Malinowy Sad

14 1 0
                                    

***21 PAŹDZIERNIK 2007 (JESIEŃ)***
Wczoraj był straszny dzień. Na początku było fajnie, ale później wszystko się zmieniło. Myślałam wczoraj, że przynajmniej moja rodzina przeżyje, ale babcia Maja wykrawiła, a moja mama Ajsztajn utopiła się. Most się pod nią wczoraj załamał jak uciekaliśmy. Ksiądz Bogdan zrobił im pogrzeb, który teraz się odbywa. Wszyscy przygnębieni siedzą na tym pogrzebie. Bardzo dużo osób zginęło.

Ks. Bogdan: A teraz minuta ciszy dla zmarłych.
???: Czemu tu jest mój grób. Przecież ja nie zginęłam halo.
Człowiek: Zaraz...
Obama: To nie możliwe...
Ks. Bogdan: Lilia, ty żyjesz?!
Lilia: Aha?! Myśleliście, że nie żyje. Bambiki z was jakieś.
Bogusława: Jak ci się udało przeżyć?
Lilia: Przez przypadek znalazłam przejście w pokoju i chciałam uciec z Igorem, ale było tyle dymu w pokoju, że stracił przytomność. Próbowałam go uratować, ale to było niemożliwe, więc sama uciekłam.

Nie spodziewał się nikt tego, że Lilia przeżyje. Cieszę się, że ona żyje. Zaraz skąd się tu ktoś jeszcze pojawił. Kto to jest.

*Tajemnicza osoba wzięła pistolet i strzelił w Obamę 3 razy.*

Ks. Bogdan: Kuroko, co ty tu robisz. Czemu go zastrzeliłeś.
Kuroko: Jabłek mi przekazał wiadomość od Maji. Wreszcie mogłem się zemścić. Obama ten jebany chuj zabił mojego i Maji przyjaciela jak byliśmy na misji. W dodatku przez niego Maja straciła lewe oko, a ja straciłem prawa dłoń. Maja nie chciała mi mówić kto to, bo odkryła gdzie się znajduję Obama, ale zrobiliśmy zakład, że jak by umarła to ma mi przekazać naszyjnik z wiadomością. Nie chcę żebyście mnie zabili, więc sobie już pójdę.
Człowiek: Jaka misja? Niemożliwe, że Obama zabił kogoś i zrobił coś takiego.
Kuroko: Nie mogę więcej powiedzieć, żegnam.
Człowiek: Obama! Słyszysz mnie?
Obama: Człowiek... Kocham cię... Dziękuję za wszystko i przepraszam za to co zrobiłem...

*Obama umarł w ramionach Człowieka, która płakała jak szalona, bo nie chciała stracić Obamy.*

Bogusława: Skąd ksiądz zna imię tego randoma.
Ks. Bogdan: Jest on po prostu takim starym przyjacielem.

*Ksiądz Bogdan dokończył pogrzeb i wszyscy poszli do Pab pod Pablem. Wszyscy zaczęli chlać, aby zapomnieć. Człowiek siedziała przy stoliku zapłakana z butelką piwem Perła w ręku.*

Czemu akurat Obama musiał zginąć. Nie daje już rady. Nie chce już żyć.

*Bożydar dosiadł się do Człowieka. Przybliżył się do niej.*

Ks. Bogdan: W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i won cudną; Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek, Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek. Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy. Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
Zamknięta w kotle, fonem wilgotnym okrywa
Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa; I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie I powietrze dokoła zionie aromatem. Bigos już gotów.

KONIEC <333

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 29, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Malinowa PrzygodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz