Rozdział 4

490 52 86
                                    

Współczesność

— Grałem tę melodię cały dzień i całą noc po jego pogrzebie, w którym nie mogłem wziąć udziału, aż w końcu Kevin znalazł mnie zemdlonego na podłodze przy fortepianie.

Katelyn pociągnęła nosem. Tae-hyung spojrzał na nią, a dwie łzy spłynęły po jej już i tak mokrych od łez policzkach.

— Podobno nikt nie potrafi zagrać jej tak, jak pan ją grał — powiedziała nosowym głosem. — Nie ma drugiego tak idealnego wykonania — dodała bez zażenowania łzami.

Tae-hyung uśmiechnął się smutno.

— Myślę, że to ten trening sprawił, że stała się niemalże idealną melodią. Zagrałbym ją nawet przez sen — zapewnił z nostalgią i uniósł dłonie. — Nawet teraz, tymi zgrabiałymi palcami.

Katelyn chwilę milczała. Zastanawiała się, czy nie chce zapytać o zbyt wiele, ale ostatecznie się zdecydowała.

— Ale dlaczego umarł? Przecież powiedział pan, że było dobrze, że jego stan się polepszył — zakwestionowała.

Tae-hyung znów się uśmiechnął, a jego oczy powędrowały do pianina.

— Kazałem go okłamać, że jest zdrowy. Chciałem mu ofiarować zwycięstwo po raz ostatni. Otoczyć ciepłem domu i uczuciem, które do niego żywiłem. Nie było dla niego ratunku. To był guz czwartego stopnia złośliwości, oporny na leczenie. Nie chciałem, żeby umierał w szpitalu, podłączony do całej tej maszynerii, konający z bólu i pokonany. Żeby był pożywką dla prasy. Mój JK był zwycięzcą. Niepokonanym. A dawki morfiny były już tak wielkie, że to była tylko kwestia czasu, aż serce miało tego nie znieść. Nie było na co czekać.

— Ostatnie kłamstwo — szepnęła Katelyn. — O mój Boże.

Tae-hyung spojrzał na nią i poklepał jej dłoń spoczywającą na podłokietniku jego fotela.

— Opisz nas, najlepiej jak potrafisz, dobrze?

— Oczywiście — obiecała natychmiast, czując, że to koniec opowieści i czas się zbierać.

Kiedy wyszła, Tae-hyung jeszcze długo siedział w fotelu. Kilka tygodni później przeczytał najpiękniejszą historię miłosną w magazynie Eternal Musicians, jaką było mu dane przeżyć osobiście. „Pięści i fortepian" głosił tytuł w nagłówku, a pod nim zdjęcie ich obu w garniturach.

Znów usiadł w skórzanym fotelu, przyciskając do siebie magazyn. Poczuł, jak chłód wkrada się do jego ciała i jak drętwieją mu palce, a chwilę później, jak robi mu się ciepło. Otworzył powieki i chwilę mu zeszło, nim zorientował się, gdzie jest.

Miejsce było uczelnianym korytarzem. Z głębi dochodził jego uszu dźwięk uporczywie naciskanego klawisza fortepianu.

Sol. Sol. Sol. Sol.

Wstał spod ściany, przy której siedział i spojrzał na swoje ręce. Były znów ciepłe i młode. Serce zerwało mu się w piersi niczym ptak z uwięzi. Pobiegł w stronę dochodzącego dźwięku. Wpadł przez drzwi niczym ta piłka, która uderzyła go kiedyś w głowę, a tam...

JK siedział przy fortepianie, wsparty o niego łokciem i zawieszony jakby w próżni, wciąż naciskał jeden klawisz uporczywie.

Sol. Sol. Sol.

Spojrzał w stronę drzwi i uśmiechnął się szeroko.

— Jesteś wreszcie.

🎵🎶🎹🩶🎵🎶🎹🩶🎵🎶🎹🩶🎵

Kochani, koniec. Popłakałam się, nasmarkałam i zostawiam Was z tym teraz.

Do zobaczenia w sobotę!

Sev.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Last lie || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz