Prolog

1.8K 178 147
                                    

Zerrezath

Dziś mija sześćsetny dzień, od kiedy śledzę Zoe Geverottę. Sześćsetny dzień, od kiedy stałem się jej cieniem i nie spuszczam jej ze swoich wygłodniałych oczu.

Gdy dziewczyna weszła do budynku, głowy kilkunastu demonów obróciły się w jej kierunku z powodu zapachu piżma, którego dodała do kąpieli, licząc, że pomoże jej to w znalezieniu miłości, ale dla swojej zguby przyciągała nim także naszą uwagę.

Natura mojej małej wiedźmy już i tak była smakowita bez dopieszczania jej dodatkową szczyptą magii, a to za sprawą wyjątkowej duszy, zwanej vitae, którą w sobie nosiła. Zdarzały się one niezwykle rzadko wśród śmiertelników, ponieważ mimo że pozostawały uwięzione w ludzkich ciałach, potrafiły nawiązać kontakt między światem boskim i tym przeklętym, przez co stawały się bardziej wyczulone na magię oraz miejsca, gdzie nasze sfery się ze sobą przenikały.

Według naszych legend nie istniało nic bardziej smakowitego i nic bardziej pożądanego w piekle niż vitae, ze względu na fakt, że kto posiadł na własność takową duszę, stawał się potężniejszy i bardziej ceniony w swoim kręgu.

W przeciwieństwie do mnie Zoe nie dostrzegła jednak spojrzeń moich pobratymców. Nie widziała także mnie, mimo że kroczyłem przy jej boku. Kiedy demony mnie dostrzegły, przestały wodzić wzrokiem za jej długimi nogami i posłusznie przekierowały uwagę gdzie indziej. Nie dziwię się im, bo moja reputacja sięgała dalej niż do dziewiątego kręgu piekła, więc żaden z nich nie miałby ze mną szans, o ile w ogóle odważyłby się stawić mi czoła.

The Cosmopolitan to jeden z najbardziej rozpoznawalnych klubów w Las Vegas, który oprócz klejącej się od alkoholu podłogi miał do zaoferowania klasycznie kasyno, hotel i słabą restaurację. Na bramkach do sekcji tanecznej przywitał ją ten sam ochroniarz co tydzień temu, a zwisające z sufitu girlandy lśniły na różowo, niczym płachty diamentów odbijając blask neonów przy wejściu. Moja Zoe nienawidziłaby tego miejsca, ale sobotnia Zoe lgnęła do niego jak człowiek do grzechu. Nie tylko dlatego, że mają tu według niej najlepsze drinki, ale dlatego że często przebywa tu ktoś, o kim od kilku tygodni nie może przestać myśleć.

Niestety to nie jestem ja i nigdy nie będę, ponieważ Zoe mnie nie dostrzega.

Ale to się wkrótce zmieni.

Nie mam do końca pewności, gdzie pierwszy raz zobaczyła tego śmiertelnika, ale przez całą noc nagrywała wiadomości głosowe do swojej jedynej przyjaciółki Camille o tym, jak wyglądał i kiedy poczuła, że to miłość od pierwszego wejrzenia.

Demony znały tylko emocje wywodzące się z siedmiu grzechów głównych, więc nie wiedziałem naturalnie, czym jest miłość czy szczęście ale potrafiłem rozpoznawać ludzkie uczucia po mimice, biciu serca, odruchach ciała czy woni, z jaką się wiązały.

Ale dobrze znałem pojęcie własności.

W pewnym sensie ja i ona nie różniliśmy się za bardzo od siebie. Ona śledziła jego. Ja śledziłem ją. Znalazła go w telefonie, sprawdziła, gdzie przebywa, co lubi i jakie strony ma w obserwacjach. Nie zajęło jej długo, by odszukać go na zdjęciu z jednej imprezy w Cosmopolitan, i od tamtego czasu to tutaj spędzamy każdą sobotę przez ostatnie dwa miesiące lata. Jak zawsze wyglądała pięknie, choć wiem, że ten strój jest tylko przebraniem. Moja Zoe chodzi w czerni, ale sobotnia Zoe w różu. Moja Zoe nosi naszyjniki z kamieni, ametystu wspierającego intuicję, czy turmalinu ochraniającego ją przed pomniejszymi demonami, ale sobotnia Zoe nosi złoty wisiorek z tandetnym serduszkiem.

Landrynkowa, błyszcząca sukienka odsłaniała jej pełne piersi i długie nogi. Czarne loki opadły na ramiona, a pełne usta były lekko rozchylone. Ćwiczyła przed lustrem ten ponętny, tajemniczy wyraz twarzy od dłuższego czasu, tak samo jak postawę, gdy tylko zorientowała się, jakimi dziewczynami interesuje się jej obiekt westchnień. Przed wyjściem wyjęła kolczyki z wargi i nosa, większe tatuaże zasłoniła specjalną taśmą w kolorze skóry, a resztę przykryła kosmetykami, wiedząc, że raczej nie są w jego guście.

I choć zmieniła wszystko na zewnątrz, to w środku wciąż jest lgnącą do mroku grzeszną duszą, którą zamierzałem zabrać ze sobą do piekła.

Wiedźma trochę niezgrabnie usiadła przy barze, nie potrafiła chodzić w tak wysokich szpilkach, idealnie pasujących do jej stroju. Krzyknęła coś do barmana, a ja stanąłem pod przeciwległą ścianą, obserwując ją. Robiłem to już mechanicznie, nie spuszczając z niej wzroku i zawsze będąc w odległości kilku kroków.

W tym momencie dostrzegłem przynajmniej czternaście sposobów na to, by ją zabić, a marzyłem o tym od dawna.

To jednak nie takie proste, jeśli chciałem, by jej dusza już na zawsze należała do mnie, by odnalazła mnie w piekle, gdy się już tam znajdzie.

Wiedziałem, że ten wieczór będzie wyglądał tak jak zawsze. Zoe wypije drinka, chwilę potańczy z kilkoma losowymi mężczyznami, nie spuszczając z oczu tego, na którym jej naprawdę zależy, i wróci żółtą taksówką na przedmieścia miasta do mieszkania dzielonego z matką. Włączy w telefonie ulubioną muzykę, zapali kadzidła i z butelką wina będzie śpiewać i płakać jednocześnie. Nie rozumiałem jej, mimo że bardzo bym chciał, była jednak dla mnie za bardzo ludzka. Kierująca się miękkimi uczuciami, nie będącymi tak prostolinijnymi jak władające mną instynkty.

Uniosła do ust drink – jak zawsze jest to Pornstar Martini – i rozejrzała się po sali, zawieszając wzrok na mężczyznach, którzy tak jak ona, wypatrywali już chętnych ciekawskich dusz na parkiecie. Czułem, jak niecne myśli wkradają się do ich głów. Jak kontemplują o hazardzie, alkoholu, pieniądzach i dotyku innych ciał dopuszczających się bezeceństw w ich wizjach... Stop.

Otrząsnąłem się od smaku ich grzesznych umysłów, skupiając się na jej ciemnych oczach szukających tego, dla którego tu przyszła. Gdy go dostrzegła, nawet stąd widziałem, że jej źrenice się powiększyły. Oblizała lekko usta i znów przyjrzała mu się dyskretnie zza kotary czarnych włosów, licząc, że różowa, krótka sukienka zwróci jego uwagę.

Wtedy stało się coś, co zaburzyło rytm naszych cotygodniowych wypadów tutaj. W głośnikach rozbrzmiała kolejna piosenka o namiętnej miłości, gdy Zoe wstała niezgrabnie z krzesła i skierowała się ku loży, gdzie zasiadał on wraz z przyjaciółmi. się przy ścianie, bo nie wiedziałem, co ona wyprawia, a moje „ja" zadrżało. Zawsze po pierwszym drinku szła do toalety, obserwując go z daleka, wracała potańczyć na parkiecie i znów kierowała się do baru, a potem wracaliśmy do domu. Pierwszy raz złamała ten schemat po tylu tygodniach rutyny

Nastroiłem się ku jej ciału odczytując z niego jej niepokój, stres i szczerze nie sądziłem, że odważy się dziś do niego podejść. Spanikowałem, ale zazdrość zalała mnie bardziej, gdy zobaczyłem, że zmierzając w jego kierunku, zaczyna kręcić biodrami, tak jak ćwiczyła. Jeden z jego kumpli dostrzegł ją w tłumie i puścił do niej oczko, na co ona lekko spuściła głowę, onieśmielona, ale uśmiechnęła się lekko, serwując im uśmiech numer cztery. Nazwałem go uśmiechem głupiej idiotki mającym sprawić, by mężczyźni poczuli się pewniej w jej towarzystwie.

Wiem o tym, bo Zoe jest tak naprawdę wężem nakłaniającym do grzechu. Manipuluje, udaje kogoś, kim nie jest, byle osiągnąć swój cel.

Minęła mnie, przechodząc obok ściany, przy której stałem. Jej ramię właściwie musnęło moje jestestwo, ale mnie by nie dostrzegła nawet gdyby była w stanie, bo wzrok ponownie utkwiła w tym mężczyźnie, a on nawet jeszcze na nią nie spojrzał, oglądając nowy zegarek siedzącego obok niego kumpla. Nie wiem, co zrobię, jeśli ona zaprosi go na randkę, i – co gorsza – jeśli on się zgodzi. Nie mogę na to pozwolić. Moje myśli mknęły jak szalone, a żądza mordu przemówiła do mnie mocniej niż zazwyczaj, gdy w jej okolicy pojawiali się inni mężczyźni.

Zoe była sama od zawsze.

A przynajmniej tak jej się zdawało, bo nie widziała otaczających ją duchów i demonów pragnących karmić się jej bólem, strachem i grzechem.

Teraz jednak byłem tak zbity z tropu jej nagłą zmianą zachowania i decyzją, że mogłem się tylko przyglądać i emanować gniewem, zbliżając się do loży, by podsłuchać rozmowę.

Wbiłem wzrok w tył jej głowy i obserwowałem przeznaczoną mi dziewczynę, mimo że ona mnie nie dostrzegała. Dziewczynę zmierzającą właśnie ku innemu, w którego wpatrywała się syrenimi oczami, mimo że ja swoich czarnych nie spuszczam z niej od prawie dwóch lat.

Zostało mi sześćdziesiąt sześć dni, aby ją zabić i zabrać jej duszę, by wróciła ze mną do piekła. Inaczej już na zawsze pozostanę sam i nigdy nie dowiem się, jak smakuje Zoe Geverotta.

10 GRZECHÓW GŁÓWNYCH [WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz