Przywiązanie

34 3 0
                                    

Luna Lovegood po Bitwie o Hogwart wróciła do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Cieszyła się, że większość jej znajomych z roku wyżej, postanowiło wrócić i dokończyć naukę. Wiedziała, że wrócił również i ON. Nie mogła się oprzeć i od początku uczty spoglądała na stół Ślizgonów. Szukała go wzrokiem. Kiedy go dostrzegła, siedział pogrążony w rozmowie ze swoimi przyjaciółmi. Śmiał się. Cieszyła się jego szczęściem, jednak bolało ją, że wciąż nie odezwał się do niej.

Pamiętała, że miała być to ich słodka tajemnica. Podczas ostatniego roku szkolnego, poznali się i zbliżyli do siebie. Podczas licznych szlabanów dużo rozmawiali, a później postanowili spotykać się codziennie. Wieczorami wymykali się do jednej z nieużywanych sal lekcyjnych. To tam otworzyli się przed sobą. Wiedziała jaką kawę lubił pić, po jaką herbatę sięgał, czy jakiego używał żelu pod prysznic. Wiedziała jakiego miał pluszaka w dzieciństwie, czego się bał, do kogo przychodził, kiedy miał koszmary. Poznała go. Można było stworzyć quiz z wiedzy o Theodorze Nottcie, a Luna była pewna, że znała odpowiedzi na każde pytanie. 

On również ją poznał. Nigdy się przed nikim nie otworzyła tak jak przed nim. Nie wiedziała jak to się stało, że jej drugą połówką okazał się Ślizgon. Po wielu wspólnych wieczorach go pokochała. Wtedy już wiedziała, że nigdy nie uda się jej utworzyć takiej więzi jak z nim. Chwile w tej sali były magiczne, każdy pocałunek wyjątkowy. Po pierwszym "kocham cię", wiedziała, że oddała mu serce. 

Po bitwie coś się zmieniło. Unikał jej. Coraz częściej widziała go jak spaceruje po błoniach pod rękę z Pansy Parkinson. Luna próbowała się z nim skontaktować. Wciąż codziennie przychodziła do ich klasy w oczekiwaniu na niego. Minęło 5 miesięcy, a on wciąż się nie pojawił, mimo to nigdy się nie poddała. Siedząc na ławce cicho szlochała w swoje dłonie. Codziennie wspominała jeden dzień sprzed roku. Do czasu zdawania OWTM-ów przeszłaby przez wszystkie. Rozpamiętywała wszystkie jego gesty i słowa. Nie potrafiła o nim zapomnieć. 

Nastał dzień Walentynek. Luna nie wiedziała co ze sobą zrobić. Miał to być ich dzień. Jej i Theo. Rok wcześniej spędzali go w swojej sali, popijając wino, żartując i całując się. Tamtego dnia był jej pierwszy raz. Kiedy po fakcie, leżeli okryci kocem, przytulał ją i obiecywał, że w następne Walentynki zabierze ją w jakieś magiczne miejsce, daleko od całego świata, a ona będzie od wtedy tylko jego, a on tylko jej. Jednak on postanowił spędzić wieczór na kolacji z Pansy, zabrał ją z zamku. Luna zastanawiała się, czy pojechali w to miejsce o którym jej opowiadał.

Blondynka dzień zakochanych postanowiła spędzić jak każdy inny. Rozmawiała ze swoimi przyjaciółmi, przeszła się po błoniach, obserwowała stół Slytherinu, a wieczorem zamierzała przejść się do opuszczonej sali, kolejny raz powspominać.

Tym razem jednak się coś zmieniło, odeszła od rutyny. Podczas obiadu przysiadł się do niej Neville. Uśmiechnęła się do niego szeroko, miała nadzieję, że nie zauważy smutku w jej oczach. Często siadał przy jej stole, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Dziewczyna bardzo to doceniała, był wspaniałym przyjacielem.

Gryfon zaprosił ją na kolacje Walentynkową. Zdziwiła się. Poczuła się nawet winna, ponieważ ucieszyła się. Szybko się zgodziła całując chłopaka w policzek, po czym opuściła Wielką Salę rozmarzona. Nie rozumiała, swojego poczucia winy. Przecież, nie zdradzała Theodora.

Wieczorem nie udała się do sali, spędziła ten dzień z przyjacielem. Bawiła się wspaniale, znów była szczęśliwa. Po udanym spotkaniu, Neville wręczył jej bukiet szafirków i odprowadził pod wejście do jej Pokoju Wspólnego. To wtedy ją pocałował. Delikatnie, żeby jej nie wystraszyć.

Luna po nieśmiałym pocałunku szybko uciekła do dormitorium, cała zarumieniona. Czuła się winna. Jej serce szybko biło z podekscytowania. Nie rozumiała, jak to mogło się stać. Przecież oddała serce Theodorowi, nie powinno teraz bić w tak szybkim tempie.

Czuła się winna, że komuś innemu udało się ją uszczęśliwić, że teraz zaczęła szybciej oddychać z myślą o innym mężczyźnie. 

Następnego poranka wyszła z dormitorium, po raz pierwszy w tym roku szkolnym, szczęśliwa. Podczas śniadania zobaczyła jak Theodor wchodzi do Wielkiej Sali z Parkinson. Szli za rękę. Pansy podeszła do przyjaciółek, cmoknęła je w policzek, w później wciąż trzymając go pod rękę głośno zapiszczała pokazując Ślizgonkom pierścionek.

Luna nawet nie zauważyła kiedy łzy poleciały po jej policzkach. Uciekła nawet nie oglądając się za siebie do ICH sali. Siedziała w ciszy, pogrążona we wspomnieniach. Łzy powoli spływały jej po policzkach. Przypominały się jej wszystkie chwile, które spędzili w tym miejscu. Najpierw rozmowy, później czułe pocałunki i wyznania miłości. Nawet nie zauważyła, kiedy ktoś wszedł do pokoju, póki nie usłyszała skrzypnięcia jednego z krzeseł.

Spojrzała szybko na postać z nadzieją, że będzie to ON, że w końcu się pojawił. Jednak ujrzała swojego przyjaciela. Neville podszedł do niej i ją przytulił. Nic nie mówił. Poczuła ciepło rozlewające się po jej sercu. 

Kolejne miesiące były dla Luny, naprawdę miłe. Spotykała się z Nevillem. Była z nim szczęśliwa. Rozumiał ją. Ich przyjaźń była idealnym startem do nowego związku.

Niestety dziewczyna wciąż podczas posiłków zerkała na Theodora. W umowie z samą sobą postanowiła, że może zerknąć tylko raz. Raz podczas każdego posiłku. Za każdym razem jej wzrok był przepełniony bólem i poczuciem winy.

Wciąż czuła się winna, będąc z Nevillem. Tak jakby zdradzała Notta, gdzie to on ją zostawił bez słowa. Czasami zastanawiała się co by się stało, gdyby wtedy do sali nie wszedł Gryfon. A Ślizgon. Obwiniała się za takie myśli, lecz czasami przed snem żałowała, że wtedy nie wszedł ON.

Czekała na niego tak długo...

Luna wiedziała, że pokochała Nevilla. Pokochała go, kiedy on powoli naprawiał jej złamane serce. Mimo, że wcale nie był tym, który miał to zrobić. To ON miał ponownie ją poskładać, naprawić to co zepsuł.

To zawsze miał być Theodor...

Przywiązanie ~ Tuna ~ Nuna ~ MiniaturkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz