Czerwone nici biegły w ciemności. Delikatny, szkarłatny blask bił od każdej z nich. Na samym początku, wychodziły z jednej przędzy. Jeden szkarłatny sznur, który rozwarstwiał się kolejno. Każda nić szła swoją własną ścieżką, część wisiała smętnie rozpruta na końcu.
Blada dłoń i długich, kościstych palcach szybkim wprawnym ruchem rozerwała kolejną, nim ta zdążyła posunąć się dalej.- Kolejna historia dobiegła końca... kolejny świat stracony...
Cichy szept we wszechobecnej ciszy śmiało można by pomylić z krzykiem. Uniósł wzrok znad innej zbieraniny nici i zerknął na wysoką postać w czarnym płaszczu. Mimo, że twarz skrywał mrok kaptura nie trudno było mu wyobrazić sobie pełne żalu spojrzenie, gdy musiał zakończyć istnienie kolejnego świata. To zawsze bolało równie mocno.
Koścista dłoń zatrzymała się na kolejnej, cieniutkiej i wątłej nici. Zadrżała.- Podejdź tu, mój stary przyjacielu. Spójrz na to...
Ciężko było mówić o jakiejkolwiek podłodze, po której można byłoby chodzić w tym zawieszeniu. Mimo wszystko zbliżył się tak, by być ramię w ramię z zakapturzoną postacią. Pamiętał tę nić. Pamiętał jak rozplątała się ze wspólnego sznura. Licha, cieniutka i delikatna. Od początku skazana na stratę. A potem bledła tylko bardziej. Kolejny lichy świat od początku skazany na zagładę.
Ale jego przyjaciel i tak ją kochał. Pielęgnował, pilnował jak najcenniejszy skarb, ukochane dziecko. A teraz przyszło mu je zniszczyć.- Jesteś tego pewien? Nie ma już żadnej nadziei?
Położył dłoń na chudym ramieniu. Nie lubił patrzeć na ból, jaki sprawiała śmierć kolejnych istnień. Dużo bardziej wolał radość z narodzin kolejnej wersji świata. Kolejnej decyzji, która otwierała nowe możliwości.- Świat obowiązują zasady. Dotyczą wszystkich i wszystkiego... nawet bogowie nie umkną przed nimi, nie ważne jak silni by byli... Nawet ja...
Zakapturzona postać odwróciła się, jakby nawet samo patrzenie na nić sprawiało jej fizyczny ból. Nawet jeśli żaden z nich nie odczuwał już bólu.
- Wszystko toczy się kołem. Słodki sen i przerażający koszmar, życie i śmierć, światło i mrok. Jeden świat umiera, by kolejny mógł się narodzić. W równowadze, w harmonii...
I nagle to dostrzegł, kolejna słabnąca powoli nić. Kolejny świat, który powoli dążył do upadku, bo zabrakło jakiego elementu. Jedna niteczka wypruta z całości, sprawiła że splot runie prędzej czy później...
A gdyby tak...
Sięgnął i delikatnym, czułym ruchem wymuskał pojedyncze włóko ze świata, który właśnie miał zostać zniszczony i wzmocnił nim ten, który powoli umierał. Uśmiechnął się szeroko.- A pośrodku tego wszystkiego, zawsze wewnątrz, nigdy pomiędzy, Los zsyła swoje niespodzianki.
Poczuł na sobie przeszywające spojrzenie. Odwrócił się. W ciemności kaptura dwa punkty ziały przerażającą pustką. Nicość w której kres znajdowało całe życie. Koniec wszystkiego. Teraz jednak błysnęło tam coś. Niewielki ogień. Niestłamszona jeszcze nadzieja.- Ten świat będzie żył... a w nim będzie żył też ten drugi. Poprzez wspomnienie, które pozostaje wieczne... Nie trać nadziei mój stary przyjacielu. Nigdy nie trać nadziei.
Stanęli ramię w ramię obserwując nić, która powoli nabierała blasku. Historię, która miała się zakończyć, a teraz pisała całkowicie nowy rozdział.***
Dzisiaj stał się pewien przełom. Nie mogę powiedzieć, że to mój definitywny powrót, ale stało się. Zatęskniłam za tym co tworzyłam, a konkretnie za jednym fanfiction, któremu nie dane było mi poświęcić tak wiele miłości jak bym chciała.
Nie jest to pełnoprawny rozdział. bardziej mrugnięcie okiem do tych, którzy byli ze mną niemal od początku i czekali te dwa lata...
Mimo wszystko jestem z siebie dumna, nawet jeśli jest to tylko takie maleństwo.
CZYTASZ
Don't leave me alone (in the dark).
FanfictionJames był ostatnim członkiem Zakonu Feniksa, który pozostał przy życiu. Po dwóch latach tortur Voldemort w końcu się nim znudził, nadeszło to, czego oczekiwał od tak dawna... A co jeśli "miłosierna Avada" tak naprawdę go nie zabije? Gdzieś w świeci...