Po naprawieniu statku, majtkowie uznali, że po ciężkiej pracy warto odpocząć, więc wszyscy na statku poszli spać. Oczywiście nie pomyśleli by ktoś pełnił warte w czasie ich chrapania. Podczas gdy ci spali, "Purpura" zaczęła się rozpadać w drobny mak, kawałek po kawałeczku. Marynarze zginęli, a tak przynajmniej każdy uważał.
Jeden z majtków nazywający się Vincent, ziewnął przez rozbudzające go promienie słońca. Myślał, że to kolejny miły dzień na statku, lecz po otworzeniu swych oczu, zauważył, że znajduje się w drewnianej chatce. Leżał na jednym najmiększy łóżek na jakich zdołał się wylegiwać, aż do tego momentu. Obok jego posłania, stało też kilka innych, na których leżeli jego koledzy z załogi. Nagle do pokoju weszła, jak na jego oko mała dziewczynka, o platynowych włosach i limonkowych oczach, które sprawiały, że chciało patrzeć się w ich głąb całymi dniami, zastanawiając się, czyż to samo bóg zesłał na ziemię, tak piękną kobietę. Jej cera była blada jak pierwszy śnieg każdej zimy. Z głowy wyrastały jej dwa czółki tak białe jak jej skóra, ale zakończone kształtem owalnym o kolorze najczystszego morza. Istota ta była ubrana w czarne trampki, które wyglądały na za duże, jej blade ciało pokrywała ciemnozielona sukienka w stokrotki, co idealnie komponowało się z jej urodą. Chudzinka trzymała w dłoniach tacę z kilkoma kubkami z fioletowym naparem.
-Oh, już wstałeś! Witaj Vincent, jestem Natalie, jak mniemam, w tym roku obchodzę swoje 7201 urodziny, znaczy tak myślę. Dawno już przestałam liczyć. - Ukazała swój bialutki rząd zębów, na których założony miała aparat. Jej śmiech, jak i głos brzmiał niczym śpiewa anioła. Vincent, pomyślał że chyba się zakochał.
-gdzie j-ja jestem- zająkał się, chodź aura Natalie dawała mu poczucie spokoju, świadomość że nie jest na statku przyprawiała go o dreszcze.
-Ah już tłumaczę! Możesz być lekko zdziwiony przez wiadomość którą zaraz usłyszysz- zatrzymała się na chwilę, odczuwając ból na sercu.- umarłeś, jesteś w Fairylake. Twoi koledzy..im nie udało się tu trafić, są naprawdę iluzją. Nie chciałam się zmartwić od razu po przebudzeniu, mógłbyś sobie pomyśleć że cię porwałam, ale nic z tych rzeczy! Jesteś tu ponieważ, jako jedyny tak naprawdę przejmowałeś się losami statku, raz na jakiś czas sprawdzałeś co się dzieje z deskami, z masztami. Ostrzegałeś ich o niebezpieczeństwie, lecz ci się nie słuchali...Trafili do Flametown, jak wy to nazywacie "Piekła". Przepraszam..- wiadomość zszokowała chłopaka, ale jakoś nie odczuł tego dziwne ukucia po lewej stronie, klatki piersiowej. Uderzyła go tak jakby nutka radości, wkońcu rzeczywiście był wolny i nie zmagał się z ciągłą opinią swych rodziców.
-Dziękuję, że mi to wytłumaczyłaś.. Mogłabyś oprowadzić mnie po tym miejscu? - zapytał ciekawy lecz i niepewny.
-Oh! Czekałam, aż o to zapytasz! - Szybko podbiegła do niego, a taca która wcześniej miała w ręce, zmieniła się w zieloną chmurkę.
Nat złapała Vincenta za dłoń, taką ciepła i miłą w dotyku, poczuła jakby ta ręką, mogłaby obronić ją przed wszystkim. Vincent za to poczuł, że chcę dotykać tą dłoń codziennie przy obudzeniu i gdy Jasnowłosa by spała oby mógł, lekko gładzić jej skórę, palcem i wpatrywać się w jej śpiącą twarzyczkę.
Już kolejna godzina mijała, gdy Zielonooka oprowadzała blondyna po krainie, gdzie pełno był drzew i łąką, pełno kwiatów i jezior, które sprawiały że można by było tam usiąść i już nigdzie nie uciekać. Dawała taki spokój i poczucie beztroski i magii, jakby można tam zrobić wszystko. Gdy Natalie i Vincent stojąc nad jeziorkiem, lekko się do siebie zbliżyli, los sprawił że zatopili się w swoich ramionach. Kobieta poczuła motylki w brzuchu, tak samo jak on. Czuli się samolubni gdy zapragnęli, by byli oni tylko swoi. Tak ładnie to dla nich brzmiało "Moja Natalie", "Mój Vincent". Zarumienili się gdy dostrzegli, że oboje spoglądali sobie prosto w oczy, tak jakby spoglądali na właśnie najcenniejszą na ludności rzecz. Vincent lekko musnął jej usta. Drobinka, zapragnęła jednak zapragnęła szybciej poczuć smak jego ust i pogłębiła pocałunek.
Ich przelotna zachcianka i zauroczenie, okazały się przysłowiową "miłością od pierwszego wejrzenia". A iż w tej krainie umrzeć się już kolejny raz nie dało, to żyli wiecznie się kochając.

Są błędy i bardzo za to przepraszam, ale korektę chyba zrobię dopiero jutro. I nie, Vincent nie jest nawiązaniem do tych wszystkich Monetów czy jak im tam(sorka nie interesuje się w nich za bardzo. I nie mam na cale nikogo urazić)

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 18, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Opowiadania || PLWhere stories live. Discover now