książę ludu omaticaya.

130 12 9
                                    

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­
­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Strach przejął moje ciało. Znowu widziałam krew zalewającą mi oczy, czułam ciepło matczynego dotyku. A później utratę wszystkiego, co trzymałam mocno przy sercu. Wciąż słyszałam w głowie słowa ojca, cichy szept wymówiony ostatnimi siłami.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Moje piękne dziewczyny. Moje cudowne córeczki.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Ogień pożerał każdą cząstkę domu, zjadał skrawki wspomnień i osuszał mój potok łez. Razem z Ey'riną nie wiedziałyśmy, gdzie byli bracia. Rzucili się razem w wir wojny, gotowi poświęcić się za ojczyznę. Chciałyśmy uciec, a może znaleźć ich przy odrobinie szczęścia. Nie pamiętałam dokładnie, co mną kierowało w tamtym momencie i dlaczego tak bardzo piszczało mi w uszach. Jednak nim zdążyłyśmy ruszyć postrzelili nasze konie, duchowe partnerki i przyjaciółki.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Jednego dnia straciłam o wiele więcej niż moje serce zdołało udźwignąć.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ — Raye! RAYE POBUDKA! — krzyknęła Rina, zerwałam się z nożem w ręku i spojrzałam na nią zalana potem. Serce zabiło mi szybciej, gotowe zareagować w sytuacji zagrożenia. Rozejrzałam się gorączkowo, a broń wcisnęła mi się mocniej w skórę.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ — Co do cholery?!

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Jednak siostra odsunęła ostrze, uśmiechając się lekko na ile pozwalały jej ostatnie wydarzenia.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ — Gadasz przez sen, wiesz? Wstawaj, trzeba nakarmić konie i pomyśleć, jak ruszyć do Omaticaya.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ — Przepraszam za to pieprzenie, śnili mi się rodzice — mruknęłam, na tym temat się skończył. Nie musieliśmy mówić tego na głos, ale żadna z nas nie chciała o tym rozmawiać. Znałyśmy się na tyle, że krótkie spojrzenie wystarczało do skutecznego porozumiewania się ze sobą. — I wszystko mnie boli.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ — To twoja wina, że dałaś sobie skopać tyłek. Ruszaj się, konie są głodne.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Sama nie byłam w stanie wziąć czegokolwiek do buzi, jakaś niewidzialna siła tkwiła w moim żołądku powodując odruchy wymiotne. Nie mogłam przełknąć nic, gdy w koszmarach ciągle przeżywałam te same wydarzenia. Dałam jedzenie koniom, głaszcząc je po pyskach.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Przetarłam zmęczone oczy, zaczęłam mieć coraz większe problemy ze snem i jeszcze przeszkadzałam osobom trzecim. Najchętniej wycięłabym kwestię snu ze swojego repertuaru, ale to było oczywistą rzeczą nie do zrobienia. Westchnęłam, czując na policzku ciepły oddech konia. Delikatnie hałasowały kopytami, żeby dostać więcej jedzenia. Mroczne Konie z reguły były spokojnymi osobnikami, dlatego tak bardzo skradły moją duszę. Musiałyśmy wybrać sobie nowe rumaki, chociaż nigdy nie będą w stanie zapełnić pustki po naszych pierwszych duchowych partnerach. Jednak cieszyłam się również, że mamy przy sobie oparcie. Obecność koni naprawdę mnie uspokajała.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Ey'rina krzątała się przy pakowaniu kocy, spałyśmy przy dawnych ludzkich wrakach samolotów. To był kawałek drogi do naszego ogólnego celu, dzięki czemu nie powinnyśmy się zgubić. No właśnie, chociaż żadna z nas nie urodziła z mocną stroną orientacji w terenie. A w szczególności nie takiej, w której każde drzewo wyglądało tak samo.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ — Grupa, zgłoś się.

­­ ­­ ­­ ­­ ­­ ­­ Słuchawka w moim uchu zadźwięczała, nadal nie byłam przyzwyczajona do ludzkich wymysłów. Dostawałam gęsiej skórki za każdym pierdolonym razem, gdy nie proszony szum wyrywał się z mojego ucha. Jako dzieci Anurai miałyśmy wyćwiczoną sztukę poruszania się bezszelestnie, każdy dźwięk grał w naszym życiu ważną rolę i ciężko było zachować cierpliwość przy skrzeczącym wciąż gównie. Miałam ochotę zgnieść urządzenie w rękach, bo i tak nie rozumiałam połowy tej bandy idiotów. Nieliczni mówili w naszym języku, chociaż to w zupełności za bardzo abstrakcyjne słowo jak na plątaninę dwóch słów na krzyż bez grama sensu.

| zabić sullyego | 𝗡𝗘𝗧𝗘𝗬𝗔𝗠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz