Rozdział I

576 46 4
                                    

Więzień stał przed nim, puste czekoladowe oczy pełne szaleństwa i nienawiści, zupełnie niepasujące do niewiele ponad trzydziestolatka, czarne włosy tłuste i zlepione przylegały do wychudzonej oszpeconej bliznami twarzy.

– Nie boję się ciebie, Riddle – warknął. – Nie możesz mnie już skrzywdzić w żaden sposób.

Voldemort uśmiechnął się kpiąco i dwoma długimi, bladymi palcami chwycił podbródek więźnia. Wygrał. Ministerstwo upadło i właśnie miał przed sobą ostatniego oddanego staremu porządkowi Aurora. Cóż za ironia, że był to również ojciec dziecka, które miało doprowadzić do jego upadku.

– Och, bezsprzecznie dostarczyłeś mi najwięcej zabawy z wszystkich tych zdrajców krwi i szlam, którymi się otaczałeś. Twój brudny bachor był zaskakująco nudny, jak na Chłopca z Przepowiedni, ale może to wina tej twojej szlamowatej żony, w końcu jabłko nie pada daleko od jabłoni... Powinienem był ją zabić tamtej nocy, oszczędziłbym sobie tylko patrzenia na jej obrzydliwą twarz. Chociaż... kazanie Severusowi patrzeć jak umiera w męczarniach było bardzo satysfakcjonujące. Odpowiednia kara dla zdrajcy, patrzeć jak błaga o życie miłości swojego życia , a potem zmuszenie by obserwował jak, po tygodniach tortur, wykrwawia się na jego oczach trafiona zaklęciem, które sam stworzył, nie sądzisz?

Brązowe oczy nie drgnęły. Resztki woli walki i sił uciekły z mężczyzny. To już nie był ten sam James Potter, który dumnie stał w szeregach Zakonu Feniksa marząc o lepszym świecie dla swojego nienarodzonego dziecka. To był mężczyzna, który stracił wszystko, co było mu drogie w przeciągu niecałych dziesięciu lat. A teraz Voldemort miał zamiar się tym napawać.

– Muszę przyznać, że kochana Bella zdołała wyciągnąć ze swojego kuzyna-kundla nieco więcej zabawy. Blackowie nie są zbyt wyrozumiali dla zdrajców ich czystej, szalonej krwi. ­– Riddle zaśmiał się kpiąco, a w jego głosie nie było nawet odrobiny szacunku do swojej najwierniejszej wyznawczyni, a co dopiero do jej ofiary.

–Trzymał się tak długo... Wołał cię, wiesz? Chciał by jego najlepszy przyjaciel, „brat we wszystkim prócz krwi" przybył i uratował jego skórę. Biedny Regulus, szkoda, że jad jego zdradzieckiego brata wpłynął na niego zbyt mocno by mógł zobaczyć ten moment. Naprawdę lubiłem tego dzieciaka, tak jak Severusa, ale jak widać miłość rujnuje każdego. Ciebie też zrujnowała, prawda James? Miłość do szlamy, która była zbyt słaba by zatroszczyć się o dziedzica, którego ci dała. Miłość do dziecka, które samym swoim istnieniem obrażało to, czym kiedyś był ród Potterów. Miłość do wilkołaka, który tak bardzo wypierał się swojej natury, że w końcu sam siebie rozerwał zamiast po prostu poddać się i cię zaatakować. Miłość do zdrajcy, który jak tchórz kulił się u moich stóp i sprzedał swoich najlepszych przyjaciół za swoje własne, wygodne życie.

Czarodziej przerwał na chwilę monolog i uśmiechnął się z czymś na kształt litości na swojej, niesamowicie młodej twarzy. Właściwie, gdyby nie szkarłatne, płonące sadystyczną radością oczy, ciężko byłoby się zorientować, że oto stoi się przed najokrutniejszym czarodziejem ostatnich dekad. Riddle wyglądał, jakby ledwie kilka lat temu skończył szkołę. Młody, przystojny, pełen charyzmy.

– Podobało ci się, prawda? – Białe zęby błysnęły w upiornym uśmiechu. – Widziałem, co zostało z biednego Pettigrew, kiedy już z nim skończyłeś. To nie była szybka śmierć, a ty kochałeś to co z nim zrobiłeś, napawałeś się, odpłacając mu za ból, który ci zadał. Byłeś takim samym potworem jak ci, z którymi miałeś walczyć...

Mężczyzna nie poruszył się, nie drgnął, zupełnie jakby pierwsze słowa całkowicie go wyczerpały. James Potter już był martwy, choć jego serce jeszcze biło.

Ruch różdżki dostrzeżony kątem oka, słowa tak znajome, że mógł czytać je z samego ruchu ust.

Harry, tatuś już do ciebie idzie – pomyślał a potem wszystko spowiła zieleń.

Don't leave me alone (in the dark).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz