Pov Dylan
— Zaczynam się bać Thomasa — powiedział Brett, który stał obok mnie i palił papierosa. — Naprawdę zaczynam się go bać.
Parsknąłem śmiechem. Naprawdę mnie to rozbawiło. Mieszkał ze mną pod jednym dachem przez taki długi czas. Też byłem mordercą, zabijałem i torturowałem ludzi. A on się bał Thomasa? Może i był bardziej pokręcony na temat tortur, ale robił to samo, co ja.
— Dylan robi to samo — dodał od siebie Minho, jakby czytał mi w myślach. Uśmiechnąłem się. — No, może Thomas jest większym świrem na ten temat, ale robią to samo. Mordują ludzi.
— Nie boję się tego, że morduje ludzi... Po prostu... Dobra, może trochę. Po prostu... Potrafi tak zmienić swoje nastawienie do ludzi. Pamiętacie, jak było na początku? Jaki był do nas, a potem do Liama i Brada? Boże, a co, jeśli nagle zmieni nastawienie do naszej trójki? Znowu będzie traktować nas jak wrogów i wsadzi to tej piwnicy? Nie wiem... Trochę mu nie ufam. Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Martwię się o nasz los.
— Brett... — westchnąłem i oparłem się o ścianę domu. — Sam nie wiem, co przyniesie nam los. Co będzie za miesiąc, dwa czy rok. Jednak...
— Gdybym chciał wsadzić was do tej piwnicy i potraktować, jak naszych gości z dołu, zrobiłbym już to dawno.
Obróciłem głowę w stronę wejścia do domu i zobaczyłem Thomasa, który stał z tacką w ręku. Były na niej trzy parujące kubki. Poczułem naprawdę bardzo kuszący zapach czekolady. Zrobił nam gorącą czekoladę.
— Dobrze wiedzieć, że nie darzycie mnie zaufaniem — dodał jeszcze.
Brett odsunął się od ściany i otworzył usta by coś powiedzieć, ale blondyn mu przerwał.
— Nie, nie musisz nic więcej mówić. Dziękuję wam za pomoc w schwytaniu tych zwyrodnialców. Teraz wróćmy do starego schematu. Nie wchodźcie mi w drogę.
Obrócił się i wszedł z powrotem do domu. Spojrzałem na Bretta, który spuścił głowę w dół, tak jakby jego buty były najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Miałem ochotę uderzać swoją głową o ścianę. Naprawdę. I byłbym gotowy to zrobić, gdyby nie fakt, że nie chciałem, aby Thomas był smutny. Na pewno przyniosło mu to jakiś smutek. Może był zraniony słowami Bretta.
— I co żeś zrobił?! — zapytał Minho. — Czy ty nie widzisz, że Thomas traktuje nas jak własnych przyjaciół?! Przyniósł nam pieprzoną gorącą czekoladę choć nie musiał!
Popatrzył jeszcze chwilę na bruneta i pokręcił głową. Potem wszedł do domu i zniknął nam z oczu.
— Naprawdę nie chciałem, aby to usłyszał — powiedział. — Ja po prostu podzieliłem się z wami swoimi obawami. Boję się tego, co przyniesie nam dalej los, tego co zrobi Thomas po zakończeniu waszego zlecenia... Czy nas zabije? Czy pozwoli nam normalnie żyć?
— A czy on ci zabrania żyć?! — zapytałem, robiąc się coraz bardziej wściekły. — Możesz wyjść z tego domu, jechać gdziekolwiek ci się tylko chce. Jedynie co jest inne niż u nas, to jest to, że każdy ma tutaj swoje obowiązki. Nic więcej!
— Wiem, wiem! Ale co z tym, co wydarzy się po ostatnim zleceniu?
— Nie rozmawiałem z Thomasem na ten temat. Chciałem z nim porozmawiać. A teraz to już nawet nie mam po co się odzywać! Dziękuję, Brett.
— Ale ja... Ja naprawdę...
— Wiem, że to są twoje obawy. Wszystko rozumiem, ale mogłeś z nami normalnie porozmawiać, że boisz się o to, co będzie dalej. Myślałem, że kwestię zaufania do Tommiego mamy już załatwioną.
CZYTASZ
Corrupt and righteous (dylmas, briam, brainho) ✔
Fanfiction"- Wyprowadzasz mnie z równowagi. Zabrać ich. Obróciłem głowę w stronę drzwi, gdzie stał Dylan i Brettem. - Jeśli nie weźmiecie mi tych chujów z oczu, naprawdę uduszę ich tu i teraz, a mam lepsze atrakcje. Szczególnie dla tego postrzelonego. Ciekawe...