął bandaże i sprej, po czym jako tako opatrzył ranę, żeby przynajmniej nie krwawiła. Ale pozostawały jeszcze inne obrażenia. Siniaki, mniejsze zadrapania, prawdopodobnie złamany nadgarstek, niedożywienie. Niby mógł coś zjeść, ale Dursleyowie by się zorientowali od razu po powrocie, a poza tym, zwróciłby wszystko od razu, więc nie miało to najmniejszego sensu.

Potter całe wakacje poświecił na rozmyślenia. „Jestem tu tylko po to, żeby spełnić oczekiwania." Taki wniosek nasuwał mu się bardzo często. Bardzo często również, uznawał po prostu, że nigdy nie miał żadnej rodziny. Nie miał jak mieć jakiejś specjalnej żałoby po rodzicach, których nie znał i nie pamiętał, Syriusza poznał stosunkowo niedawno, a jego ojciec chrzestny chyba nie mógł się pogodzić z śmiercią przyjaciela, bo zazwyczaj nazywał chłopaka Jamesem, cały czas chciał, by ten został aurorem i gdy był pijany, chciał skrócić Harremu włosy, by bardziej przypominał Pottera. Za to przyjaciele i znajomi, to kompletnie inna sprawa.

Zaczynając od Rona i Hermiony, tej dwójce było płacone, przez samego Dumbledora, żeby się z nim zaprzyjaźnili. Donosili dyrektorowi jego najcichszy oddech. Ginny chciała tylko umowę małżeńską, by móc położyć macki na jego dziedzictwie, pani Weasley również było płacone za pobyt Harry'ego w Norze, a pan Weasley najprawdopodobniej o niczym nie wiedział i wolał chować się przed żoną w szopie. Nie, żeby Harry miał mu to za złe.

Neville, Luna i bliźniacy byli neutralni, co Harry w nich lubił, i nigdy nie chcieli od niego żadnych pieniędzy. No i Cedrik. Puchon, który został uznany za „niepotrzebnego". Harry dziękował wszystkim bogom, w których nie wierzył, że Cedrik go posłuchał i złapał za puchar, w chwili, gdy zaklęcie Avady miało wystrzelić w jego stronę. On jako jedyny miał na uwadze zdrowie psychiczne, jak i fizyczne Harry'ego. Poznali się podczas pierwszego zadania w turnieju, a po nim Diggory znalazł go w pustej klasie, kiedy Potter miał atak paniki. Pod jego wpływem, Gryfon wyżalił mu się na swój stan psychiczny, na maltretowanie go w domu i na presję społeczeństwa, a Puchon słuchał tego z cierpliwością, po czym, tak po ludzku przytulił okularnika. Jednak Harry dalej miał koszmary związane z jego śmiercią, dlatego pisał do Cedrika przynajmniej dwa razy na tydzień.

W końcu również, wydusił z niego, co się stało po jego powrocie do Hogwartu. Że kiedy chciał coś powiedzieć, Dumbledore zapytał tylko „Gdzie jest Harry?" i kiedy Diggory powiedział mu jego lokalizację, niby natychmiast wyruszył na pomoc chłopakowi. Tak natychmiast, że Voldi zdążył się odrodzić, potorturować go, stworzyć Priori Incanctaem, a Harremu udało się zniknąć z cmentarza z pomocą aportacji, której nigdy wcześniej nie próbował. Ostatecznie wszyscy zaczęli wyzywać go od chorych psychicznie do śmierciożerców, a były to łagodniejsze z wyzwisk. Cedrik swoją opinią próbował go bronić, a kiedy to nie podziałało, po prostu opowiedział się po jego stronie, bo dobrze wiedział co widział.

Oczywiście przez resztę został uznany za równie psychicznego co on. Tak samo wujostwo Harry'ego go nie oszczędzało. Ciotka była najłagodniejsza, po prostu dawała listę i nie dawała jedzenia. Z Dudleyem było gorzej, bo miał jeszcze swoich kolegów do pomocy, ale szło się przyzwyczaić po tych 15 latach. Vernon był najgorszy, ale do tego Harry tez się przyzwyczaił. Zaciągał go do piwnicy i bił do nieprzytomności, czasem wspomagał się pasem, kablem lub nożem, tak jak dzisiaj. Najgorsze były jednak gwałty. Po każdym Harry czuł się jeszcze podlej i brudniej. To one, w większości, zadecydowały o jego decyzji.

Szybko spisał testament, przepisując część majątku na bliźniaków, Remusa, Lunę i Neville'a. Wszystkie rzeczy Lily przepisał na Severusa, a Jamesa-na Syriusza. Upewnił się, że nic nie zostawia Ronowi, Ginny, Hermionie i staremu Dropsowi, po czym odesłał swoją sowę do banku. Naskrobał tez jakiś list pożegnalny, w którym zaznaczył, że na pochówek może przyjść każdy, ale tylko Snape, Remus, Cedrik, bliźniacy, Neville i Luna mogą złożyć kwiaty, jeżeli będą chcieli. Zostawił go na stoliku i uśmiechnął się w stronę noża. Odwinął bandaż i zerknął na swoją ranę. Dalej wyglądała paskudnie, ale nie leciała z niej krew. „Cóż, zaraz to zmienimy." Pomyślał Harry i z premedytacją wbił ostrze w sam środek rany, z której trysnęła czerwona ciecz, zalewając ubranie Harry'ego. Jednak Potter przypomniał sobie, że przecież mogą mi podać eliksir uzupełniający krew. Ujął więc różdżkę w palce i przypomniał sobie sposób rzucenia tego zaklęcia. Przeczytał to w jakiejś księdze z działu tych zakazanych. Nie wymaga żadnego ruchu, po prostu nienawiści do osoby, którą chcemy zabić. Tak więc Potter ją poczuł. Do samego siebie. Zalała jego umysł, każdą komórkę i żyły. Tyle bólu wycierpiał, że umrzeć może bezboleśnie. Skierował patyk na swoją skroń i wyszeptał:

- Avada Kedavra.

***

Kingsley Shacklebol z znudzeniem przeglądał raporty nadużycia magii. Tu Lumos, tam zaklęcie zmniejszająco-zwiekszjące. King ziewnął przeciągłe i upił łyk kawy, kiedy coś zwróciło jego uwagę. Mianowicie raport z Privet Drive 4. Shacklebolt zerknął zaciekawiony, a po chwili zbladł. Zamarł na kilkadziesiąt sekund, po czym otrząsnął się i wysłał patronusa do Dumbledore'a, po czym deportował się do domu przy Grimmuald Płace 12. Wypowiedział hasło i praktycznie wpadł do kuchni Blacków.

- Kingsley, co się stało? - zapytał starzec, wychodząc z kominka.

- Z różdżki Pottera... - Syriusz zbladł, słysząc te słowa. - ...rzucono śmiertelne zaklęcie.

Automatycznie wszyscy się poderwali i chcieli deportować się na Privet Drive, ale dyrektor ich powstrzymał.

- Moi drodzy, wszyscy chcemy dowiedzieć się co się stało, jednak poproszę aby poszedł ze mną Syriusz, Remus, Kingsley i Severus. - reszta zebranych chciała dyskutować, ale widząc spojrzenie Severusa i Albusa, odpuścili.

Piątka mężczyzn wyszła z domu rodziny Black i deportowała się do Surrey. Syriusz, zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, podbiegł do drzwi i próbował je otworzyć ręcznie. Severus prychnął tylko na te próby i kiedy wilkołak przytrzymał szamoczącego się Łapę, Snape otworzył drzwi zaklęciem i ostrożnie wszedł do środka, oświetlając drogę różdżką.

W domu panowała niepokojąca cisza, przerywana przez ciche kapanie. Severus wszedł na piętro, a za nim podążył Syriusz z Lupinem i Dumbledore, który jednak trzymał się najdalej. Snape uchylał kolejne drzwi, aż w końcu dotarł do sypialni Pottera. Gdy otworzył drzwi szerzej, pierwszą rzeczą, która go przeraziła, był zapach krwi, roznoszący się po całym pokoiku. Drugą, że pokój był niewiele większy od schowka na miotły, a trzecią, że pod oknem leżała pewna postać. To rana z jej brzucha wywołała kąpanie. Gdy podszedł bliżej, nie mógł uwierzyć własnym oczom. To był Potter. Najwyraźniej Black również to zauważył, bo wyrwał się od Remusa i podbiegł do Harry'ego, przytulając jego bezwiedne ciało. Severus, dla pewności, sprawdził chłopakowi puls. Popatrzył na Albusa i Kingsleya, ponieważ Lupin również zdążył zauważyć, to co wcześniej Black, i również płakał nad ciałem szczeniaka. Severus pokręcił z smutkiem głową.
To koniec.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 18, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Lost Boy|OneShotWhere stories live. Discover now